@pkostowski no tak, robią "chrześcijańską medytację" zamiast po prostu medytacji, "chrześcijańską jogę" zamiast jogi, "chrześcijańską psychoterapię" zamiast psychoterapii, wszystko musi być ochrzczone i z ich stempelkiem. Tyle że w medytacji chodzi właśnie o to, żeby obserwować swój umysł bez żadnych dogmatów i przedzałożeń. Gdzieś kiedyś czytałam, że niektórzy z chrześcijańskich mistyków mieli takie doświadczenie, że na skutek treningu umysłu tracili poczucie osobowego Boga i było to dla nich wstrząsającym doświadczeniem, niestety teraz nie znajdę tego źródła. Ja miałam książkę jezuity "Kwadrans uważności. Ćwiczenia duchowe" i tam część ćwiczeń na początku była neutralna, jak doświadczanie zmysłami itd. Im dalej, tym bardziej ćwiczenia były ukierunkowane religijnie, czyli niby oczyść umysł, odpuść przywiązanie, ale cały czas z tyłu głowy miej Boga, Jezusa, Ducha świętego, Biblię, pojęcie grzechu i tak dalej. Z mojej obecnej perspektywy mija się to z celem. Chyba że jako takie „przełamanie się”, przejście z religijnego fundamentalizmu do czegoś nowego. W sumie ja tak miałam - gdyby nie kościelny stempelek, pewnie bym się nie odważyła próbować. Tyle że to oni zaszczepili ten lęk w pierwszej kolejności, więc to takie typowe tworzenie problemu, żeby zaoferować własne, „świetne” rozwiązanie.
Jeszcze przypomniały mi się dwie sytuacje:
-
jeden z (dwóch?) najlepszych w Polsce oddziałów psychoterapeutycznych. Jedne z zajęć to trening mindfulness właśnie. Ja, wówczas katoliczka, jakoś to przebolałam i odebrałam te zajęcia jako zaskakująco pomocne, choć myślę, że nie wyciągnęłam z nich 100% ile można było. Natomiast jedna bardzo zaburzona dziewczyna kategorycznie odmówiła nawet częściowego udziału w zajęciach właśnie ze względów religijnych (katoliczka). Personel i grupa namawiali, tłumaczyli. To zajęcia świeckie, zero elementów duchowych. Jemy czekoladę, wąchamy pomarańcze, wsłuchujemy się w dźwięki remontu za ścianą. Nie i już.
-
inny oddział, podobna sytuacja podczas podejrzenia, że poranna gimnastyka zawiera elementy jogi. Dziewczyna była Świadkinią Jehowy. To ogólnie powodowało dużo problemów w terapii (próby nawracania, długie monologi o swojej wspólnocie, mimo że czas naglił, itd.)...
Także no jest to bardzo przykre i frustrujące patrzeć na to jak osoby, które mogłyby wiele skorzystać na różnego typu formach wsparcia, są na to całkowicie zamknięte. A przecież nie wymyślili sobie tego sami, że to jest jakieś zagrożenie dla nich, tylko wpoili im to przewodnicy duchowi.
Ja straciłam kawał życia przez to wszystko, i widzę jak inni tracą, i niewiele mogę zrobić