234647+ 20 =234667
Sobota okazała się być bardzo słonecznym dniem, z temperaturą w okolicach 20 stopni, a w słońcu to nawet było gorąco. Ponieważ ogrom ludzi w Tokio, jakkolwiek płynnie zorganizowany w sposobie przemieszczania, trochę mnie przytłaczał (małe austriackie wioski skutecznie odzwyczajają od tłumów), postanowiłem wybrać się za miasto. Konkretnie to zobaczyć sobie górę Fuji.
Dodam jeszcze że poruszanie się po Tokio jest bajecznie proste - odpala się Google maps i jak po sznureczku 2 stacje tej lini, 3 tamtej i już się jest na miejscu. Daje to złudne wrażenie bezproblemowości transportowej, bo wystarczy chcieć poza Tokio i d⁎⁎a blada. Po pierwsze, okazuje się że ikonka autobusu i pociągu jest prawie identyczna, po drugie autobus to nie pociąg i miejsca się rezerwuje, po trzecie - z dużym wyprzedzeniem. Po czwarte, można liczyć na fart i złapać jedno wolne miejsce , ale - po piąte - są korki i lepiej było wyjechać wcześniej. Zamiast 2h, jak obiecywał wujek Google, wyszło ponad 4. Ale co tam, na miejscu okazało się ze zdecydowanie warto. Wysiadłem na przystanku nad jeziorem Kawaguchi, i pognałem do wypożyczalni rowerów, których tu mnóstwo ale niestety żadnej z szosą, głównie charakterystyczne Ebike Panasonic, i okazjonalnie jakieś gnioty w stylu mtb jak ten, którego wypożyczyłem. Co się jeszcze okazało, że ten w ten weekend odbywa się festiwal spadających liści- zatem dużo turystów, jakieś foodtrucki etc, ale przede wszystkim fantastyczne kolory jesieni no i prawie austriackie widoki - a jeszcze na miejscu tydzień muzyki austriackiej ( ale bałem się sprawdzać co to znaczy;). No i ogromna Fuji, która tylko na chwilę odsłoniła się z chmur. #rower #rowerowyrownik