Lamenty nad pikującą dzietnością są spóźnione o 20 lat. To wtedy młody wyż demograficzny wchodził w fazę rozpłodową, czyli wiek 20-25 lat, idealny na potomstwo. Te hipotetyczne dzieci nigdy się nie urodziły lub urodziły dużo później, zastępowalność pokoleń runęła więc z hukiem i już się nie podniesie. Na załączonym obrazku widać, że w wieku rozpłodowym jest teraz jakaś garstka, więc kto ma te dzieci rodzić? Autystyczne skrzeczenie o aborcji, w którym tak rozmiłowały się feministki, nic tu nie zmieni. Nawet gdyby skrobanki były dostępne w Lidlu po okazaniu aplikacji w telefonie, nie byłoby skąd wziąć tych noworodków po prostu.
Ostatni zauważalny wyż demograficzny ma teraz około czterdziestki, za 20-30 lat ruszy gromadnie na emerytury. To dopiero będzie armageddon i festiwal rozpierdolu. Jest o wiele za późno, żeby cokolwiek z tym zrobić, zresztą nikt nawet nie zamierza robić czegokolwiek, nikt tego śmierdzącego jaja nie podniesie. Ot młodzi zdrowi i silni zaprowadzą sobie jakąś formę faszystowskich rządów i prawo pięści, a potem zapędzą nadmiar geriatryków do komór eutanazyjnych i sprawa załatwiona.