@0jciecPijo Nazywanie obozów polskimi odbywa się od czasu do czasu w mediach na całym świecie i trzeba naprawdę wyssać sporo wspomnianego jadu z mlekiem matki, aby pojedyncze incydenty uznać za zaplanowaną akcję. Litości.
Natomiast jeśli chcesz zaprzeczać istnieniu polskich kolaborantów, szmalcowników i zwykłych zbrodniarzy, nie mamy o czym rozmawiać. Bo nie tylko próbujesz na ruską modłę wykrzywiać historię, ale wręcz zaprzeczasz temu, co sam wiem od świadków tamtych wydarzeń. Widzisz człowieku, moje pokolenie miało jeszcze osobisty kontakt z ludźmi, którzy II Wojnę przeżyli jako osoby dorosłe. Jasne, zbrodnie na Żydach w polskim wykonaniu nie stanowiły żadnej zasady. W przeciwieństwie do Litwinów, Łotyszy, Słowaków, Ukraińców, Rumunów czy bratanków Węgrów, nie pomagaliśmy Niemcom (i tym biednym Austriakom) w organizowaniu zagłady. W odczłowieczonym przez wojnę czasie, zbrodnie po prostu się zdarzały. Często w wykonaniu zwyczajnych bandytów, czasami ze strachu o najbliższych, czasami z chciwości. Ale miały miejsce. Mimo, że gdy był jeszcze ku temu czas, nie drążyłem tematu, znam trzy historie takich morderstw, które nigdy i nigdzie nie zostały opisane. Nie rozliczyliśmy się z tych świństw. Nie przed kimś. Sami przed sobą. Dlatego łatwo nas atakować, przyszywać nam dowolne łaty. Wrzeszczymy, zamiast rozliczyć i zamknąć ten rozdział.
A co do antysemityzmu: mój rodzony (ś.p.)dziadek, dziarski działacz Falangi, co tydzień z kolegami na targu w Sejnach robił mały, lokalny pogrom wśród żydowskich handlarzy. Sam mi o tym z dumą opowiadał. Więc dla mnie, Twoje wyobrażenie tolerancyjnej, miłującej pokój Rzeczypospolitej, w tym miejscu się kończy. Szczęśliwie wychowałem się na Górnym Śląsku, ale każde zetknięcie z ludźmi ze wschodniej Polski wywoływało we mnie konsternację. Bo temat jakichś mitycznych, trudnych do zdefiniowania "Żydów", był w ich rozmowach stale obecny. Uznałem w końcu, że uporczywe wspominanie tych nieokreślonych bytów, musi być wynikiem genetycznego uszkodzenia mózgu. I nadal tak uważam.