Pamiętam czasy, kiedy "markowe" ciuchy to była rzadkość. Człowiek świecił gołą d⁎⁎ą na miejscowym bazarze, stojąc na kartonie i mierząc dżinsy zakupione przez handlarza na stadionie w Warszawie. Pierwszą "lepszą" rzecz miałam od wujostwa spod Krakowa- była to bluza z nosorożcem (dziś wiem, że to Ecko Unltd.). Czasem kupiło się jakiś łach od objazdowej handlarki i jakoś się żyło. Wszyscy nosili mniej więcej to samo, choć czasem ktoś się wybił (na ogół dzieci właścicieli wioskowych sklepów) i paradował w adidasach albo najkach. Może nie było markowo, ale za to biednie. Dręczenie odbywało się z powodów zazdrości, miłości lub nieodpowiednio lokowanych sympatii.
Dziś dzieciaki potrafią zabić śmiechem, jeśli nie masz odpowiedniego znaczka na ubraniu. Potrafią zadręczyć bo masz konsolę generację starszą, niż aktualna na rynku. Często są to dzieci wychowywane przez pokolenie moje - ubierane na bazarach, lumpeksach lub po bogatszych kuzynach- słowem, znających biedę.
Czytam, że nastolatek o mało nie skończył na tamtym świecie, bo rówieśnicy zniszczyli go przez ciuchy. Bo jego matka nie ubierała go w znaczki.
Silni pieniędzmi rodziców, ale słabi w empatię-to obraz jaki mam przed oczami, myśląc o dzisiejszych dzieciach. Jak do tego doszło? Nie wiem, choć się domyślam...
#przemyslenia #zalesie #gownowpis #czasowniema #kiedystobylo #dzieci #memy
