Zacznę od tego, że to nie jest moje pierwsze podejście do rzucania tego beznadziejnego nawyku. Odkąd sięgam pamięcią gryzłam pazury, a próbowałam przestać mniej więcej co roku od przynajmniej dziesięciu lat... Zawsze próbowałam tej samej strategii, czyli najpierw zadbać o wygląd paznokci - jak krótkie by nie były - równo je spiłować, pomalować, albo zrobić sobie hybrydy w salonie. Zawsze malowałam je na rzucający się w oczy kolor, obrzydliwie podkreślający ich wygląd - specjalnie żeby widzieć momenty, gdy bezwiednie pakuję je do paszczy;) To zawsze działało do momentu aż lakier wyglądał gorzej - wtedy czar pryskał i zgryzywałam paskudny lakier, by zaraz obgryźć - począwszy od kciuków - wszystkie pazury. Znowu... Tym razem zaczęło się tak samo - pilnik, lakier, intencja - po paru tygodniach lakier zszedł, zmyłam jego resztki i coś kliknęło: polubiłam - po raz pierwszy w życiu - wygląd swoich paznokci. Chciałam zobaczyć je dłuższe, a nie tylko rzucić nawyk. Przeprogramowałam swoje myślenie i podejście. Do tego rzucenie alkoholu w tym samym czasie pomogło tysiąckrotnie, zmniejszając różne napięcia, polepszając ogólny stan psychiczny, zdolność obserwacji, świadomość emocji itd.. Wszystko łatwiej obserwować i analizować z trzeźwym umysłem:) Jest we mnie od pewnego czasu duża chęć samoakceptacji i praca, aby podchodzić do życia i siebie z miłością, a nie z niekończącą się, niekonstruktywną krytyką. Pracuję nad tym i powiedziałabym że to najważniejszy element sukcesu - może od tego powinnam zacząć!:)