@Michumi wydawanie publikacji kosztuje. Kosztuje nie mało. Jednocześnie pracownicy naukowi są zmuszeni do publikowania jeżeli chcą utrzymać swoją pracę. Dosłownie płacą za to, żeby móc pracować.
Wydawnictwo z tych pieniędzy opłaca zespół recenzentów którzy powinni odrzucać słabe prace, ale w praktyce większość prac publikowanych jest nic nie warta (https://en.wikipedia.org/wiki/Replication_crisis ), ponieważ badacze publikują byle co byle publikować z uwagi na kulturę "Publish or perish" która wymusza na nich częste publikowanie.
Badacze kiedy badają nowy temat posiłkują się odkryciami poprzednich badaczy, co zmusza ich do przeglądania prac innych badaczy. Muszą przeglądać setki prac badawczych (wystarczy spojrzeć ile przypisów i źródeł mają publikacje).
Wydawnictwo oprócz pobierania pieniędzy za publikowanie w u nich badań, pobiera też pieniądze za przeglądanie ich. Koszta te są niemałe, bo zwykle wynoszą kilka-kilkanaście dolarów za dostęp do jednej pracy, gdy musisz tych prac czytać setki. Badacze muszą więc płacić zarówno żeby móc w wydawnictwie publikować, jak i żeby móc to czasopismo przeglądać. Jest to najzwyklejsze żerowanie ze strony wydawnictwa na nie swojej pracy.
W dodatku wydawnictwa nic, albo prawie nic nie płacą autorom badań do których dostęp został wykupiony.
Cały system wygląda tak:
-Jestem badaczem który potrzebuje się dowiedzieć czegoś o pewnym temacie
-Żeby to zrobić, muszę wydać ~700$ na dostępy do prac, żeby móc samemu przeprowadzić swoje badania, podpierając się na zdobytej już wiedzy
-Po napisaniu pracy badawczej, płacę temu samemu wydawnictwu na przykład 10.000$ za to żeby zrecenzowali, i opublikowali moją pracę (https://savageminds.org/2012/06/11/how-much-does-publishing-really-cost-the-long-answer/)
-Czekam kilka miesięcy żeby moje badanie ujrzalo światło dzienne
-Inni badacze potrzebują przeczytać moją pracę, i każdy płaci za to 8$, z których ja nie dostaję ani grosza, albo kilka centów. Moja praca zarabia teraz na poczet wydawnictwa, a nie dla mnie
-Reasumując, wydałem 10'800$, zarobiłem z tego 5$, i jedyny benefit jest taki że mnie nie wywalą z roboty. Cała kasa poszła do wydawnictwa
-Moje badanie nic nie zmieni, ponieważ z uwagi na koszta mało kto do niego zajrzy, niezależnie od jakości samego badania
Jest to system gdzie wydawnictwa zwyczajnie żerują na wszystkich, samemu nic nie dokładając. Autorzy prac nic nie tracą na "piraceniu" ich prac. Nie stracili żadnego "potencjalnego zysku", ponieważ nawet gdybym zapłacił to autorzy nie zobaczą z tego nic. W przypadku piracenia gier komputerowych możemy mówić o faktycznej kradzieży, ponieważ 100$ których nie zapłacimy steamowi oznacza np. 40$ których nie zobaczy twórca gry. W tym wypadku 100$ których nie zapłacimy wydawnictwu oznacza 0$ których nie zobaczy autor badania.
Dlatego tak. Jest to piractwo, jest to kradzież własności intelektualnej, ale uważam że jest moralnie usprawiedliwiona, i dzięki temu że jest możliwość takiego przeglądania prac naukowcy nie muszą zostawiać dodatkowych tysięcy dolarów wydawnictwu za to żeby przeczytać cudzą pracę. Na tym piractwie korzysta KAŻDY kto potrzebuje dostępu do badań, a jedyne osoby które są stratne to wydawnictwa które wyzyskują problemy świata nauki do własnych korzyści