Tytuł: Bajki robotów
Autor: Stanisław Lem
Kategoria: fantasy, science fiction
Ocena: 6/10
#bookmeter
– Sporządzić mogę wszystko, co mi przyjdzie do głowy – mówił Mikromił – ale znów nie wszystko do niej przychodzi. To ogranicza mnie, jak i ciebie – nie potrafimy bowiem pomyśleć wszystkiego, co jest do pomyślenia […]
Czy jest na sali ktoś, kto Bajek robotów nie czytał, czy też może jestem ostatnim, który zapoznał się z tą pozycją? Bo, wnioskując choćby z niektórych rozmów prowadzonych w czasie ostatniego spotkania Kawiarni „Za Firewallem”, mam czasami wrażenie, że wszyscy tę książkę znają. _„Tak wiele książek, tak mało czasu_” – tym będę usprawiedliwiał to, że zabrałem się za nią dopiero ostatnio.
Ileż to pochwał nasłuchałem się na temat tych króciutkich opowieści autorstwa pana Lema! A jednak do książki podszedłem z ciekawością raczej niż z jakimiś nadziejami. I może dobrze, bo wtedy chyba bym się sparzył.
W Bajkach robotów znajduje się piętnaście historii przedstawionych przez autora w konwencji bajek, z tym, że umiejscowionych w świecie fantastyczno-naukowym. Jeśli już o konwencji, to jedną z rzeczy, która podobała mi się szczególnie była z tą konwencją zabawa. Ogromnie ucieszył mnie zabieg jaki pan Lem zastosował w Przyjacielu Automateusza, kiedy to prowadząc narrację posługiwał się czymś w rodzaju metapoziomu, za pomocą którego na początku opowiadania wprowadził do niego część elementów. Jestem ogromnym fanem takich zabiegów! W ogóle zresztą, w tym zbiorze tym, co wywołało u mnie najmocniejsze wrażenia były szczegóły. Tak jeśli chodzi o słowotwórstwo, nazywanie bohaterów (konstruktor Kreacjusz!), jak i poboczne elementy budujące rzeczywistość (pociągnął łyk z butelki lejdejskiej). Podobała mi się część spostrzeżeń, których zdradzał nie będę, nie chcąc odbierać przyjemności z lektury tym, którzy – być może – gdzieś tam się jeszcze bez znajomości Bajek robotów uchowali.
Nie podobał mi się za to – i to jest coś, co od książek zwykle mnie odrzuca – sposób narracji pana Lema. O ile doceniam te szczegóły, o których pisałem wcześniej, tak – dla mnie – było ich trochę za dużo. Za dużo świetnych, bo takie były, pomysłów upchniętych w krótkiej formie rozwlekało opowieści czyniąc je mało dynamicznymi. I, o ile potrafię taką niedogodność znieść, kiedy w tekście zafascynuje mnie co innego – czy to świat przedstawiony, a kosmos nie jest moją bajką, czy to wyraźni bohaterowie, a w Bajkach, z racji tego, że były bajkami, bohaterów określała jedna cecha – tak tutaj jednak moje osobiste preferencje czytelnicze sprawiły, że niekoniecznie Bajki robotów okazały się być dobrym wyborem. No ale przeczytałem i już nie będę musiał, jak jakiś robot, świecić w towarzystwie oczami.
