Transport składa się z trzech kawałków tortu. Pierwszym jest kolej, za którą odpowiadają państwo i marszałkowie województw. Państwo dotuje ten segment raz mniej, a raz więcej. Druga część to komunikacja miejska, za którą odpowiadają miasta. Mają one na tyle duże dochody własne, że są w stanie to utrzymać z PIT-u, CIT-u i innych podatków. Za trzecią część, którą jest regionalna komunikacja autobusowa, nie odpowiada po roku 1989 – uwaga! – nikt. Dosłownie nikt.
Teoretycznie jest to zadanie wszystkich – ale nie należy ani do wójtów, ani do samorządów, choć jest taki zapis, że dany samorząd odpowiada za transport publiczny na swoim terenie. Nie ma do tego zapisu żadnych wytycznych. Ani kar, jeśli się tego nie robi. Wójt powie: „są jakieś busiki, więc macie transport”.
Czyli jedna trzecia komunikacyjnego tortu – ta najtrudniejsza, na obszarach o najmniejszej gęstości zaludnienia – nie otrzymuje żadnych dopłat, żadnych środków. Właśnie tam, gdzie transport jest najtrudniej zorganizować. Tam, gdzie są długie przewozy po złych drogach, z małą liczbą pasażerów, na obszarach wiejskich, gdzie zarobki są najniższe, zrobiono skrajnie liberalny eksperyment, zmuszając ludzi, by sami utrzymywali transport, usługę publiczną, wyłącznie z własnych pieniędzy.
Niestety daliśmy sobie wmówić, że to jest naturalne, że tak musi być – albo coś się utrzymuje samo, albo nie trwa. Teraz wiemy, że to była manipulacja: drogi same się nie utrzymywały, a nadal je budowaliśmy za grube miliardy. Nigdzie na świecie transport zbiorowy sam się nie utrzymuje i nie ma szans się utrzymać. To jak oczekiwać, żeby szkoły czy szpitale zarabiały na siebie…
#kolej #pks


