#sienkiewicz

0
4

Henryk Sienkiewicz odwiedził Nowy Jork. Nasz wieszcz narodowy nie był jednak zachwycony Ameryką


Młodego Sienkiewicza zszokowały kontrasty: bogactwo i niedbalstwo, gigantomania i brak smaku. Nie przypadły mu do gustu marna kuchnia i „prowokacyjnie” zachowujące się kobiety. Z westernowej Ameryki wywiózł jednak pomysł na swój własny historyczny „eastern”.


Henryk Sienkiewicz odwiedził Nowy Jork w marcu 1876 roku. Spędził tam tylko kilka dni, ponieważ amerykańska metropolia nie była właściwym celem jego podróży. Pierwotny pomysł miał inny. Trzydziestoletni wówczas Sienkiewicz wraz z grupą znajomych artystów, wśród których znajdowała się słynna aktorka Helena Modrzejewska, chcieli udać się do Kalifornii i założyć tam farmę. Utopijną komunę na wzór wspólnot postulowanych przez francuskiego filozofa Charlesa Fouriera. Niewiele z tego wyszło. Jednak podróż przez Amerykę Północną zaowocowała prasowymi korespondencjami, które przyniosły Sienkiewiczowi sławę.


To, co pisał o Nowym Jorku, może nas dziś zadziwić. „Miasto, które na pierwszy rzut oka z morza zarysowywało się tak majestatycznie i wdzięcznie, widziane z bliska nie zachwyciło mnie wcale. Pobrzeże portu brudne, między drewnianymi budynkami nie masz bruków; wszędzie leżą kupy śmieci; doki drewniane połyskujące brudną wodą, ludność zaś, jak zwykle ludność portowa, wygląda jakby przed chwilą urwała się od szubienicy” – opisał swoje pierwsze wrażenie.


Sienkiewicz zamieszkał w hotelu Central na Broadwayu. Na słynnej ulicy „wystawy sklepowe biły łuną gazowego światła, czarna i biała ludność tłoczyła się na chodnikach, szeregi latarni ginęły w oddaleniu”. Sienkiewicz całkiem dobrze poczuł się w „w białym marmurowym przedsionku hotelu, ubranym w kwiaty, dywany, jaśniejącym tysiącami świateł”. Szybko jednak uznał, że w tym przepychu brak smaku. Zdziwiło go także, że oprócz gości hotelowych w ogromnych salach „mnóstwo osób z miasta zbiera się wieczorem (…) dla czytania gazet, spotkania się ze znajomymi, palenia lub żucia tytuniu, wreszcie dla pokołysania się na jednym z biegunowych krzeseł, których tu mnóstwo”.


Dostało się też hotelowej kuchni. „Według zwyczajów amerykańskich, przed każdym z gości stawiają tu mnóstwo porcelanowych miseczek ze wszelkiego rodzaju jadłem od razu. Masz przed sobą od razu zupę, mięsiwa, ryby, jaja, pudingi, pomidory, kartofle, lody, poziomki, jabłka, migdały, kawę, słowem niezliczoną ilość dań w małych dozach. Zaczynaj skąd chcesz, jedz co chcesz, nikt tu na to nie patrzy. Murzyn stoi nad tobą jak kat nad dobrą duszą i ustawicznie dolewa ci wody z lodem w szklankę, skoro ją tylko wypijesz, odpowiadając niezmiennym: Yes, sir! na wszystkie twoje żądania“ – narzekał Sienkiewicz.


Polak uznał, że Amerykanom nie chodzi o to, by zjeść smacznie i zdrowo, lecz jak najprędzej i wrócić do interesów. „Skutkiem tego systemu w jedzeniu, wszystko tu jada się zimne, skrzepłe, zdębiałe, nawet w najlepszych restauracjach. Kuchnia amerykańska jest najniegodziwszą kuchnią na świecie” – ocenił pisarz.


Samo miasto Sienkiewicza ogromnie rozczarowało. Nie znalazł tam pomników historii i monumentów, jak na Starym Kontynencie. W czasie, gdy odwiedził Nowy Jork, nie było tam jeszcze imponujących wieżowców, nie stanął jeszcze nawet Most Brooklyński (1870–1883).


Central Park wydał mu się nijaki. Wielkie muzea i galerie dopiero się tworzyły. Giełdową ulicę Wall Street porównał do domu wariatów: „Spokojnego widza strach przejmuje na widok tego, co się tu dzieje! Gwar tu, wrzask i wrzawa taka, jakby za chwilę miało przyjść do bitwy”.


Nie widział w Amerykanach narodu w sensie europejskim. Widoczna energia mieszkańców nie rekompensowała Sienkiewiczowi zauważonych braków. „W New Yorku masz tylko kupców. Handel, handel i handel, business i business, oto, co widzisz od rana do wieczora, o czym ustawicznie słyszysz i czytasz” – utyskiwał. Jego daniem metropolia „imponuje ci ogromem, ruchliwością, przemysłową cywilizacją, ale nuży cię jednostronnością społecznego życia nie wytwarzającego nic więcej prócz pieniędzy”.


A chociaż Sienkiewicz przyjechał z Kongresówki – spod zaboru rosyjskiego, który był zacofany w stosunku do Zachodu – przerażało go nowojorskie niedbalstwo. „Na chodnikach przed lustrzanymi szybami sklepów, leżą kupy śmieci. Miasto zabłocone, brudne, źle wybrukowane; miejscami stoją małe kałuże czarnego błota, które nie może spłynąć przez zatkane ścieki ku morzu. Mnóstwo papierków, szczątków z gazet, podeptanych skórek z jabłek i pomarańcz” – wymieniał zbulwersowany.


„Między pysznymi powozami, omnibusami, jeżdżą wozy ładowne ogromnymi pakami towarów lub przechadzają się świnie, nie wiadomo do kogo należące, z powystrzępianymi przez psy uszami. Świń tu mnóstwo“. W tym miejscu swej relacji Sienkiewicz powołał się na podobną refleksję słynnego angielskiego pisarza Charlesa Dickensa, który odwiedził Nowy Jork 35 lat przed nim. Nie był więc Sienkiewicz w swej opinii odosobniony, ani oryginalny. Kto wie, może nawet był z lekka uprzedzony? Warto też zauważyć, że zdaniem literaturoznawców Sienkiewicz lubił relacje podkolorować, dodać trochę od siebie.


A jako że miał nad Wisłą opinię kobieciarza, nie mógł też pominąć tematu dam, które widywał za Atlantykiem. Zauważył, że „Amerykanki stroją się więcej jak wszystkie kobiety na świecie”. Skrytykował jednak, że brak im gustu. Na dodatek zaskoczyło go, że mieszkanki Nowego Jorku są „nadzwyczajnie śmiałe, wyzywające i kokietki do tego stopnia, że słusznie można rzec, iż role tu zostały zmienione, i stroną prowokującą jest kobieta“.


Po powrocie do kraju sensacyjne opowieści o Ameryce – a relacje z Nowego Jorku były dopiero ich początkiem – przyciągnęły do Sienkiewicza wiele słuchaczek i czytelniczek. Swoje wrażenia zza oceanu opisał najpierw w prasie (w „Gazecie Polskiej”), a potem zebrał w „Listach z podróży do Ameryki”.


Nie był to jednak koniec amerykańskiego doświadczenia pisarza. Zaowocowało ono czymś jeszcze. „Dorobek literacki Sienkiewicza po powrocie z wyprawy na drugi kontynent nie zamyka się na tekstach powiązanych z tą podróżą lub z kwestiami amerykańskimi. Sienkiewicz wzmacnia w nich już istniejący mit Ameryki jako ziemi obiecanej, ale wzbogaca go o akcenty nowe, silnie naznaczone indywidualizmem. Ponieważ rodzi się też w niej jako człowiek pióra – tu kiełkują w nim pomysły na wielką powieść o polskich Kresach, rodzaj easternu, a Kozacy – jako ludzie pogranicza, żyjący z naturą i z wojny nasuwają daleką analogię z Indianami” – ocenia badaczka dr hab. Jolanta Sztachelska w eseju „Co Sienkiewicz przywiózł z Ameryki? Wokół podróży z 1876 roku”.


Już niedługo po powrocie zza Atlantyku Sienkiewicz zasiądzie do pisania noweli „Niewola tatarska”, a w 1883 roku zacznie publikować w odcinkach „Ogniem i mieczem”, dając początek Trylogii.


Za: https://www.national-geographic.pl/historia/henry-sienkiewicz-odwiedzil-nowy-jork-nasz-wieszcz-narodowy-nie-byl-zachwycony-ameryka/

#historia #usa #sienkiewicz #podroze

AlvaroSoler userbar
skorpion

Z ostatniej chwili: Henryk Sienkiewicz odwiedził Nowy Jork.

izopropanol

@skorpion nie uwierzysz co zobaczył!

AndzelaBomba

@skorpion chyba Znany pisarz odwiedził Nowy Jork 😛

LondoMollari

wygląda jakby przed chwilą urwała się od szubienicy

@AlvaroSoler Prawa autorskie wygasły, więć zabieram ten tekst celem użycia wtórnego wobec niektórych gagatków. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

AlvaroSoler

@LondoMollari nom, tekst niezły

b0lec

Walić Sienkiewicza kłamcę i sarmackiego dziada przez którego musieliśmy czytać w szkole te jego pseudohistoryczne i kłamliwe wysrywy

Zaloguj się aby komentować

638 + 1 = 639


Tytuł: Ogniem i mieczem

Autor: Henryk Sienkiewicz

Kategoria: Powieść historyczna

Wydawnictwo: Wolne Lektury

Format: e-book

Liczba stron: 982

Ocena: 8/10


Link do LubimyCzytać:

https://lubimyczytac.pl/ksiazka/244204/ogniem-i-mieczem


Trochę mnie tu nie było, ale złożyły się na to dwa czynniki. Pierwszy: nowa praca, więc mniej wolnego czasu; drugi: zabrałam się za "Ogniem i mieczem", które pochłonęło mnie po całości.


Od razu się przyznam — nie jestem jak @sireplama i nie czytałam Trylogii Sienkiewicza jako szóstoklasistka; ale może to i dobrze, bo pewnie nic bym z niej nie zrozumiała i nie zapamiętała. Nie czytałam jej w zasadzie nigdy, i było to dla mnie jakimś takim powodem do wstydu. A że od jakiegoś czasu chętniej sięgam po klasykę i nadrabiam zaległości, to zdecydowałam się ruszyć i tę kobyłę.


"Ogniem i mieczem" opowiada o czasach powstania Chmielnickiego (XVII wiek), o bitwach i oblężeniach z nim związanych (Żółte Wody, Korsuń, Lwów, Beresteczko, Zbaraż), o stosunkach polsko-kozackich w tamtym czasie, o trudnej polityce wewnątrz kraju, ale też o braterstwie szlachciców i miłości, której wciąż są rzucane kłody pod nogi.


I ojej, co to była za lektura. Początki były ciężkie — język Sienkiewicza jest dla nas już lekko archaiczny, przez co pierwsze zdania trzeba było czytać po 2-3 razy. Bardzo pomocne były przypisy z ebookowego wydania tej książki od Wolnych Lektur, ponieważ nawet gdy pojęcie powtarzało się w kolejnych rozdziałach, to znowu dawano do niego przypis. Dzięki temu można za każdym razem sprawdzać, co oznacza "hadko" i "rankor", bo te słowa po prostu nie wchodzą do głowy.


Ciekawie jest spojrzeć na tę powieść przez pryzmat "Iliady" i "Odysei" — gdzieś mignęło mi, że Sienkiewicz czerpał z eposów Homera, i faktycznie da się wyczuć nawiązanie do nich. Mamy je chociażby w postaci dążenia Skrzetuskiego do odnalezienia Heleny, konfliktu Skrzetuski-Bohun, epickiego opisu walk, a także pewnej dozy humoru.


Cieszę się, że się przekonałam i sięgnęłam po tę książkę. W szkole nie miałam obowiązku jej przeczytania (a wiadomo, status lektury zabija radość z czytania większości książek), zaś teraz mogłam ją odkryć na własnych warunkach, pośmiać się, czasem zapłakać i pomyśleć, że ten Bohun faktycznie nie taki zły, choć łobuzem strasznym był. Polecanko.


Prywatny licznik (od początku roku): 20/52


Opublikowano za pomocą https://bookmeter.xyz


#bookmeter #ksiazka #ksiazki #lektura #sienkiewicz

04ce6479-6685-48f3-be6e-4e7ce8c86743
Wrzoo userbar
sireplama

@Wrzoo jezusmariapeszek... Co ja Wam tam bajdurzyłem po piwkach?! Jakąś edycję radia Erywań zrobiłem.


Ja Krzyżaków czytałem jako gówniak, nie trylogię :] I to było we wczesnej podstawówce - 7, 8, 9 lat, tak plus minus.


Aczkolwiek pamiętam, że w przedszkolu za Małego Księcia i Winnetou się zabrałem.


A co do zrozumienia co czytam, to za wytłumacza służyła, maltretowana co dwie minuty, mama xD

Wrzoo

@sireplama to ja nie wiem, co się stało - rozmawialiśmy o Ogniem i mieczem xD

Michot

@Wrzoo Dziwna kategoria książek. Jak poleżą to się robią lepsze, dużo smaczniejsze. Jak oni robią takie książki? xD

Mr.Mars

@Wrzoo Już nie pamiętam dokładnie, ale w latach szkolnych przeczytałem trylogię w niesamowicie szybkim tempie.


Później byłem prymusem z języka polskiego.

Zaloguj się aby komentować

Siadajcież mościpanowie a miodu mi polejcie, bo też mi w gardle niemożebnie zaschło, to wam opowiem historyją o dwóch bitwach jednego dnia, co miasto nasze nawiedziły. Miodu nie macie? Okowitę macie! Też się nada, zawszeć to cieplej człowiekowi będzie, a i dowcipu przybywa!


Było to roków kilkanaście temu, kiedy to jeszczeście panowie oficyjerowie z kogutami na podwórcach kijem wojowali, a miecza podnieść by nie podołali. Ja czeladnikiem byłem przy artyleryji co to na murach naszych fortecznych stała i do dziś stoi. Wiosny pewnej wojennik wielki nazwiskiem Yog zdążał do księcia Boragusa w Ulgak. Ekstraordynaryjny wojennik był to, bowiem z matki dżina i ojca z naszych, w magii w Bracadzie długie lata szkolon był, ać krew ojca mu w żyłach zagrała, bo rzemiosło czarodziejskie porzucił, przysięgając nigdy więcej księgi zaklęć nie tknąć. Zdążał więc do Ulgak, aleć mu książęcy drogę utrudniali. W naszym mieście obóz miał, tośmy mu tabor i wojska dostarczali. Miał kumotra niezrównanego Tyraxora, któren mu wojsko odprowadzał: behemoty, ptaki gromu, ogry i wiele innych, u nas zrodzonych i szkolonych, żołnierzy wybornych. I kiedy mu je tak odprowadził, półkownik Yog bitwę z książęcymi wygrał, wróg u naszych bram stanął, jako pod Rzymem Hannibal.


Poruszenie wielkie się u nas wzbudziło, jak po ogień do fortecy zdążały zebrane po prowincyi oddziały. Tuszyli niektórzy, że rotmistrz Tyraxor wróci na czas komendę objąć, ale gdy już z murów chorągwie purpurowe się pokazały, toć się jasne stało, że retardacyją jakowąś miał. Niepokój się między podoficyjerami wszczął, jako też dowodzić nie było komu, kiedy porucznik Gurnisson na nogi stanął i rzekł, że komendę on obejmie i miasta ślubuje bronić do śmierci swojej lub wroga. Wypito tedy zdrowie jego i pomyślność naszą i buławę mu dano. Przygotowania do obrony poczyniono, porucznik uczciwie do pracy się wziął, chociaż grosza w kasie brakowało, a takoż i rekruta, kiedy co lepszego Tyraxor tydzień wcześniej już był zabrał. Wszystkie zapasy wartościowe w zamku kupcom za złoto przehandlowano, żeby pospolite ruszenie zebrać, i tak urobek tygodniowy do walki stanął: trzy behemoty, cztery cyklopy, sześć ptaków gromu i pomniejszych oddziałów nieco więcej. Hrabiego oddział liczniejszy był od naszego – roków miał samych trzydzieści, które to naszych obrońców najwięcej ubiły, łuczników dwakroć tyle co my, a w sztuce magicznej górował nad nami zupełnie.


Bitwa była sroga i krwawa (tu na tym sprawozdaniu mościpanowie to przeczytacie, co je po dziś dzień przechowuję), ale Gurnisson, w dowodzeniu miejskim garnizonem ani też wojskiem wielkim doświadczonym nie będąc, jakoż i czarownikiem miernym, wygrać nie podołał. Nasi w boju padli, zmorzyliśmy jakkolwiek wroga okrutnie, że hrabia Gird (niech go szkieletornie pochłoną!) triumfalnie do miasta wjeżdżał z garstką zaledwie. Porucznik Gurnisson jednak przysięgi swej dochował, w ostatniej chwili rzucając się straceńczo na grupę goblinów, gdzie zaraz usieczon został. Pochowalim go wraz z innymi za fosą.

Hrabia zamek obejrzał, nam, ostatkami sił stojącym, w oczy zajrzał, po czym wiktu dla swych oddziałów zażądał. Niewiele jednak mu się dostało, choć i przemocą resztkę odebrał, bo i śpichrze w zamku puste były, toteż sztandar swój tylko na wieżę usadzić kazał, podatek Yogowi należny od chłopów odebrał i w pole dalej naszego pana ścigać wyruszył. Nam z powrotem na murach stanąć polecił i zamku bronić, jakby go Tyraxor odbić chciał, acz wsparcia żadnego nam nie zostawił, jeno pachołków paru – pisarzy do liczenia podatku.

Ledwie jego chorągwie za lasem zniknęły, kiedy drugi oddział nam się na horyzoncie pojawia, wcale od Girdowej garstki niewiele mniejszy. Myślelimy, że hrabia wraca i jednak nam garnizon zostawia, tedy bramę naraz otwarto szeroko. Uwierzyć my nie mogli, kiedyśmy zobaczyli, że to pan Tyraxor po moście wjeżdża! Skakać żeśmy z radości zaczęli, a pana rotmistrzową szkapę wraz z nim podrzucać do góry, jakoby krasnolud złota sakiewkę, kiedy ją za wydobytą rudę dostanie. Rotmistrz złoto przywiózł i zapasy, i zaraz mówi – gotować się do obrony! My, choć zmęczeni, zaraz animuszu nabraliśmy, boć wojennik to wielki, a i czarownik nierównie od Gurnissona potężniejszy, toteż mimo liczebności oddziału niedużej, nadzieję mieliśmy już na wytrwanie.

Pana Girdowi pachołkowie zaraz na spytki wzięci zostali, bo też rotmistrz wiedzieć chciał, ile wojsk i jakich w pobliżu naszym stoi. Jednak myśmy z murów wnet mu wyeksplikowali, ile jakich wojenników hrabiemu zostało. Tyraxor ze spokojem nas wysłuchał, co też nam otuchy dodało. Pachołków do lochu zamknął, jednakże okazało się, że który musiał wcześniej zbiec, bo jeszcze przed wieczorem zobaczylimy purpurową drużynę pod zamkiem, szykującą się do szturmu.

Książęcy dużo wojska nie mieli, a zwłaszcza żadnego do murów szturmowania, ale łuczników okrutnie dobrych samych już więcej niż my wszystkich żołnierzy. Nasi strzelcy z wież jednak celnie ich razili, toteż nie mieli oni wolnej ręki nas ostrzeliwać, a rotmistrz Tyraxor potężnymi czarami ich nękał. Uważacie panowie, jaki oryginał z tego Yoga – sam magii się brzydził, a jednak magów zatrudniał i do bitew wykorzystywał! Boć to i naprawdę trzeba chcieć sobie życie utrudnić, kiedy byle jakie zaklęcie taką wspaniałą pomoc w bitwie oddać może. Ale nic to.

Gdy wróg katapultą swoją zburzył nam wieżę strzelniczą, a Girdowi łucznicy decymowali nas zza murów, rotmistrz wydał swoim wilczym jeźdźcom rozkaz wypad zrobić. Zadrżeliśmy na myśl o takowej eskapadzie, ale innego ratunku nie było. Oni w ogień piekielny by za nim skoczyli, toteż wzięli tylko na szczęście zaklęcie żądzy krwi od ogrzych szamanów i ruszyli. Hobgoblinów oddział znieśli przy samej bramie i popędzili w kierunku łuczników, tych jednak zasłonili goblinowie Girdowi. Wilcy znaleźli się w matni, legło ich ze czterdzieści, jednak nasze ogry dopędziły ich i wspomogły na skrzydłach. Widać było poruszenie i złośc w Girdowym obozie, bo zdrowasiek wcześniej już zwycięstwo tam niemal trąbiono. Po kolejnej magicznej strzale rotmistrza zobaczyliśmy padające tłumy uruków łuczników i zaraz rozległ się róg wzywający do odwrotu, a uciekali tak, że dogonić ich się nie dało, snadź hrabia zmiarkował, że chwila jeszcze i cała drużyna jego zniesiona by niechybnie została. Bitwa była wygrana! Wilki zaraz do zamku wróciły, chociaż we krwie nieprzyjaciela całe, gdy się słońce nad lasami już chyliło, a myśmy beczki z piwem otworzyli i do późna ucztowali, coraz to toasty na cześć Tyraxora wznosząc i Gurnissona upamiętniając. Pomnik obu bohaterom wzniesiony na rynku maślanym stoi, zaraz obok kościoła.

Ejże, mościpanowie, butla okowity pusta? To koniec opowiadania, legnijmy juże spać, bo jutro kolejny dzień wojaczki nas czeka i ze słońcem wstać trzeba.


#heheszki #heroes3 #pasta #sienkiewicz #panzagłoba

c05656e8-6391-454c-a2ed-d827f54cb086

Przed chwilą Janukowycz od katalizatorów na Tvp mówił że gdzie nie pojechał to JP2 wszyscy znali, Japonia usa, Niemcy itp.


Takie wspomnienie mi się włączyło właśnie w związku z tym.


Okolice 2018/19, Sarajewo stary rynek, Bośnia. Naganiacz z kanapy namówił mnie i babę na fajną wyżerkę. Siedzimy przy jakimś apetyzerze i tak luźnie gadamy trochę po angielsku trochę po swojemu. Gość pyta skąd jesteśmy, no ofkoz from Poland. Gada, że fajnie i coś tam kojarzy od nas nawet jakieś miasta typu Łosroł czy Kraków


No i teraz jakiś LOSOWY Bośniacki przechodzeń usłyszał naszą rozmowę i mówi do nas: LEWANDOWSKI!!! Z uznaniem mu wszyscy kiwneliśmy głową a DRUGI Bośniak co przechodził mówi: I SIENKIEWICZ!


Nawet nie wiecie jak mi gość zaimponował. Losowy Bośniacki przechodzeń kojarzy Sienkiewicza.


To tak w kontekście jak w TVP mówią, że JP2 jest najbardziej kojarzonym i uwielbianym Polakiem na świecie.


#tvpis #jp2 #lewandowski #Sienkiewicz #wspomnienia

loginnahejto.pl

@entropy_

Przed chwilą Janukowycz od katalizatorów na Tvp mówił że gdzie nie pojechał to JP2 wszyscy znali, Japonia usa, Niemcy itp.


nie wiem co z tego ma wynikać, bo hitlera też wszyscy na świecie znają xd

entropy_

@loginnahejto.pl generalnie nic nie ma z tego wynikać. Takie moje losowe wspomnienie o sławnych Polakach za granicą.

BenAli

@entropy_ Ten losowy bośniacki przechodzeń mógł być slawistą po studenckiej wymianie w latach 80. w Warszawie. Jeden to za mało.

entropy_

@BenAli no to miałem niezwykłe szczęście spotkać taką wykształconą osobę.

sraty-pierdaty

@entropy_ w sumie Quo Vadis jest dosyć znane xD

Zaloguj się aby komentować