Pewnie każdy już słyszał o tej całej aferze z bogatymi typkami, którzy gdzieś na dnie oceanu powolij umierają w małej łodzi podwodnej, bo mieli bzika zobaczyć ten cały wrak Titanica. I co?
Ich jacht doznał awarii i teraz siedzą w tym podwodnym glajchu bez pojęcia, gdzie się znajdują.
Ponoć koszt takiej wyprawy dla jednej osoby to aż 250 000 dolarów. No ale czym się różni ta ich łajba od zwykłej wanny? Nie mają nawet porządnego okna, żeby popatrzeć na zewnątrz. Wszystko muszą obserwować na monitorach wbudowanych w środek tej stodoły.
Ale najlepsze jest to, że do sterowania tym wynalazkiem używają starych tandetnych padów od Logitecha. Takich samych, jakie sobie kupujesz, gdy rozwalisz w złości swój oryginalny kontroler i akurat nie masz na nowego od Xboxa. Świetnie, że najbogatsi ludzie na świecie są zmuszeni obsługiwać to badziewie.
Słyszałem, że tamte temperatury są tak niskie, że prędzej umrą z zamarznięcia niż z braku tlenu. Ale kto tam wie? Mogli ich oszukać i zanurzyć tylko metr pod wodą, a na monitorze puścić im jakiś realistyczny efekt z szumami. Pewnie nikt by się nie zorientował i biznes by dalej kwitł.
To takie trochę poetyckie ironiczne, że ci najbogatsi stali się ofiarami tego samego systemu, który stawia jakość, bezpieczeństwo i zyski ponad wszystko inne.
#ciekawostki









