Zdjęcie w tle
tojuz14lat

tojuz14lat

Specjalista
  • 7wpisy
  • 21komentarzy

Dzisiaj w nocy był kryzys ze spaniem. Usnąłem bardzo szybko, ale rozbudzałem się co mniej więcej dwie godziny i czułem się jakbym był w stresie. Serce mi kołatało i drżały mi dłonie. Rano obudziłem się w sumie wypoczęty i raczej bez objawów, ale noc wspominam źle.


Rano po śniadaniu złapał mnie atak paniki połączony z "niemocą". Najpierw przyszła myśl, że ja już sobie z tym wszystkim nie dam rady, że to wszystko ponad moje siły, że koniecznie i natychmiast potrzebują pomocy, że zaraz wyjdę z siebie i już nie wrócę. Ta myśl przerodziła się w lekki atak paniki, gdzie musiałem usiąść na tapczanie, zamknąć oczy, wyłączyć wszystkie myśli i cały mózg i uspokoić się chwilę. Minęło po około 10-15 minutach.


W takich momentach jak ten, z jednej strony wiem, że to tylko mój mózg, ale z drugiej to on steruje całym ciałem i sam nie dam rady tego zatrzymać. Na szczęście trwało to krótko i nie było tak mocno obciążające, ale... no cóż, znowu było.


Powodem ataku paniki był moment w którym zjadłem posiłek i jeszcze nie zdążyłem podać sobie insuliny, bo zajął mnie trochę syn i mój cukier zamiast po 20 minutach wzrosnąć o spodziewaną wartość... spadł o tę samą wartość. Nawet mnie to nie zaskoczyło, tylko... zbiło z tropu. W jednej chwili wyobraziłem sobie, co by było, gdybym jeszcze wbił insulinę i ten cukier spadł by jeszcze mocniej, albo gdyby nikogo innego nie było w domu. No w każdym razie takiego wyniku się nie spodziewałem.


Ta sytuacja sprawiła, że dosłownie na chwilę się poddałem, wywiesiłem flagę. Stwierdziłem - nie dam już sobie z tym rady. Skoro tak się dzieje, skoro to nie jest przeze mnie spodziewana sytuacja, to ja już sobie nie poradzę, tylko potrzebuję pomocy. Lekarza, specjalisty, szpitala, kogokolwiek. Ta myśl chwilowo zawładnęła moim mózgiem i sparaliżowała mnie. Nie pozwoliła racjonalnie myśleć, tylko wbijała we mnie coraz więcej stresu i niemocy. Stąd też się wziął atak paniki.


Po chwili się uspokoiłem i złe myśli odeszły, ale kosztowało mnie to trochę walki, spokoju i przejęcia syna przez żonę. Ten atak to pierwsze zdarzenie od dłuższego czasu, co oznacza, że najbliższych kilka dni będzie kluczowych w moim aktualnym stanie zdrowia psychicznego. Reszta dnia była raczej bez stresu, po porannej akcji - przeszło mi i pozostały czas dnia był dość pracowity - może też dlatego nie miałem czasu myśleć o tym wszystkim, bo znalazłem sobie zajęcie.


Tak na szybko i dość chaotycznie chciałem wam opisać jeden z problemów z którym się teraz mierzę - zbyt intensywnym myśleniem o wszystkim i zakładaniem najgorszego, co powoduje właśnie u mnie takie stany. Jak będę mieć głowę, opiszę trochę więcej takich sytuacji, które mnie trafiają. To tylko tak, by pokazać, że oprócz cukrzycy mierzę się z problemami związanymi z psychiką i to właśnie z nimi teraz w pierwszej kolejności chcę walczyć.


#blogzcukrzyca

AndrzejZupa

Walcz i nie pi⁎⁎⁎ol się z myślami...wiem trudne, ale masz dla kogo żyć...no i robić wrzuty tutaj ¯\_(ツ)_/¯ tak, czytam wszystko co wrzucasz.

Zaloguj się aby komentować

Dzień Dobry, dzisiaj w kolejnym wpisie #blogzcukrzyca trochę więcej o tym jak inni ludzie z którymi mam do czynienia reagują na moją chorobę i ewentualne cuda, które się z nią (i ze mną) zdarzają.


Jedną z pierwszych rzeczy, które nowo poznani ludzie dowiadują się o mnie, oprócz imienia jest również informacja o tym, że jestem diabetykiem, czasami rozszerzona o informację, że należę do osób z niepełnosprawnością. Oczywiście nie każdy nowy dostaje od razu taki zestaw, tylko raczej osoby z którymi wiem, że nasze spotkanie nie będzie przelotne, albo - jeśli jest taka sytuacja - przy naszym pierwszym wspólnym posiłku.


Z reguły zdecydowana większość reakcji to... brak reakcji. Po prostu wrzucenie tej informacji do głowy. I bardzo dobrze, bo ludzie nie dokładają sobie żadnych uprzedzeń, ani współczucia do takiej osoby. Niektórzy z nich mają w rodzinie albo wśród swoich znajomych również cukrzyków, więc czasami wiedzą z czym się zmagam i rozumieją mnie lepiej.


Posiłek, to reguły najczęstszy powód, żeby porozmawiać o cukrzycy z drugą osobą. Najczęściej ludzie są niezwykle ciekawi choroby i tego co mi wolno, czego nie wolno i jak powinni się zachować. Temat zaczyna się oczywiście, gdy wyjmuję pen z insuliną. Ogólny obraz zdrowych ludzi jest taki, że mają nikłe pojęcie o technikaliach cukrzycy. Wiedzą, że jest związana z "cukrem" i że można "zemdleć", ale totalnie nie znają szczegółów, albo wiedzą coś źle - na przykład, że jak spada mi cukier, to muszą mi podać insulinę - to nieprawda! Koniecznie trzeba podać coś słodkiego, najlepiej w płynie.


Ja osobiście się temu nie dziwię. Ja sam nie wiedziałbym pewnie jak zareagować jeśli ktoś wokół mnie dostał atak padaczki, albo atak astmy. Moją rolą jest więc takiej osobie opowiedzieć o chorobie. Oczywiście jeśli jest zainteresowana.


A większość osób jest zainteresowana, ale baaardzo mocno boi się pytać. Ja to rozumiem, ludzie nie lubią zadawać trudnych pytań, boją się, że kogoś urażą, albo, że uznam to za bycie wścibskim. Ale ciekawość wygrywa. Ja to wiem, więc zawsze mówię otwarcie o mojej chorobie jeśli druga osoba słucha. Opowiadam co mi wolno, a czego nie wolno i jakie mogą mnie spotkać sytuacje - głównie hipo- i hiper-glikemia. Tłumaczę jak się wtedy zachowuję i co taka osoba mogłaby zrobić, by mi pomóc (zwłaszcza przy hipoglikemii). Mówię o tym zawsze, bo takie sytuacje mogą mi uratować życie, a może się zdarzyć akcja, gdzie druga osoba będzie bała się podjąć działań "sparaliżowana" strachem. Zawsze tłumaczę to spokojnie i szczerze - otwarcie, by pokazać, że takie tematy nie są dla mnie trudne i że druga osoba może śmiało pytać mnie o wszystko.


Czasami takie rozmowy idą dalej, pokazuję wtedy glukometr (a teraz sensor na ramieniu) tłumaczę jak działa, pokazuję pena z insuliną i "tę wielką straszną igłę, którą wciskam w siebie setki razy", tłumaczę, że w torbie mam butelkę coca-coli lub soku i opowiadam o... życiu. O tej normalnej części. Tłumaczę, że z chorobą da się żyć mimo wszystko. Nigdy nie wykonuję (nie wykonywałem) innym badań cukru moim glukometrem i zawsze tego odmawiam jak ktoś mnie prosi.


Tematy schodzą też na jedzenie i - totalnie to rozumiem - ludzie nie zdają sobie sprawy, że chleb, ryż, makaron, ziemniaki, nabiał i owoce podnoszą mi cukier (oczywiście każde w innym zakresie). Dla zdrowych ludzi - słodkie to słodkie - czekolana, coca-cola, cukierki, lody, czasami niektórzy dodadzą sok. Ale baaaardzo mało osób wie, że dla cukrzyka liczy się nie tyle cukier co węglowodany - których w codziennych posiłkach jest ogromna ilość. Bardzo często widzę zaskoczenie, że takie posiłki mają wpływ na cukier. I powtórzę to kolejny raz - doskonale to rozumiem. Ludzie pragnący schudnąć liczą kalorie, ograniczają tłuszcz, kulturyści idą w białko i zbilansowaną dietę. Mało kto przejmuje się "chlebem", czy ziemniakami. A że frytki podnoszą mi cukier? NO JAK TO?


Tematy jedzenia szybko schodzą na alkohol i tu u mnie jest różnie. Sam nie piję dużo, a alkohol raczej bardzo lekko obniża mi cukier, ale u każdego jest inaczej. Piwa smakowe u mnie odpadają bo mają tony cukru. Wino działa na mnie świetnie utrzymując cukier w poziomie a wódka zawsze go obniża przez co muszę dojadać. I uwierzcie mi - u każdego cukrzyka będzie inaczej.


Wracając więc do "ludzi". Moja rodzina jest wyedukowana, co jakiś czas robię przypomnienie co i jak, więc tutaj nie ma problemu, gdyby coś się działo. Znam ich na tyle, że wiem, że mimo wszystko w każdej sytuacji zadzwoniliby po karetkę. Moi rodzice boją się otwarcie rozmawiać ze mną o cukrzycy i dostają tylko krótkie relacje, że "jest ok", albo "jest gorzej, ale walczę". Wiem, że takie rozmowy sprawiają im trudność, ponieważ obwiniają się, że to ich wina. Nie męczę ich moją chorobą, wiem, że to dla nich ciężkie i nigdy tego nie przełkną, mimo moich zapewnień, i rozmów w pierwszych latach choroby.


Każdy mój pracodawca już na rozmowie kwalifikacyjnej dowiaduje się, że mam cukrzycę i stopień niepełnosprawności. Nigdy nie było tym problemów, w niektórych przypadkach był to nawet atut (!). Jak tylko trafię do nowego miejsca pracy od razu przełożonemu i zespołowi mówię co mi jest i robię krótkie szkolenie co i jak. Pojawia się potężna ilość pytań na które cierpliwie odpowiadam otwarcie. Rozmowy od razu też schodzą na jedzenie


Mój poprzedni przełożony bardzo mocno dbał o mnie i pytał się jak mi idzie w walce z chorobą. Bardzo lubił rozmawiać ze mną o moich problemach związanych z cukrzyca i często sam podsyłał mi jakieś artykuły, czy nowinki o których usłyszał. Był świetnym człowiekiem od którego otrzymałem w pracy ogromne wsparcie i dla którego moje ograniczone możliwości nigdy nie były problemem, nawet gdy z powodu spadku cukru, czy trudnego dnia - spóźniałem się do pracy.


No ale zmieniłem pracę, a mój nowy przełożony jest również pełen zrozumienia i nigdy nie robił mi problemów w związku z chorobą, ale jest nie zainteresowany rozmową, ani jej zrozumieniem. Nie mam mu tego za złe i nie wymagam nie wiadomo czego. Szkoda też, że mój nowy zespół raczej jest bardziej przerażony moją chorobą niż obojętny. Słyszę co chwile "podziwiam jak ty dajesz sobie radę, ja bym nie dał", albo "jakby coś ci się stało, to bym uciekł, nawet jak wiem co zrobić, ale boję się". Co jakiś czas rozmawiamy na ten temat, ale widzę raczej strach, a wolałbym nawet obojętność. Nikt nie jest do mnie wrogo nastawiony, ani nie traktuje mnie jak wazon, który może się zbić, ale za każdym razem, gdy wyciągam pena z insuliną - widzę duże oczy, albo odwrócony wzrok.


I kolejny raz powtórzę - rozumiem to. Nie naciskam, nie narzucam, w razie pytań - odpowiadam. Wiem, że różni ludzie różnie do tego podchodzą i dopasowuję się do nich.


Moi znajomi i przyjaciele, z którymi znam się dłużej nie mają problemów, żeby ze mną o chorobie rozmawiać, poznawać problemy i pytać nawet o takie rzeczy jak seks, czy psychika. Często też... śmiejemy się z mojej choroby i pozwalam na to, bo nie robię z siebie kaleki a niektóre memy są super. Jak wbijam insulinę w miejscu publicznym, otrzymuję pozytywne docinki, niektóre historie w których brali udział są oczywiście opowiadane dalej i dodatkowo koloryzowane. Moi znajomi byli też pierwszymi, którzy wzywali dla mnie karetkę kilka lat po zachorowaniu, kiedy poczułem się tragicznie, ale było to na podłożu stresowym, a nie cukrzycowym. Kiedyś wam o tym opowiem, ale to mnie tylko utwierdziło, że mimo wszystko - dali radę, zachowali się bardzo odpowiedzialnie i wspierali mnie w kryzysie.


Tak samo było z moimi współlokatorami z którymi mieszkałem na studiach zaraz po tym jak zachorowałem. Oni też bardzo o mnie dbali i sami razem ze mną uczyli się wszystkiego.


Moja żona od razu również dowiedziała się, że choruję, jeszcze zanim została żoną. Nie od razu, tylko po kilku naszych pierwszych spotkaniach, ale nie przeraziło jej to i nigdy nie było to dla niej problemem. Bardzo mocno wspiera mnie w kryzysach, również tych psychicznych, wie wszystko o chorobie, jak działać i jak się zachować i wiem doskonale jak ją stresują moje "sytuacje", ale nie daje tego po sobie poznać, by mnie wesprzeć w trudniejszych chwilach. Muszę to jasno napisać, że gdyby nie Ona, życie z cukrzycą było by o wiele trudniejsze. Przy wielu okazjach dziękuję jej za to co dla mnie robi i jak bardzo mnie wspiera. Do samej cukrzycy podchodzi też z dystansem bo widzi, że przecież wszystko jest ze mną w porządku, że kryzysy są bardzo chwilowe, a życie toczy się normalnie. Jest ze mną na codzień, więc po prostu widzi jak jest, bez kolorowania i ściemy. Potrafi też zauważyć, że coś się u mnie dzieje, nawet jak ja tego nie zauważę. Nigdy nie "pokłóciliśmy się" o moją chorobę, nie wypowiedziała z tego powodu żadnych negatywnych słów. Jestem niezwykle szczęśliwy, że jesteśmy razem.


Jak widzicie, "liznąłem" tu tylko kilka tematów związanych z osobami wokół mnie. Jeśli macie jakieś pytania - walcie śmiało Pozdrawiam wszystkich serdecznie, uważajcie na burze!

Dudlontko

Fajnie się czyta i będę zerkał na wpisy. Moja babcia ma cukrzycę i nie robimy z tego nie wiadomo czego. Aż jestem w szoku, że ludzie nie rozumieją, iż chleb owoce, makarony podnoszą cukier.

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry, dzisiaj trochę o technikaliach cukrzycy i monitorowaniu cukru we krwi:


Codziennie podaję sobie insulinę kilka razy dziennie. Codziennie sprawdzam swój poziom cukru kilka lub kilkanaście razy dziennie. Codziennie kontroluję siebie.


Jeszcze niedawno badanie poziomu cukru odbywało się u mnie za pomocą krwi z paska. Trzeba było się nakłuwać, wycisnąć kropelkę krwi z opuszka palca ręki i nałożyć na pasek testowy. I tak od 5 do czasami nawet 10 razy dziennie.


Nie muszę chyba mówić, jak bardzo przez te kilkanaście lat moja dłoń wygląda (a zwłaszcza opuszki palców). Setki małych kropeczek, które goją się, ale przecież otwieram rany na nowo. Mam taką zasadę, że nakłuwam tylko lewą rękę, by prawą mieć zawsze sprawną. Moje opuszki palców lewej ręki mają mniejsze czucie w miejscach ukłuć, niż w prawej ręce.


Od listopada zeszłego roku zainwestowałem w system ciągłego monitorowania glikemii. Na ramię nakłada się takie małe urządzenie, wielkości mniej więcej dwóch monet 5zł, którego sonda jest pod skórą i mierzy cały czas cukier z płynu śródtkankowego. Taki pomiar nie jest idealny, obarczony niewielkim błędem, ale bardzo zbliżony do tego z krwi. Taką sondę można mieć 14 dni na stałe, a pomiar cukru odświeża się co minutę za pomocą skanu NFC w telefonie. Sensor zakłada się samemu na ramię i ta operacja jest bezbolesna i trwa minutę.


Życie zmieniło się niesamowicie. Nie dość, że nie muszę się codziennie nakłuwać kilka razy to jeszcze wyniki mam bezpośrednio w telefonie z linią trendu - nie widzę już tylko punktów w moich pomiarach, ale linię, czy cukier spada, czy rośnie, czy podałem insulinę dobrze i jaki jest trend moich wyników.


Jak sobie teraz myślę ile zmieniło się w terapiach dla cukrzyków, jakie nowe urządzenia, pompy i systemy mierzenia cukru powstają... to rośnie we mnie nadzieja, że w przyszłości, takiej jeszcze za mojego życia, tę chorobę będą za mnie ogarniać automaty AI, a ja będę żył totalnie bez myśli o cukrzycy.


Ale wracając do pomiarów - nowy system sprawił, że teraz dużo lepiej rozumiem jakie są moje wyniki, mogę je świetnie przeanalizować i ocenić, wyciągnąć dużo lepsze wnioski i popełniać mniej błędów.


I co śmieszne i paradoksalne jednocześnie - widzenie na żywo jak cukier rośnie lub spada... dodatkowo mnie stresuje. Wiecie, zjadłem jedzenie, podałem insulinę i po godzinie cukier idzie w górę, zamiast ładnie się wyrównywać. Denerwuje mnie to, bo znaczy, że coś źle obliczyłem, podałem za mało insuliny, albo coś się dzieje z organizmem.


A jak spada ostro w dół to jeszcze gorzej, bo mam wyobrażenie, że tego nie zatrzymam, że zaraz zemdleję, że to spadnie do zera, że wbiłem 300 razy za dużo insuliny niż powinienem i żegnam się z życiem.


Wcześniej widziałem tylko "punkt" pomiaru. Nie potrafiłem ocenić, czy cukier będzie spadał, czy rósł, to był po prostu jeden wynik, musiałem sam analizować i strzelać czy będzie zaraz lepiej czy gorzej. Teraz widzę wszystko świetnie, ale tak praktycznie bardziej mnie to stresuje, bo dokładniej widać moje błędy. Skoki i spadki.


Czytałem w różnych miejscach, że są tacy inni cukrzycy, którzy mają podobnie jak ja i przez to rezygnują z takich systemów ciągłych. Ja jednak uważam, że jak psychicznie to wyprostuję - zmienię swoje myślenie i przestanę panikować przy każdym wyniku, to system jeszcze lepiej pomoże mi osiągać dobre wyniki.


PS. System monitorowania kosztuje około 600 złotych miesięcznie, jest częściowo refundowany.


PS2. Na telefon spoglądam przynajmniej 80 razy dziennie (informacja z "cyfrowego dobrostanu" w systemie Android), przynajmniej połowa tego czasu to sprawdzanie wyników cukru.


#blogzcukrzyca

KLH

Ładnie piszesz. Nie wiem, czy to efekt kontrastu (zakładam, że rozumiesz, co mam na myśli ) czy rzeczywiście ładnie piszesz, ale przyjemnie się to czyta.

Felonious_Gru

@tojuz14lat a insulina pompą,czy też udawanie tatuażysty?

tojuz14lat

@Felonious_Gru bardziej udawanie ćpuna który potrzebuje być na haju

tatarysh

@tojuz14lat nie wiem dlaczego panikujesz, ja używam tego od lutego (w aplikacji mam mniej danych) i co najważniejsze praktycznie nie liczę węglowodanów. rano zjadam zazwyczaj 60 węgli, do obiadu 130 i kolacja 60.


jak cukier utrzymuje się za wysoko po 4h od podania insuliny to nic strasznego się przecież nie dzieje, ja wtedy po prostu idę się przejść i zbijam do 160.


nie wiem dlaczego też Ci wychodzi 600zl mc, u mnie wychodzi 140zl/mc + plastry za 12 szt, w cenie chyba 30 zł. także rocznie to coś koło 2k zł, niektórzy więcej wydają na alkohol, ja wolę wydać na swoje zdrowie.


dodatkowo używam też xdrip, który pokazuje mi wynik na mi band (wrzucałem posta o tym) oraz jak nie potwierdzę spadku alarmu przez 30 min to wysyła SMS do żony i do mamy że potrzebuje pomocy, wraz z moją lokalizacja .

3f09db17-45ae-4eab-8021-e3b221f92ffa
tojuz14lat

@tatarysh Hej, panika wiąże się z tym, że siedzi to w głowie i po prostu mózg widzi strzałkę w dół i wyobraża sobie za dużo. To przez to, że za dużo o tym myślę. Ja liczę węglowodany, ale ostatnio trochę się u mnie zmieniło i muszę dopasować podaż insuliny do trochę innego trybu życia.


Moje tendencje dobowe wyglądają mniej więcej jak Twoje, jeśli całą czarną linię podniesiesz o 100. Właśnie dlatego walczę z tym najpierw w głowie, bo kiedyś miałem świetne wyniki, a teraz bardzo słabe, nawet przy posiadaniu CGM.


600zł na miesiąc wychodzi dlatego, że oficjalnie Libre 2 kosztuje 280zł, a jest na 14 dni, więc razy dwa daje 560zł, niektórzy korzystają z Dexcoma, który wychodzi chyba właśnie bliżej 600zł jak doliczy się koszty transmitera. Wiadomo, że z refundacją wychodzi mniej, ale chciałem tu podać czyste ceny, bo i refundacje są różne.


Mam MiBanda 7 i siedzę na grupach fejsowych na przykład "Technologie Diabetyka", trochę poczytałem o xdripie, ale wydaje mi się to zbyt skomplikowane, żeby to ustawić, może kiedyś do tego przysiądę i sobie zrobię, ale chyba trochę boję się że nie dam rady. Teraz korzystam z Libre2 i DiaBoxa, który w telefonie w powiadomieniach wrzuca aktualną wartość pomiaru.

tatarysh

@tojuz14lat nie jest skomplikowane, jest tutorial, krok po kroku ale jednak wyniki są jednak lekko inne niż pokazuje Libre.


ja dodatkowo korzystam z mysgr aplikacji, gdzie wpisuje ilość węgli i mi wylicza insulinę, która podaje - może po prostu w Twoim przypadku trzeba zmienić bolusa (który jest zależny od godziny)

b05e5a36-f022-4132-a395-c8c9bc044b3c

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry! Jestem niezwykle zaskoczony Waszym odzewem na mój ostatni wpis. Bardzo wam dziękuję za wszystkie komentarze i pioruny. Nie spodziewałem się.. nie wiem w sumie co powiedzieć...


W każdym razie dzisiaj chciałbym trochę luźniej opowiedzieć o kilku sprawach związanych z cukrzycą, o których też pytacie w komentarzach. Będzie trochę skakanie po tematach.


Skąd u mnie pojawiła się cukrzyca? Otóż najprawdopodobniej (bo formalnie nie jest to potwierdzone, ale mam tak na wypisie), jest to spowodowane tym, że mój własny organizm atakował wyspy trzustkowe (wytwarzające insulinę) podczas przebytej pół roku wcześniej (i średnio leczonej) choroby.


Pamiętam, że był to czas zimowych egzaminów (a cukrzycę dostałem na wiosnę), gdzie byłem totalnie poprzeziębiany. Leczyłem się ogromną ilością wit. C, ibupromem i jeszcze większą ilością wit. C. Leciało z mojego nosa jak z wodospadu, ledwo trzeźwo myślałem, ale musiałem pozaliczać ważne ezgaminy. Pamiętam, że nosiłem w plecaku torbę chusteczek, która znikała przez cały dzień. Taki stan trzymał mnie dobry tydzień, ale udało się wszystko zdać i wyjść z choroby.


Najprawdopodobniej nie było to zwykłe przeziębienie, a coś wirusowego lub bakteryjnego. Mocno obciążony organizm walczył - to normalne, ale w trakcie intensywnej walki dochodziło do odpowiedzi autoimmunologicznej - białe krwinki atakowały nie tylko zarazki, ale również i własny orgaznim.


Apropo. Nie chciałbym tu otwierać dyskusji i powikłaniach po koronawirusie, czy szczepionkach - nie idziemy tą drogą.


Wyspy trzustkowe są malutkimi punkcikami rozsianymi po całej wątrobie i mogą łatwo niestety ulec zniszczeniu. Tak mi to wtedy wytłumaczył lekarz i taki powód cukrzycy otrzymałem i zaakceptowałem.


W mojej rodzinie nie ma genetycznego obciążenia, nawet w tej dalszej. Do momentu studiów odżywiałem się świetnie. Na studiach - wiadomo - dużo gorzej, były również imprezy i alkohol różnego rodzaju i pochodzenia. Nie palę i nie paliłem, nie korzystałem również z innego rodzaju mocniejszych, czy nielegalnych używek, albo "dopalaczy". Moja waga na studiach to było średnio 65-70kg, a ruchu było wiele.


Jak dostać cukrzycę? Na pewno wypicie 8 litrów coli, czy jedzenie wyłącznie fast foodów, może być jedną z setek jak nie tysięcy możliwości, gdzie obciążamy organizm i do takiego stanu możemy doprowadzić. Ale warto też powiedzieć, że są różne cukrzyce - typ 1, który ja mam, nazywany cukrzycą "młodzieńczą", dotyka młode osoby, chude, które raczej żyją "raczej" zdrowo. Typ 2 - dotyka głównie osoby otyłe. Są jeszcze inne typy, jak chociażby cukrzyca ciążowa, ale dużo mniej o nich wiem i nie będę was wprowadzał w błąd moimi informacjami.


Jeśli chodzi o prowadzenie pojazdów - sam moje prawo jazdy załatwiałem ledwo rok po otrzymaniu cukrzycy, ale z lekarzem nie było problemów. W pracy jeżdżę samochodem prywatnym, będę walczył o służbowy, bo mogę, ale muszę mieć zaświadczenie od mojego lekarza - kartę leczenia diabetologicznego, w której oświadcza się, że prowadzę się dobrze i mogę takie pojazdy prowadzić. Co do kierowców zawodowych - nie wiem, ale na logikę podejrzewam, że kierowcą autobusu nie mógłbym zostać, stwarzał bym zagrożenie dla innych w przypadku jakiegoś nagłego działania.


Dodam tylko od siebie, że pracuję w szeroko pojętym IT, w jednej z dużych polskich korporacji. Moja praca jest głównie biurowa z okazjonalnym wyjazdem do klientów lub innej lokalizacji firmy.


Dla gratisu dodam też, że cukrzycy nie mogą oddawać krwi. Bardzo ubolewam z tego powodu, nie mogę dołączyć do honorowych dawców krwi, jak mój tata, czy dziadek


PS. Do wojska też nie pójdę.


Za to praca fizyczna w cukrzycy raczej nie powinna być problemem, oczywiście w miarę naszych możliwości. Moim zdaniem pracodawca powinien wiedzieć, że jesteśmy chorzy - ja zawsze otwarcie o tym mówię od razu na rozmowach kwalifikacyjnych. Posiadam również "lekki" stopień niepełnosprawności, który akurat nie daje mi żadnych benefitów, ale pracodawcy już tak.


Samolotem nigdy nie leciałem i na samą myśl o podróży robi mi się słabo. Nie to, że boję się latać, ale bałbym się o to, jak zareagowałby mój organizm i o tę całą otoczkę przygotowania, przylotu i ogarnięcia siebie. Dla mnie to zbyt duże psychiczne wyzwanie. Chyba o tym kiedyś napiszę więcej i rozwinę temat.


Wiecie... ja sobie w ogóle myślę patrząc na cały świat... że mnie dopadła TYLKO cukrzyca. Że to taka choroba, z którą super da się żyć, że to nie jest nic gorszego, bardziej przewlekłego i straszniejszego. Odkąd choruję, niesamowicie podziwiam innych zmagających się z gorszymi rzeczami i żyjących jak normalni ludzie. W ogóle choroba zmieniła moje podejście do życia, zacząłem doceniać malutkie drobnostki, przestałem przejmować się pierdołami, oraz krytyką ludzi (taką bezpośrednią, a nie konstruktywną i pomocną). Zupełnie inaczej patrzę na każdego człowieka, staram się go zrozumieć i jego problemy, często rozdaję dobre słowa w kierunku innych ludzi, uśmiecham się więcej, rozumiem, że każdy w głębi siebie ma jakieś problemy, ale pokazuje tylko maskę, bo tacy już jesteśmy i ja też taki jestem - uśmiechnięty, ale cierpiący.


Nigdy też nie chciałem, żeby ktokolwiek się nade mną litował i stąd też moje problemy psychiczne, bo ja mogę nie chcieć, ale mój mózg ma to w d⁎⁎ie i jak coś chce to to robi. O historiach mojego załamania wśród innych ludzi na pewno napiszę więcej, bo to właśnie te historie sprawiają, że chcę się zmienić i zawalczyć o swoje zdrowie psychiczne.


O sikaniu do toalety poza wodą nie słyszałem ale słyszałem, że spieniony mocz jest bardzo dużym objawem (akurat nie cukrzycy, tylko białka pojawiającego się w moczu, co może nawet zagrażać życiu). O samym moczu warto też wspomnieć, żeby badać ketony - produkty uboczne spalania tłuszczy przy "głodzonym" organiźmie. Dla cukrzyka to stan zagrożenia życia i długi pobyt w szpitalu. Z tego powodu cukrzykom zakazuje się diety "keto", a zwykła grypa żołądkowa może być stanem zagrożenia życia.


Czy miałem miłość do słodyczy? Ja akurat tak. Lubię słodkie rzeczy i nawet dzisiaj ich sobie nie odmawiam. Ale dla mnie "słodkie" to raczej kierunek czekolada, niż czyste cukierki, czy żelki. Staram się łączyć słodycze z tłuszczem, ich wchłanianie jest dużo lepsze w organizmie (w sensie wolniejsze) i łatwiej skorygować cukier. Sam jeszcze przed liecum (lata przed chorobą) zrezygnowałem z cukru do kawy i herbaty bo nie smakowały mi takie napoje.


Natomiast jeśli chodzi o ilość to nie były to przesadnie duże ilości. Czasami była to czekolada na tydzień, a czasami po jednym waflu "Grześku" dziennie. Raczej był to dodatek po obiedzie niż jakiś główny posiłek. Za dzieciaka zostałem nauczony, że to właśnie są takie drobne nagrody, więc nie przesadzam z nagradzaniem siebie, bo nie ma za co nagradzać


Ale wiecie, świat i organizmy ludzkie już tak działają, że niektórzy mogą jeść mnóstwo słodyczy i nic im nie jest, niektórzy palą latami, a dożywają setki i umierają na jakąś pierdołę. Niektóre noworodki rodzą się z wadami, które zmienią ich całe życie a nawet nie są temu winne. To bardzo przykre, ale niestety tak to działa...


Jeśli chodzi o wizyty w szpitalu, codzienne problemy, samopoczucia, o mojej codzienności i wsparciu innych - napiszę na pewno więcej w przyszłości, będzie tego dużo, ale wolę rozdzielić to na odrębne wpisy (serio czytacie wszystko co napisałem?! kto ma na to czas!)


Dzisiaj tak troszkę luźniej, ale to dlatego, że też i dzień był trochę bardziej pracowity i... działo się dużo dobrego. Jak dzieje się dobre, to nie piszemy o złym. Pamiętajcie. Korzystamy z dobrego dnia i dobrego samopoczucia


Postanowiłem też, że od dzisiaj będę tagował moje wpisy tak jak prosiliście. Wybrałem tag #blogzcukrzyca bo... w sumie moje długie wpisy to jak prowadzenie bloga z cukrzycą. No i ta nazwa była wolna


Dziękuję wam jeszcze raz serdecznie za wszystkie komentarze i wpisy, usiadłem teraz do kompa i złapałem się za głowę - dosłownie. Pozdrawiam wszystkich gorąco... albo nie... zimno! Są takie upały, że nawadniajcie się!

Zaloguj się aby komentować

Dzień Dobry. Chciałbym dzisiaj opowiedzieć Wam, jak zaczęło się moje życie z cukrzycą i jak choroba to życie zmieniła.


Podczas mniej więcej połowy studiów na jednej z Warszawskich uczelni, mieszkając w wynajmowanym domu wraz z 4 innymi osobami, zauważyłem u siebie pierwsze objawy, które pojawiły się późną wiosną.


Obudziłem się jak normalnie szykując się na zajęcia i jadąc tramwajem zauważyłem, że nie widzę dobrze z daleka. Widziałem tylko na odległość około metra, wszystko co było dalej stawało się coraz bardziej zamazane. W pierwszej chwili pomyślałem, że to zmęczenie, niewyspanie, ale w ciągu dnia temat nie znikał i coraz bardziej zastanawiałem się, czy czasem moje oczy nie zaczęły szwankować.


Wszystko zmieniło się wieczorem, kiedy do objawów związanych z widzeniem, doszły nowe - ogromne, nieprawdopodobne wręcz zmęczenie, niesamowite pragnienie oraz częste oddawanie moczu.


Następnego dnia, na zajęcia jechałem z 2 litrową butelką wody, która starczyła mi tylko do południa. Co każdy wykład chodziłem do toalety, a jak wróciłem po zajęciach i drobnych zakupach o 17, położyłem się spać i wstałem następnego dnia o 6 rano.


Od razu zapaliła mi się czerwona lampka, szybkie potwierdzenie objawów "w góglu" wydało prostą diagnozę. To cukrzyca. Od razu następnego dnia olałem zajęcia i zleciłem badania krwi na cukier. Odbierając je (a robiłem to osobiście, bo nie wszystkie laboratoria pozwalały wtedy sprawdzać to online), pani pielęgniarka, zapytała się, czy nie choruję może na cukrzycę, bo wynik był niezadawalający. Ku mojemu zaskoczeniu, wskazywał 441 mg/dl - ponad 4 razy większy niż u zdrowego człowieka.


Następnego dnia byłem już u lekarza rodzinnego, który skierował mnie od razu do szpitala. Powiedziałem, że sam tam pojadę, ale uparł się, by... zawiozła mnie tam karetka. Od razu, zaraz po wyjściu z wizyty.


Był to pierwszy raz w życiu, kiedy jechałem karetką (ale niestety nie ostatni). Do dziś się śmieje, że gdyby nie cukrzyca - to pewnie przez kolejne lata nie miałbym takiej możliwości!


Całkiem świadomy, niezwykle zmęczony fizycznie, suchy i pusty po praktycznie 4 dniach od pierwszych objawów, trafiłem do szpitala, gdzie rozpoczęto terapię i moją naukę jak sobie radzić z chorobą.


W ciągu tych 4 dni, schudłem 7 kg, pomimo normalnych posiłków.


W szpitalu spędziłem 3 dni, z czego pierwsze 2 praktycznie cały czas spałem z powodu ogromnego zmęczenia, budzony wyłącznie na siku, jedzenie i podanie insuliny oraz krótkie informacje od lekarza prowadzącego. Nigdy w życiu się tak nie wyspałem. Nie byłem w śpiączce, rozpoznałem objawy dość szybko i zadziałałem trzeźwo, więc nie doszło do kwasicy ketonowej, która mogła mnie do śpiączki doprowadzić.


Po 3 dniach wypisano mnie ze szpitala z skierowaniem do innego (w przeciągu 2 tygodni), który specjalizował się w chorobach cukrzycy i posiadał specjalistyczny oddział. Trafia się tam na 7 dni i razem z innymi "świeżakami" przechodzi gruntowne szkolenie, naukę i dopasowanie terapii do chorego. Zostałem zbadany tak dokładnie jak nigdy. (podobno niektóre szpitale w polsce mają takie specjalne szkoleniowe oddziały)


Nigdy nie wymażę z pamięci momentu w którym odwiedziła mnie tam moja mama w momencie, gdy omawiałem z lekarzami mój stan. Pojawił się wtedy psycholog, który zapytał mnie, czy nie potrzebuję rozmowy. Moja mama, która siedziała obok, nagle się rozpłakała z emocji i uwaga lekarza została skierowana na nią.


Zapadło mi to bardzo mocno w pamięci, dlatego, że przez pierwsze kilka tygodni w ogóle nie czułem się psychicznie źle. Wydawało mi się, że od startu zrozumiałem, że jestem nieuleczalnie i przewlekle chory i to będzie część mojego życia. Wydawało mi się wtedy, że bardzo łatwo zaakceptowałem mój nowy stan w którym się znalazłem. Fizycznie i psychicznie (po ustaleniu terapii) czułem się świetnie i nie wyobrażałem sobie, żeby moje życie miało się drastycznie zmienić, tym bardziej, że w szpitalach uświadomiono mnie jak wiele osób żyje normalnie z tą chorobą.


Pękłem i rozpłakałem się tylko raz. To było pierwszego dnia pobytu w pierwszym szpitalu. Dostałem do ręki spakowany posiłek z napisem "cukrzyca". Nie wiem czemu, przeczytanie tego napisu, skategoryzowanie mnie do tej grupy osób, jasno i wyraźnie określenie - CUKRZYCA, sprawiło, że dosłownie ugięły się pode mną kolana. Rozpłakałem się, bo zrozumiałem, że to moment w którym wszystko do końca życia się zmieniło. Dochodziłem do siebie przez kilka godzin. Rozmawiałem wtedy z lekarzem prowadzącym, który uświadomił mnie co mnie czeka i wbrew pozorom... to mnie mocno uspokoiło. Teraz jak na to patrzę, to był to wspaniały, pełny empatii człowiek, który potrafił niezwykle dobrze wyjaśniać problemy i pytania, które wtedy miałem. Wlał we mnie ogromne pokłady nadziei i spokoju, przez które wtedy zatrzymały moje zmartwienia.


Nigdy więcej nie płakałem z powodu choroby, zmieniło się to w tym roku, kiedy problemy psychiczne, a zwłaszcza "niemoc" pewnego wydarzenia, wzięły górę.


Dzisiaj, jak na to patrzę, to wydaje mi się, że byłem silniejszym człowiekiem niż teraz. Mniej kruchym. Może kryło się to też w tym, że byłem bardziej... nieodpowiedzialny? Młodszy, przez to "głupszy"? A może miałem po prostu mniej na głowie i mogłem bardziej skupić się na sobie i zrozumieniu swojego stanu, oraz walce o dobre wyniki? Nie wiem, ale jak o tym myślę, to jestem wręcz zaskoczony, że przeżyłem pierwsze lata choroby i dawałem sobie radę. Myślę, że gdybym dzisiaj usłyszał, że dostałem cukrzycę, dużo gorzej bym sobie poradził na start, albo nawet NIE poradził. 


Jak to teraz napisałem, to myślę, że dzisiaj wiem po prostu za dużo. Wtedy tak mocno nie przejmowałem się powikłaniami i walką o najlepszy cukier. Byłem młody, świat jeszcze się przede mną otwierał, widziałem możliwości, a nie przeszkody. I te świetne wyniki były - co tylko motywowało mnie, by się nie zatrzymywać i korzystać z życia w pełni. Z biegiem lat, człowiek budzi się rano z bolącym kręgosłupem, niewyspaniem i toną stresu związanym z pracą, czy dzieckiem. Każdy powód jest świetny, żeby się zamartwiać, a w konsekwencji coraz mniej dbać o siebie. Z biegiem lat, człowiek widzi coraz więcej swoich ograniczeń, a patrząc na młodych - zazdrości im możliwości, otwartości i ambicji.


Nie... nie czuję się staro ale czuję... widzę, że mam pewne ograniczenia, pewne... braki możliwości, które sprawiają, że inni ludzie w moim wieku, czerpią z życia więcej, niż ja bym chciał.


Opowiem wam kiedyś o tym, jak przerażająca wydaje mi się perspektywa na przykład 2-tygodniowych wakacji poza krajem.


Ale na tę chwilę to tyle. Mam nadzieję, że czytając to, nie dopasowujecie sobie moich objawów do waszego aktualnego stanu zdrowia. Uwierzcie mi - wyczulibyście, że coś jest nie tak.


Pozdrawiam Was wszystkich gorąco w ten upalny dzień!

sckb

@tojuz14lat Heh, miałem podobnie jak mi wcisnęli łuszczycę. Pani doktor powiedziała: Panie Anon, to chyba łuszczyca... A ja tylko wzdrygnąłem ramionami i rzuciłem: Na to się chyba nie umiera. No i w sumie jeszcze żyję a i moje życie się jakoś na chwilę obecną bardzo nie zmieniło...no może poza wizytami u lekarza co 2 miesiące i garścią prochów do łykania

tyle_slow

@tojuz14lat @sckb część Panowie, na łuszczycę możecie spróbować diety low carb keto. Np. Bracia Rodzeń na youtube. Musicie przebrnąć przez głupie zarty chaos ale na wykopie poznałem gościa który keto wycifal łuszczycę (tzn. Nie leczy się i niema objawów ptrawie).


Keto low carb też pomaga na cukrzycę, też typu 1, musiałby OP poczytać, tam BR czasem podają nazwisko i książki lekarza który ma te cukrzycę i stosuje keto. Dzięki temu mniej leków i mniej powikłań z nimi związanych.


Sam od marca jestem na low carb i jest to mega prosta dieta. A efekty super.

sckb

@tyle_slow nie stać mnie na diety

AureliaNova

@tojuz14lat Pociesz się tym, że mnóstwo z nas to dotknie prędzej czy później A tb będzie łatwiej, bo się do nowego trybu życia dostosujesz i będziesz tylko śmiał z zagubionych 40- i 50-latków, którym nagle spada na łeb "przerażająca" diagnoza

tojuz14lat

@AureliaNova aj tam, to nie jest pocieszające, nikomu nie życzę choroby, a im później tym gorzej. Dla wszystkich.

Kondziu5

@tojuz14lat a miałeś miłość do słodyczy xD?


Bo widzisz, jestem w stanie zrozumieć że jak koleś pije dzień w dzień to że wątroba mu siada, jestem w stanie zrozumieć że jak ktoś pali paczkę czy dwie dziennie fajek to dostaje raka płuc.


Nie jestem w stanie zrozumieć tego że ja kiedy nigdy specjalnie nie jadłem słodyczy a wszystkie paczki z krwiodawstwa zabierali znajomi czy rodzina to ja dostałem tak samo jak ty cukrzycę, qutwa DLACZEGO?

Już banan był dla mnie konkretnym deserem, wcinanie lodów po obiedzie czy innych czekoladek było już dla mnie za dużo, mój znajomy wcina jak porąbany wszystko co ma cukier i jemu nic nie jest, ba jest szczuplejszy odemnie xD.

Nasz świat taki sprawiedliwy xD

tyle_slow

@Kondziu5 a.asz typu 1 czy 2?

Sofie

@Kondziu5 bo może organizm sam się przed nim wzbraniał bo mu szkodził? więc nie miałeś ani ochoty ani nie smakowały Ci take produkty. Ludzkie organizmy i mechanizmy jakie w nich działają są nadal zagadką i nie wszystko zostało przez naukowców odkryte.

A swoją drogą skoro nigdy nie miałeś ochoty większej na słodycze to chyba nie jest straszna katastrofa?

Zaloguj się aby komentować

Witajcie! Na wstępie chciałbym podziękować za (jak dla mnie) zaskakujący odzew od Was na temat mojego pierwszego wpisu. Chciałbym tylko napisać, żeby to było jasne, że nie przychodzę tu dla atencji, piorunów (za które bardzo dziękuję), lecz dla tego, by przelać swoje myśli i porozmawiać z Wami. Bardzo wam dziękuję.


Z góry też przepraszam, że nie dam rady wejść tu częściej niż raz dziennie, by odpisać na Wasze komentarze i wiadomości, różne obowiązki sprawiają, że wolną chwilę znajduję praktycznie w nocy, albo trochę częściej - w weekend.


Zanim rzeczywiście przejdę do opisywania moich problemów, warto, żebyście poznali i dowiedzieli się jak to wszystko się zaczęło i co mnie trapi.


Otóż na samym początku "otrzymania" choroby, jako inteligentny i dbający o siebie człowiek, bardzo na serio wziąłem sobie za cel, by cukrzyca nie była przeszkodą i by zadbać o swój organizm możliwie jak najlepiej. W momencie przyjęcia mnie do szpitala i mojej diagnozy, otrzymałem mnóstwo wiedzy i informacji, które chłonąłem jak gąbka. Różne szpitale w Polsce uczestniczą w projektach (wiele z nich sponsoruje UE), które pomagają chorym w edukacji, zrozumieniu choroby, potencjalnych powikłań, oraz wysyłają na dodatkowe badania i programy związane z żywieniem, czy testowaniem różnych nowinek mających na celu ułatwienie życia z cukrzycą. 


Pierwsze lata były bardzo dobre, moje wyniki były na na prawdę dobrym poziomie i mój prowadzący lekarz diabetolog - tylko lekko korygował moją terapię dostosowując ją do zmieniającego się mojego trybu życia - zakończenie studiów, regularna praca, zmiana miejsca zamieszkania, wyjazdy itd.


Cukrzyca to taka ciekawa choroba, można ją porównać trochę do gry komputerowej, gdzie w baaaardzo dużym uproszczeniu musimy utrzymać cukier najbliżej poziomu wynoszącego 100 mg/dl. Poniżej 55 (różne źródła mówią różnie od 55 do 70) następuje zagrożenie życia w formie natychmiastowej śpiączki, a powyżej 180 - zagrożenie powikłaniami i również ewentualną śpiączką. To w takim na prawdę dużym uproszczeniu.


Kiedy idzie wam dobrze w grze, czujecie satysfakcję i radość, że udaje się wam utrzymać wymagane poziomu bo to znaczy, że czeka was zdrowe i długie życie. Gorzej się robi, kiedy nowe update w grze i nowe DLC sprawiają, że gra staje się trudniejsza i bardziej niestabilna.


Jak teraz o tym na surowo myślę, to wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy jeszcze nie wiedziałem, że tak jest, ale mój organizm, a zwłaszcza mózg - zaczął mówić "dość".


Cukrzyca, to ciągłe myślenie o tym co się je, ile podaje się insuliny i jaki będzie tego efekt. W pewnym momencie mój organizm poczuł, że życie w ciągłej obawie o super wyniki staje się zbyt dużym obciążeniem. Pojawiły się u mnie pierwsze napady paniki, których wtedy jeszcze nie rozumiałem. Organizm na chwilę bez żadnego powodu wchodził w "tryb stres", co sprawiało, że mimo dobrych (lub lekko wyższych poziomów cukru) czułem się słabo jakbym miał stracić przytomność, mimo, że żadne wyniki na to nie wskazywały. Dochodziły do tego też bóle głowy, więc skierowałem się do neurologa, a potem dalej na badania różnego typu i w dużym skrócie, efektem tego była ocena mojego stanu zdrowia - wszystko jest w porządku - i otrzymałem moje pierwsze w życiu leki psychotropowe, które po dwóch miesiącach wycięcia z życia społecznego postawiły mnie na nogi.


Wtedy traktowałem to jeszcze jako problem neurologiczny.


Co raz powstało w głowie - siedzi w niej na zawsze. Mózg jest moim największym przeciwnikiem (ale nie wrogiem), więc sytuacje nawracały, ale w bardzo małym stopniu i nie często. W pewnym totalnie losowym momencie dnia, myślałem, że zemdleję i potrzebowałem po prostu się położyć, przespać 2-3 godziny, wypocząć i sytuacja wracała do normy. Takie akcje pojawiały się raz na kilka miesięcy i wycinały cały mój dzień i usuwały niektóre plany.


Mimo to, zacząłem się trochę obawiać o ewentualne konsekwencje, jeśli cukier mam za niski, to mam bardzo podobne objawy (poczytajcie o objawach "hipoglikemii"). Podawałem więc trochę mniej insuliny, a cukier utrzymywałem na wyższych poziomach. Mój lekarz diabetolog odradził mi takich zachowań strasząc mnie, że zbyt wysokie wyniki ("hiperglikemia") spowodują po latach u mnie powikłania. I tak źle i tak niedobrze.


Mam nadzieję, że trochę już rozumiecie w jakiej karuzeli się znalazłem, a stało się to z dwóch powodów - zbyt niski cukier = zemdleję. Zbyt wysoki = powikłania.


Oczywiście mój mózg zaczął sobie wymyślać te wszystkie powikłania o których mówił lekarz, to było o tyle fascynujące dla mnie, że wiedziałem, że to ściema mojego mózgu i byłem o to spokojny. Mój mózg wybierał sobie mniej więcej co 10-15 dni "nowy objaw", a to bolała mnie ręka prawa, ale tylko gdy nie siedziałem przed komputerem, albo podnosiłem ją do góry, a to bolał mnie brzuch, ale w różnych okolicach, a to miałem drgania powieki, albo ucisk na jakiś mięsień. Wyniki krwi były świetne, to była tylko reakcja mózgu. Do dziś co jakiś czas ale w małym stopniu pojawia się jakiś taki objaw i wiem już, że to wyłącznie objaw psychiczny, reakcja mózgu.


Ale żeby nie było za łatwo, to dodam, że cukrzyca jest bardzo zmienną chorobą, której człowiek uczy się cały czas. Na lato i ciepły okres potrzebuję więcej insuliny bo "tak już mam", w chorobie też, bo organizm walczy, na niektóre insuliny człowiek się uodparnia po latach, więc trzeba je zmieniać. To są takie ciekawostki, które sprawiają, że chorobę trzeba cały czas dostosowywać pod siebie.


No i do sedna. Te wszystkie zmiany i ta cała gra stała się dla mnie trochę trudniejsza. Nie poddaję się, ale przez moje ostatnie problemy nie zawsze idealnie jest z moimi wynikami, które po prostu się pogorszyły. Dodatkowy stres, czyli myślenie o tym jak wpłynie to na przyszłość jest dla mnie dużym obciążeniem i właśnie z tym chcę walczyć. Z moim własnym mózgiem. Zrozumiałem, że to problem psychologiczny.


Mój lekarz po usłyszeniu moich ostatnich historii właśnie skierował mnie do specjalisty by ten problem rozwikłać. Kiedy poukładam sobie to w mózgu - dużo lepiej na nowo podejdę do mojej choroby i spowrotem wyprowadzę ją idealnie. Teraz nie jest bardzo tragiczne, ale moje wartości cukru oscylują wokół 220-240 średnio, co nie jest wynikiem dla mnie satysfakcjonującym, a sam podnoszę je celowo, bo boję się przecholować w drugą stronę, która jest większym zagrożeniem bo "nagłym".


Rozpisanie tego wszystkiego i poukładanie w głowie ma pokazać również mi, jakie błędy popełniam i jak to myślenie jest bez sensu, szkodzi tylko mi. Ale wiecie... łatwo jest powiedzieć - bierz więcej insuliny, a trudniej to wprowadzić, kiedy sam własny mózg staje murem bo wie i zna jakie są konsekwencje działania w jedną, czy drugą stronę.


To tak w bardzo dużym skrócie, ale w przyszłości na pewno będę starał się opisywać to lepiej, podawać konkretne przykłady, przedstawić jak zadziałałem i jak powinienem zadziałać poprawnie.


Na koniec jeszcze napiszę, że nie poddałem się i nie zamierzam w walce z chorobą, wykonuję pomiary, regularnie podaję sobie insulinę i dbam o siebie również fizycznie na tyle na ile się da. Moje wyniki badań poza cukrem są bardzo dobre i pomimo 14 lat z cukrzycą - jeszcze nie mam żadnych powikłań (mówi się, że pierwsze pojawiają się po 10-15 latach).


Zaczynam nad sobą pracować, bo zrozumiałem, że jest gorzej i wiem, że muszę to zatrzymać, żeby jeszcze bardziej nie zatracić się w tym szaleństwie. Już wiem teraz, że opisanie tego i wyrzucenie z siebie jest kolejnym krokiem w walce o powrót do normalności.


Jeśli macie jakieś pytania, lub chcielibyście, żebym wyjaśnił jakieś kwestie, lub coś więcej rozszerzył, to dajcie znać.


Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy dotarli tu do końca i życzę wam miłego dnia w gronie najbliższych lub najwspanialszych wam osób! (o wsparciu osób na pewno napiszę coś osobno).

razALgul

@tojuz14lat może pytań nie mam, ale mam za to, poważny impuls, żeby zejść ze złej drogi, na której jestem...

Zaloguj się aby komentować

Cześć, nazywam się Mikołaj i niedawno przekroczyłem 30 rok życia. Od 14 lat zmagam się z cukrzycą. Jest to choroba, która zmieniła połowę mojego życia. Wbrew pozorom nie składa się wyłącznie z minusów. Pozwala lepiej zrozumieć siebie, swoje potrzeby i poznać swoje możliwości oraz limity. Od kilku lat "żyję chwilą" i "korzystam z życia" na każdy możliwy sposób (a to wszystko przez objawiające się choroby psychiczne powstałe w związku z cukrzycą), za których leczenie właśnie się zabieram.


Ja bardzo szybko zaakceptowałem swoją chorobę, która pojawiła się na początku moich studiów. Przez wiele lat nie miałem z nią problemów, a moje wyniki były bardzo satysfakcjonujące. Nie mniej od dosłownie kilku ostatnich lat (i teraz jak to piszę, to jestem zaskoczony, że od kilku lat nic z tym nie robiłem, bo nie rozumiałem jak to narasta) zaczynam mieć objawy psychiczne, które utrudniają moje normalne funkcjonowanie.


Objawy, które nie są dla mnie psychicznie łatwe, pomimo wielu dobrych rzeczy które dzieją się wokół mnie. Niedawno zmieniłem pracę z której jestem zadowolony, oraz urodził się mój syn, który całkowicie zmienił moje postrzeganie świata i wlał we mnie niesamowite pokłady empatii.


Nowe rodzinne i życiowe obowiązki sprawiają, że czuję, że czasami nie daję rady, a bardzo bym chciał być najlepszym ojcem, mężem i dobrym, wartościowym pracownikiem. Są dni pełne psychicznych kryzysów, napadów paniki, czy gorszego sapomoczucia, a są także fantastyczne dni pełne życia, szczęścia i spełnienia zawodowego.


Nie mogę już tak żyć. Po prostu nie mogę.


Bardzo mocno wzbraniałem się przed leczeniem, nie ze względu na podejście do lekarzy psychologów i psychiatrów, lecz ze względu na to, że musiałbym wtedy przyznać, że przegrałem, że sam sobie nie daję rady i że jednak potrzebuję pomocy, mimo, że wszystkim wokół mówię, że jest fantastycznie.


Nie mam myśli samobójczych, nie chcę skończyć ze swoim życiem, ale chcę skończyć z TAKIM życiem jakie jest teraz i poprawić je na lepsze. Przywrócić je do stanu w którym będę mógł żyć normalnie, bez stresu o mój stan zdrowia w cukrzycy. Właśnie dlatego, przełamałem się i odważyłem poprosić o pomoc lekarską. Tę przygodę dopiero zaczynam i nie mogę się doczekać efektów. Wierzę w nie.


Wiem, że w moim otoczeniu moi znajomi, czy współpracownicy uważają mnie za osobę bardzo otwartą, pozytywną, nie bojącą się wyzwań, ale także szczerą i empatyczną. Wiedzą z jaką chorobą się borykam i w większości mnie wspierają. Nie znają jednak mnie na prawdę, nie jestem w stanie odważyć się, by pokazać swoje słabości, nie chciałbym, żeby ktokolwiek się nade mną litował z tego powodu, lub traktował mnie inaczej. Staram się ze wszystkich sił dawać zawsze 100%, ale znam swoje limity i wiem, kiedy muszę odpuścić. Robię to dla siebie i dlatego, by wyobrażenie o mnie przez innych, było zawsze nieskalane problemami cukrzycowymi. Mam wobec siebie bardzo duże wymagania.


To stek moich myśli, wariactwo na temat tego co siedzi u mnie teraz w głowie. Tego, co chcę w końcu poukładać w sobie, więc przepraszam, za tak chaotyczny wstęp.


Mam ogromne wsparcie mojej żony, która jest tak na prawdę jedyną osobą która mnie zna, rozumie, wspiera. Ale nie chcę już więcej obarczać jej moimi problemami. Chcę je wyleczyć.


Chciałbym zacząć tu pisać swoje przemyślenia i życiowe problemy w ramach terapii, gdzie wyrzucenie z siebie myśli odciąża organizm psychicznie i pozwala również na dyskusję z innymi osobami, które mogą na to spojrzeć z totalnie innej strony. Wybrałem to miejsce z wielu różnych powodów. Nie wiem jak często i jak bardzo cyklicznie uda się tu cokolwiek napisać, ale chciałbym już teraz z góry podziękować za to, że ktokolwiek będzie chciał lub będzie w stanie to przeczytać.


Miło mi was wszystkich poznać. Witajcie na mojej drodze do sprawienia, by moje życie stało się normalne. Bardziej normalne niż teraz.

To_Stan_Umyslu

@tojuz14lat dziecko wiele w życiu zmienia. Odpowiedzialność za nie może być przytłaczaĵąca, bo nikt nie uczy jak sobie z tym radzić. Tym bardziej z chorobą, która jest nieuleczalna.

A życie raz jest lepsze, a raz gorsze i trzeba przyzwyczaić się do tego że nigdy nie będzie w 100% takie jak chcemy.

Powodzenia na terapii.

One play at a time.

tojuz14lat

@To_Stan_Umyslu Dziękuję bardzo. Dziecko w moim życiu sprawiło, że chcę żyć i zmienić to życie na lepsze, właśnie też ze względu na nie. Wiem, że nie będzie zawsze 100% idealnie, ale wiem też, że może być lepiej i do tego będę dążył!

Kutanoid

@tojuz14lat napiszesz coś więcej? jak cukrzyca siada na psychikę i o co chodzi? ciekawość mnie trochę zżera

Kuduro

@Kutanoid cukrzyca, a raczej wahania cukru źle wpływają na organizm, a do tego ciągła potrzeba kontroli cukru mocno męczy psychicznie i nasila lęki.

tojuz14lat

@Kutanoid @Koduro opisał to bardzo dobrze, a ja właśnie napisałem teraz kolejny wpis trochę tłumacząc jak to u mnie wygląda

Endrjuu

Powodzenia w leczeniu!

Po tym jak przeczytałem twój tekst wydaję mi się że musisz nauczyć się samoakceptacji i być dla siebie łaskawszym. Nie ma co narzucać sobie takiej presji, nie wszystko musi być idealnie, w każdym razie wszystko oceni i podpowie jeszcze terapeuta. Pozdrawiam :)

tojuz14lat

@Endrjuu Myślę, że masz rację. Jestem dla siebie bardzo wymagający, a każde porażki analizuję i przekuwam w naukę i doświadczenie. Ale rzeczywiście, narzucam sobie dużą presję i mam nadzieję trochę odpuścić, bo nie zawsze jest idealnie.

Zaloguj się aby komentować