Byłem wczoraj na kolacji w restauracji typu „ę ą”. Jak pani przyniosła danie główne to 10 sekund opisywała co tam jest, z czego jest zrobione i jakie jest fajne. Obok mnie twarzą zwrócona ku mnie siedziała parka, gdzie typ odpierdolił się jak admirał. Z drżącymi rękoma degustowałem moje danie. Normalnie taką porcję zmieściłbym do gęby na raz, ewentualnie na dwa razy widelcem, ale w związku z tym, że on patrzył to jadłem jak arystokrata.
Po kolacji opierdolilem kebaba na cienkim, sos łagodny, mięso mieszane. W sumie to nie zazdroszczę ludziom, którzy mają tak wysublimowany smak, że muszą się bujać po takich restauracjach. To nie mój poziom. Mój jest między barem mlecznym a taką restauracja oczko niżej niż ta w której byłem.