- Jak wiecie, Adrian uzasadnił swój podpis pod putinowską komisją tym, że podobne organy jakoby działają we Francji, Niemczech i USA. Pomijając oczywiście, że żadna z tamtych komisji nie działa na podstawie wielokrotnie niekonstytucyjnej pseudoustawy, nie ma praw porównywalnych ze stalinowskimi ekspresowymi sądami, a sposób ich funkcjonowania jest wyraźnie, jasno i racjonalnie opisany... no więc pomijając to wszystko, Adrian skłonił mnie do wygooglowania co tam też w tej Francji ustalono. No i jeden temat jest grubaśny.
- Otóż był sobie taki wysoki oficer francuskich służb wojskowych Antoine M., wokół którego miało miejsce wiele zbiegów okoliczności, które z daleka pachniały blinami i stolicznają. Mimo to, M. działał dość swobodnie, bo miał plecy w ówczesnej administracji Jacquesa Chiraca. W pewnym momencie został nawet szefem jednej z wojskowych agencji kontrwywiadowczych.
- Aż przyszła wiosna 2007 roku. Rządy Chiraca się kończyły i było jasne, że administracja Sarkozy'ego pana M. przynajmniej zwolni, a możliwe, że wręcz postawi przed sądem. Więc pan M. zlecił operację, która do dziś jest uważana we Francji za największą porażkę tamtejszych służb w walce z rosyjskimi wpływami. Otóż dwa-trzy tygodnie przed zmianą władzy, M. zlecił swoim ludziom, by skopiowali całą bazę ewidencji operacyjnej podległej mu służby kontrwywiadowczej.
- W to aż ciężko uwierzyć, ale to prawda. Ludzie M., mogli to zrobić, bo to właśnie oni odpowiadali za bezpieczeństwo bazy i mieli do niej dostęp. A to nie jest byle co: mówimy o dwóch komputerach w dwóch oddzielnych pomieszczeniach w głębokiej piwnicy. Każde wejście, wyjście i czynność są starannie raportowane, z bazy nie da się nic skopiować bez pozwoleń z samej góry. A pozwolenia były, przypomnę, że M. kierował służbą.
- Tak więc jego ludzie skopiowali całą bazę z obu komputerów. Na jednym były kryptonimy oficerów i operacji, na drugim ich prawdziwe dane. Gdzieś między tym były listy podejrzanych o szpiegostwo, wykaz lokali operacyjnych. Słowem: wszystko. Mówimy o dziesiątkach tysięcy wpisów. Wszystko poszło na twarde dyski i płyty, które po prostu wyniesiono.
- Gdy do władzy doszła ekipa Sarkozy'ego, wybuchła afera, choć starano się nie interesować nią mediów. M. postawiono zarzuty, a wyniesione dyski odnalazły się dopiero niemal rok później. Gdy biegli je przebadali, okazało się, że nie były zabezpieczone przed kopiowaniem. Kto i ile razy skopiował sobie bazę operacyjną francuskiego kontrwywiadu wojskowego - można się tylko domyślać. Z pewnością ten ktoś dostał do ręki listę oficerów, współpracowników, agentów, lokali, spraw, operacji i rozpracowywanych ludzi.
- Sprawa M. do dziś toczy się przed francuską komisją badającą rosyjskie wpł...
Hehe.
Hehehe.
Oczywiście mowa o Macierewiczu. I o Polsce.
- Nie wiosną, tylko jesienią 2007. Nie zmieniała się ekipa Chiraca na Sarkozy'ego, tylko kończyły się pierwsze rządy Partii. Reszta się zgadza. Rzeczona baza, była Bazą Ewidencji Operacyjnej Służby Kontrwywiadu Wojskowego, którą do 2007 kierował Macierewicz.
- Zacytuję Wam może, czy była tzw. EO-Baza.
"W bazach danych SKW znajdują się dziesiątki tysięcy zapisów, najcenniejsze informacje dla bezpieczeństwa państwa, coś, za co każdy wywiad dałby wiele. To nie tylko nazwiska pracowników i tajnych współpracowników, ale również listy osób typowanych jako podejrzewane o współpracę z obcymi służbami, kandydatów na agentów, sprawy, którymi SKW się interesuje. Plus całe archiwum zlikwidowanych w 2006 r. WSI. Część w formie papierowej, część zapisana na dyskach, które są częścią systemu informatycznego o nazwie EO-Baza (czyli Baza Ewidencji Operacyjnej). Wystarczy wpisać do jej wyszukiwarki nazwisko lub nazwę firmy, by otrzymać pełną informację o związkach z wojskowymi służbami.
Baza danych operacyjnych SKW znajduje się w pomieszczeniu chronionym przed podsłuchem i zakłóceniami specjalną osłoną – tzw. kabiną elektromagnetyczną. To metalowa klatka, która ma stanowić barierę dla wszelkich urządzeń inwigilujących.
Wszystko, co znajduje się w kabinie, objęte jest klauzulą ścisłej tajności. Teoretycznie nikt bez specjalnego pozwolenia nie może tam wejść ani zajrzeć do jakiejkolwiek teczki czy pliku, o kopiowaniu nie wspominając. Wszystkie wejścia i wyjścia powinny być odnotowywane, podobnie jak wynoszone dokumenty czy dane. Słowem – najściślejsza ochrona. Ale tylko w teorii. W praktyce do zasobów operacyjnych SKW za czasów Macierewicza mógł wejść każdy i kopiować wszystko, jeśli miał tylko zgodę szefa."
- Albo taki:
"Były przechowywane w dwóch specjalnie zabezpieczonych, niepołączonych z żadną siecią komputerach. Znajdują się one w oddzielnych pomieszczeniach będących częścią tajnej kancelarii SKW - mówi nam pracownik wywiadu. Komputery są pod stałym nadzorem. Rejestruje się każde wejście do pomieszczenia i każde wyjście; prawo do tego mają wyłącznie osoby uprawnione.
W pierwszym komputerze są pseudonimy agentów i kryptonimy operacji. W drugim - prawdziwe nazwiska i opisy operacji. Takie archiwizowanie danych to żelazna gwarancja bezpieczeństwa oficerów i agentów. Nikt nie może zidentyfikować osoby na podstawie kryptonimu. - Żeby połączyć te dane, potrzebny jest dostęp dwóch uprawnionych osób autoryzowany przez przełożonego. Przy czym nikt nie miał dostępu do całości, tylko do wybranych spraw - tłumaczy nasz rozmówca z SKW.
Gdy jesienią 2007 r. PiS przegrał wybory i Macierewicz odchodził z SKW, z jej siedziby wywieziono dokumentację WSI, tłumacząc, że jest potrzebna Komisji Weryfikacyjnej WSI, która do czerwca 2008 r. działała przy prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego pod przewodnictwem Jana Olszewskiego. Wcześniej jej szefem był Macierewicz.
Nowe kierownictwo SKW odkryło jednak, że oprócz akt WSI wywieziono też komputerową bazę agentury."
- Teraz usiądźcie i pomyślcie, co to właściwie znaczy. Antoni Macierewicz, który już wtedy miał na koncie likwidację WSI, Irinę Obuchową, ujawnianie tajemnic kontrwywiadu i Jacka Kotasa... no więc ten gość po prostu wziął i ukradł całą bazę danych kontrwywiadu wojskowego. Komu ją skopiował? Nie wiadomo. Ale przecież kandydat jest w zasadzie jeden, prawda? No właśnie.
- Niesamowite, że ta historia jest tak mało znana, choć na dobrą sprawę powinna chyba na dobre wyjaśnić wszelkie wątpliwości dotyczące tego człowieka. Normalnie odbyło się śledztwo. Ustalono, że owszem, ludzie Macierewicza ukradli bazę. Po czym stwierdzono, że trudno i sprawa się umorzyła, bo przecież Macierewicz i tak był już w opozycji.
- Czasem pytacie: czemu przez osiem lat rządów PO-PSL służby nic nie robiły z Macierewiczem i innymi ruskimi tropami wokół Partii. Cóż, jedna z odpowiedzi może brzmieć: ponieważ nieznani aktorzy wiedzieli wszystko o polskiej Służbie Kontrwywiadu Wojskowego. Przy czym, gdy piszę "nieznani aktorzy", mam na myśli "rosyjskie służby".
Dzięki właśnie Macierewiczowi.
#jebacpis #bekazpisu #wiadomoscipolska #putinowskapolska #polityka
(tekst nie mój, źródło: Doniesienia z putinowskiej Polski na fb)

