Nie lubię wynajmujących mieszkania. Licząc od początku studiów kiedy najmowałem pokoje, a później mieszkania, oddałem im jakieś 130 tysiecy PLN. Wiem, że nie powinienem winić ich za kupowanie nieruchomości, bo przez ostatnie lata były po prostu najlepszą opcją - dobry zysk, niskie ryzyko, niepewność na rynku akcji i obligacji, słabe lokaty. Ale co miesiąc, gdy przelewam czynsz dla landlorda czuję niesmak, jak jakiś chłop płacący swojemu panu za możliwość uprawy jego pola.
Drażni mnie też nazywanie tego "inwestycją" w nieruchomości. Inwestycja kojarzy się z czymś pozytywnym - jak ktoś inwestuje w firmę, to korzysta zarówno właściciel i społeczeństwo. Wynajem to comiesięczny haracz, odwrotny transfer społeczny - od biednych do bogatych. Jedyna chyba korzyść to motywacja dla biednych żeby nie byli biedni.
Co gorsza, na wykresie widać, że plaga rentierów rośnie - w 2007 było 100 tysięcy wynajmujących, teraz jest 800 tysiecy. Ale to się nie zmieni. 164 posłów ma więcej niż jedno mieszkanie, większość z tego zapewne na wynajem. Czemu mieliby głosować wbrew własnym interesom? Zresztą robiąc coś dla najemców można zirytować wynajmujących, a te grupy są rozmiarowo podobne.

