#endometrioza

0
6
JA JEBE. Radio Maryja - co za szuryzm xDDD Za endometriozę odpowiadają tabletki wczesnoporonne, skąd wyście to wzięli xDDD
Najgorsze, że zaczyna się niewinnie, już miałam nadzieję, a tam pod koniec JEB.
  • wyciągnęli fragment rozmowy lekarki, która mówi, że endometrioza może powodować problemy ze zdrowiem prokreacyjnym i zwalili to na tabletkę po
  • jeszcze podciągnęli pod to tabletkę anty, z wypowiedzi jakiejś baby ze stowarzyszenia obrońców życia
Jakie kompetencje ma randomowe stowarzyszenie obrońców życia w wypowiadaniu się o endometriozie? Bardzo chętnie posłucham.
A, jeśli posłuchacie wspomnianego niedawno webinaru z dr Siekierskim - to terapia hormonalna (w której można użyć też tabletek anty) to jeden ze sposobów leczenia endometriozy.
I nic nie ma wspólnego z tabletką po, o ile nie dostała nagle supermocy i nie zmienia genetycznie mechanizmu wytwarzania estrogenu oraz reakcji odpornościowej organizmu xDDD Jeśli tak, to kurwa biorę, może skoro już mam endo, to mi przy okazji geny naprawi xDDDD
Więc nie dość, że bezczelnie podciągają chore kobiety pod swoją agendę, to jeszcze rozpowszechniają antynaukowe bzdury.
Kawy po obiadku już nie trzeba, zaraz mnie ciśnienie strzeli. Idę memy robić.
https://www.radiomaryja.pl/informacje/miesiac-swiadomosci-endometriozy/
tymszafa

@Vakme i teraz zdaj sobie sprawę, że odbiorcy Radia z Ryjem biorą to za pewnik i będą powtarzali dalej te bzdury. BO NIENARODZONE DZIECI SOM NAJWAŻNIEJSZE!!!!!!!!

Vakme

@tymszafa Radio z Ryjem

tymszafa

@Vakme Trzeba mówić jak jest. Ale niekoniecznie chować się w schowku na miotły.

Zaloguj się aby komentować

Choroby nie widać - część 4 - leczenie i co dalej
Żeby opowiedzieć wam o leczeniu, muszę pociągnąć dalej moją historię, bo jestem modelowym przypadkiem, jak nie powinno się leczyć i jak można sobie popsuć masę rzeczy. Zapnijcie pasy, bo będą dramatyczne momenty, ucieczki spod noża i na sam koniec - mam nadzieję - happy end.
Są dwa sposoby leczenia endometriozy, operacyjnie (laparoskopowo) i farmakologicznie. Jednak, tak samo jak w przypadku diagnozy, obie te rzeczy muszą być wykonane przez specjalistę i “z pomyślunkiem”, żeby w ogóle miały szansę działać.
Pierwsza operacja, którą miałam wykonaną na endometriozę, nie była żadną z takich. Po odkryciu, że moje oba jajniki właściwie zostały wchłonięte przez 2 duże guzy, z czego jeden miał 10 cm średnicy, zostałam po miesiącu czekania wzięta na stół. W szpitalu wszystkie 3 w pokoju byłyśmy operowane na to samo, każda w innym wieku, najmłodsza ja - 24, najstarsza pani 75 lat. Archetyp “dziewicy, matki i staruchy” jak w mordę dał.
I teraz - jak wyglądają operacje endometriozy na NFZ? Trwają max. 2 godziny, wycina się tylko to, co było na skierowaniu. A jak wycina, a nie wypala, to już dobrze (FYI wypalenie jest przestarzałą metodą usuwającą jedynie powierzchowne zmiany, do tego potrafi jeszcze bardziej “rozsiać” chorobę). Na leczenie szpitalne przekazuje się 2-3 tys. zł za pacjentkę.
A jak wyglądają dobrze wykonane operacje wycięcia endometriozy, które wykonywane są w Polsce jedynie prywatnie i kosztują kilkadziesiąt tysięcy? Są jednymi z najtrudniejszych na świecie, trwają 8-10 godzin, endometriozę wycina się jak nowotwór - z zapasem zdrowej tkanki. Ponieważ nawet kilka milimetrów pozostawionej tkanki może spowodować remisję. I to, że krąg rośniemy-krwawimy-zlepiamy zacznie się od nowa zaraz po operacji.
A jak wyglądało u mnie? Możecie się domyślać. Na stół, pozbycie się guzów, zostawienie drenów, 2 godziny i po sprawie. Tylko jeden z operatorów, młodszy ginekolog, wziął mnie przed wypisem na stronę i zapytał poważnie “Ma pani zaawansowaną endometriozę. Nie chodziła pani wcześniej do lekarza?”. Gdy odparłam, że “Chodziłam, ale…”, pokiwał tylko głową ze zrozumieniem. “Jest źle, musi pani natychmiast rozpocząć leczenie hormonalne”.
I tak, drugim filarem leczenia endometriozy jest farmakoterapia, na którą składają się leki przeciwbólowe i hormonalne (z tym, że nie wszystkie, wśród dostępnych substancji jest kilka, które z endo reagują).
Miesiąc po operacji na kontroli u ginekologa, okazało się… że guzy są z powrotem, jak takie wielkie “FUCK U” gapiące się na mnie z ekranu telewizorka do USG. Co prawda o połowę mniejsze niż te, które wycięli, ale i tak 5 cm średnicy w miesiąc to ładny wynik. Wzrok lekarki był taki jak zbitego psa, dostałam hormony (znów, nie takie, jakie powinny być) i “jak nie zadziałają, do kontroli”.
Tym razem na hormonach było strasznie, mój cykl nie zachowywał się w ogóle jakbym cokolwiek brała, krwawienie potrafiło się spóźnić (serio, spóźnianie się okresu na antykoncepcji to jakiś hit!), do tego dostałam wszelkie możliwe efekty uboczne z rubryki “częste”. Wytrwałam dwa miesiące i dostałam się po znajomości do ginekologa-onkologa.
Tam po raz pierwszy dowiedziałam się, że na endo istnieją specjalne hormony. I że istnieje coś takiego jak menopauza farmakologiczna, czyli stan, w którym kobieta ma zatrzymaną miesiączkę lekami. Miałam brać te leki przez 3 miesiące, a potem zobaczymy.
Było to ponad rok temu, od tamtego czasu ciągle jestem na tym samym leku. Objawy menopauzy zachowują się różnie, czasami dreszcze budzą mnie w środku nocy, czasami jest mi tak gorąco, jakbym siedziała w saunie. Zabawnym jest przechodzenie menopauzy w tym samym czasie co własna matka, z tym, że ona przynajmniej może brać estrogen na zmniejszenie objawów, a mi nawet soi (bo fitoestrogeny) nie wolno.
Ale wracając - po 3 miesiącach jestem u lekarza, dostaję skierowanie na ginekologię onkologiczną, na operację. Pojawia się COVID, z miesięcznego czekania na zabieg zrobiło się pół roku, aż w końcu, gdy trafiam na izbę przyjęć... przestaję się kwalifikować z jednego kryterium. Guzy się zmniejszyły, a gdy, mając wtedy wiedzę o endo, usłyszałam, że “objawy bólowe się zgadzają, to wypalimy co znajdziemy, a jak będzie na innych narządach, to zamkniemy i zapiszemy na kolejny zabieg”, to podziękowałam i tak oto metaforycznie zwiałam spod noża.
Kilku lekarzy później trafiłam w końcu do Warszawy, do jednego z najlepszych specjalistów w Polsce, zresztą wystąpił on we wrzuconym niedawno webinarze. To człowiek, który trzymał mnie za rękę, gdy wyłam mu z bólu na fotelu, miał książkę z ilustracjami przeróżnych zmian, które występują w endometriozie i pokazał, jak dokładnie u mnie wygląda bajzel w środku. “Leczymy farmakologicznie” - powiedział - “gdy zdecyduje się pani na dzieci, przeprowadzimy specjalistyczną operację i zobaczymy, co da się zrobić”. Potem sonovaginografię przeprowadzała mi pani doktor, która też jest endobabką i z powodu choroby straciła część narządów rodnych. W końcu, po latach, miałam w ręku broń - wiedzę i wsparcie profesjonalistów.
Podróż od chwili, w której pierwszy raz zaczęło boleć tak, że chciałam umrzeć, do momentu, kiedy mogę wskazać co tak boli i co to za zmiana… zajęła 14 lat. Choroba kosztowała mnie wiele, z aktywnego dzieciaka, który w wieku 11 lat wbiegł na Rysy, jeździł konno i pływał, stałam się kuternogą, dla której załatwienie podstawowych potrzeb fizycznych to kwestia czasem kilku godzin, a studia, przerwane remisją choroby, wiszą radośnie nieukończone. Dzięki lekom jestem w stanie pracować, ale nawet teraz, gdy siedzę przed komputerem pisząc ten tekst, czuję mrówki bólu, przenikające przez brzuch od małych okrągłych blizn po laparoskopii, po nogach i w górę, do przepony. Czuję w krzyżu nerw, o którym wiem, że jest naciskany przez chorobę, jakbym miała wbity w plecy rozżarzony pręt. I, już rzadko, ale się zdarza, przez ciało przejdzie fala zaczynająca się w podbrzuszu, ból powodujący niemożność ruchu, na który moja podświadomość krzyczy z przerażeniem “okres”, jak wtedy, gdy wybudziłam się po operacji i zaczęłam błagać o podpaskę, bo ból pooperacyjny pomyliłam z tym, który czułam, gdy okres dopiero się rozkręcał, gdy prawdziwy ból i krwotok dopiero się zaczynał.
Dlaczego to piszę? I dlaczego tytuł serii nazywa się “choroby nie widać”? Bo endo nie widać na zewnątrz, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Widać ją w bliznach pooperacyjnych, widać w nieznacznym utykaniu na lewą lub prawą nogę, w zgarbionych plecach, w długich wizytach w toalecie, w L4 branym co miesiąc przez koleżankę z pracy, w “słuchajcie, dzisiaj nie dam rady, źle się czuję”, w “nic mi nie jest, tylko trochę brzuch mnie boli”.
Starsze statystyki mówią o 1 na 10, nowsze o 1 na 7 kobiet. Policzcie kobiety wokół siebie. Zapytajcie, czy słyszały o “endometriozie”. I opowiedzcie, czego się dowiedzieliście z tej serii. Bo jeśli traficie na jedną z nas, wojowniczek, będzie wdzięczna za wsparcie. A jeśli nie - może uratujecie jej zdrowie i sprawność. Endometrioza we wczesnej fazie jest łatwa do opanowania i zaleczalna, często bez potrzeby wprowadzania metod radykalnych, takich jak operacja czy menopauza farmakologiczna. Nie bójcie się powiedzieć, że lekarza trzeba zmienić, jeśli olewa sprawę. Przekażcie kontakt do stowarzyszenia “Endometrioza” czy fundacji “Pokonać Endometriozę” (dzięki tej drugiej trafiłam do Warszawy).
I z tą prośbą o edukację was zostawiam i idę po Nimesil, żeby udało się zasnąć.
Peace,
  • V.
adrian-wieczorek

@Vakme To dobrze ze Ciebie depresja ominęła, mnie dopadła i tutaj możemy mówić o “Gender bias in medical diagnosis” bo sam się przekonałem. Jak potrafić się z tego śmiać to oznacza ze się z tym pogodzilas

Vakme

@adrian-wieczorek chodź na wirtualny przytul trzymaj się ciepło, jeśli chcesz kiedyś pogadać, to wal śmiało na priv

adrian-wieczorek

@Vakme Z przyjemnością się, odezwę

Zaloguj się aby komentować

Choroby nie widać - część 3 - diagnostyka
No dobra, to jak z tą diagnostyką?
Jak kilka razy już wspomniałam, trwa ona bardzo długo i nie jest to tylko polski fenomen. Średnia ilość lat waha się w zależności od kraju i wynosi od 7 w najlepszym przypadku, do 12 w najgorszym. Rekordzistka, którą znam osobiście, miała od pierwszych objawów do momentu, w którym poszła do lekarza, trzasnęła mu teczką i zdiagnozowała się sama… 16 lat.
I teraz można zapytać “dlaczego”. I tutaj powody są trzy, z czego jeden jest stricte feministyczny.
Pierwszym jest trudność diagnostyki, bo lekarz bez odpowiedniego przeszkolenia nie potrafi postawić diagnozy. Ale o nim na końcu, najpierw ten feministyczny, miejmy to z głowy.
Otóż istnieje coś takiego jak “Gender bias in medical diagnosis” - tutaj rzucam wam hasło do samodzielnego szukania, bo na pierwszej stronie w Google można trafić np. na ciekawy raport WHO na ten temat. Dotyczy on obu płci, jednak każdej w innym aspekcie. Np. kobieta będzie miała większą szansę na diagnozę choroby psychicznej niż mężczyzna, ale również vice versa. Kobiety mają większą szansę na otrzymanie pomocy w sytuacji kryzysowej pod kątem zdrowia psychicznego, ale jednocześnie dłużej będą czekać na otrzymanie pomocy bądź leków przeciwbólowych na SORz (i średnia różnica wynosi około 20 minut!). Przy ocenie bólu częściej będzie podejrzewać się kobietę o zawyżanie go, chociaż w praktyce różnice pomiędzy progiem bólu między płciami nie są tak znaczące (o ile dobrze pamiętam, układa się to tak: kobiety, które rodziły > mężczyźni > nieródki, chociaż różnica była ułamkiem procenta). Do tego szczególnie stygmatyzowany jest tutaj ból miesiączkowy. No bo to tylko okres, normalne, że boli, weźmiesz nospę i przejdzie, co ty robisz w tym szpitalu, baba ma okres i histeryzuje (chciałabym, żeby była to jednorazowa anegdota, ale gdy posłuchacie historii kobiet z endo, to raczej smutna codzienność).
Gender bias jest w przypadku endo podwójnie szkodliwy. Z jednej strony powoduje zbywanie bólu, który odczuwa chora, do “zwykłego okresu”, ignorowanie objawów, “taką ma pani urodę”, “młoda jest a już chora, nie wierzę”, “przejdzie ci jak dorośniesz/zajdziesz w ciążę/zaczniesz uprawiać seks”. Z drugiej, jeśli na USG nic nie widać (o tym za chwileczkę), powoduje podejrzenie urojeń i odesłanie do leczenia psychiatrycznego.
Jeśli mi nie wierzycie - zróbcie eksperyment. Na pewno macie w otoczeniu kobietę, która ma bolesną miesiączkę. Zapytajcie jej, czy była z tym u lekarza, a jeśli tak, to co powiedział. Powodów bolesnego miesiączkowania, które zresztą dzieli się na pierwotne oraz wtórne (w tym endo), jest cała masa i są mniej lub bardziej groźne. Zapytajcie, czy lekarz próbował dociec przyczyny bólu, czy po prostu powiedział “pani już tak ma, tu są hormony/przeciwbólowe”.
I tutaj dochodzimy do trzeciego powodu, którym jest brak świadomości i ignorancja. Zarówno w środowisku lekarskim, jak i w społeczeństwie ogółem. Jeśli nawet lekarz ginekolog przyjmuje bolesną miesiączkę za pewnik oraz potrafi ignorować, że pacjentka opowiada o bólu, który rośnie i się przemieszcza, to co dopiero społeczeństwo. Które zresztą na wszelkie uwagi o okresie reaguje gorzej niż na myśl o wydalaniu. No bo zastanówcie się - wiecie, jak powinien wyglądać poprawny mocz i kał, w jakim stanie powiniście iść do lekarza, jak wygląda biegunka czy zaparcie. A czy wiecie, jaką poprawną konsystencję i kolor powinna mieć krew miesiączkowa i kiedy inny wygląd jest sygnałem alarmowym? I to nie jest temat tylko kobiecy, bo dotyczy waszych partnerek, sióstr, matek, czy córek. A wiecie, co jest najgorsze? Że masa kobiet tego nie wie, do tego nie ma skąd się dowiedzieć, bo, co w przypadku endo częste, u matki czy sióstr sytuacja wygląda tak samo i jest to “norma”.
Przełamanie tej pierwszej bariery i uznanie, że z tymi objawami jest coś nie tak, to dopiero pierwszy krok. Potem zaczyna się tournee po lekarzach. Lekarzach, którzy nic nie widzą na USG, dopóki nie jest za późno, ale jednocześnie, jeśli się nie znają, zamiast odesłać do ośrodka referencyjnego, machną ręką, bo “taka uroda”.
Bo tak, wracając do pierwszego powodu, zwykły lekarz nie zobaczy endometriozy otrzewnowej czy głębokiej na USG. Mój jajnik sklejony z macicą, która jest wyciągnięta w bok i w tył i przyklejona do więzadeł, wygląda na USG “normalnie” dla każdego lekarza, który nie wie, czego szukać.
Więc jak wygląda poprawna diagnostyka?
Przede wszystkim, powinien ją wykonywać ktoś, kto zna się na chorobie, są w Internecie listy prywatnych ośrodków referencyjnych, z czego 2 największe we Wrocławiu i Warszawie.
Najpierw bada się ruchomość mięśni i objawy bólowe w badaniu palpacyjnym (słynny “fotel”), potem przechodzi się do klasycznego USG dopochwowego i przezpowłokowego, na którym można zobaczyć torbiele, zerknąć na jelita, na pęcherz. Do tego wykonuje się specjalne USG z kontrastem dopochwowym lub wstrzykiwaną doodbytniczo solą fizjologiczną, tzw. sonovaginografię. Można je też poprawić MRI miednicy mniejszej i jamy brzusznej.
I ostateczną metodą używaną w diagnostyce, od której obecnie się odchodzi, a w Polsce wykonywana jest wyłącznie na NFZ, jest laparoskopia zwiadowcza, inaczej diagnostyczna, z pobraniem wycinka do badania histopatologicznego. W odróżnieniu od poprzednich metod, laparoskopia jest inwazyjna, do tego w przypadku endo może spowodować komplikacje (endo lubi “siadać” na bliznach pooperacyjnych, np. po CC), bywa, że wykonuje się ją razem z leczeniem, czyli usuwaniem aktualnych zmian.
Ale o leczeniu następnym razem.
Jeśli o mnie chodzi - nie miałam nigdy pierwszego etapu “tak ma być”, bo już w wieku 12 lat trafiłam na SOR i skończyło się to laparotomią (klasycznym rozcięciem) z wielkim WTF lekarzy, że w brzuchu przecież czysto. Za to znam aż za dobrze realia szukania lekarza, który nie oleje sprawy. Przetoczyłam się przez prawie wszystko możliwe opcje, leczenie hormonalne (niedostosowane do endo, co wiem już teraz, pomogło na 3 miesiące), skrajną małopłytkowość i krwotoki wywoływane przedawkowywaniem ibuprofenu, leki przeciwbólowe na receptę we wszystkich kolorach, włącznie z opioidami (w taki sposób odkryłam, że jestem non-responderem morfiny, na co badania, ciekawostka, przeprowadza się wśród ludzi z nowotworami złośliwymi i jest to niewielki % populacji) , terapię ziołami (nie pomogło), modlitwy i namaszczanie olejami jakichś świętych (też, niespodzianka, nie pomogło), do momentu, aż endo postanowiła pojawić się w końcu w postaci guza wielkości pomarańczy na USG w czasie rutynowej corocznej kontroli u ginekologa.
A co z tego wyszło i jak wyglądało leczenie - już jutro.
A na zdjęciu wziernik, narzędzie tortur
8ce74b2a-5fb6-4c1c-a524-7f5690ea20a2
Vakme

@pescyn Zbieram cały czas, to wesoły roller coaster Wiem, jak to brzmi z zewnątrz, ale od środka po ustabilizowaniu sytuacji to rzeczy, o których się śmiejemy przy przeciwzapalnych koktajlach z innymi endobabkami

pescyn

@Vakme jak przystało na randomowego kolesia z internetu jedyne co mogę to “though and prayers” - trzymaj się tam i craftuj jakiś armor zdrowia +milion

Zaloguj się aby komentować

Gdy oglądasz webinar dla studentów medycyny, z masą zdjęć i filmów z operacji i zajadasz czipsy, to są 3 opcje:
a) jesteś lekarzem/studiujesz medycynę
b) lubisz gore
c) w sumie takie kissing ovaries to masz w brzuchu i już cię to w ogóle nie rusza
Jak się znajdą odwazni (albo szaleńcy), to mogę wrzucić link do webinaru w komentarzu
PS post o diagnostyce już się pisze
5997ef56-fadb-430a-94f9-099a6b6261c4
Vakme

@NinomaeInanis @lubieplackijohn https://fb.watch/4cJTPyPXs0/ a prosz

NinomaeInanis

@Vakme jest wersja niefacebookowa?

Vakme

@NinomaeInanis Niestety nie, normalnie bym miała dostęp do nagrania, ale nie przy tej akcji

Zaloguj się aby komentować

Choroby nie widać, część 2 - objawy
Pisałam o definicji endometriozy, jakie tworzy zmiany, wspomniałam o bólu.
No i jak z tym bólem jest?
Za badaniem “Wpływ endometriozy i metod jej leczenia na jakość życia i funkcjonowanie seksualne kobiet – przegląd najnowszych badań”, możemy stwierdzić, że:
“Do najczęstszych objawów należą bolesne miesiączkowanie (60–80% przypadków), przewlekły ból miednicy mniejszej (30–50% przypadków), niepłodność (30–40% przypadków), dyspareunia (25–40% przypadków), nieregularne miesiączki (10–20% przypadków). [...] Dolegliwości towarzyszące endometriozie znacząco wpływają na fizyczne oraz psychiczne samopoczucie pacjentek oraz na ich jakość życia. Ważnym obszarem funkcjonowania, ściśle powiązanym z pozostałymi, który ulega pogorszeniu pod wpływem symptomów choroby jest funkcjonowanie seksualne. Obserwuje się występowanie dysfunkcji seksualnych u 32% kobiet cierpiących na endometriozę. Jedynie u 20–25% kobiet choroba przebiega bezobjawowo.”
Z kolei J. Sikora w artykule “Symptomatologia endometriozy” wymienia między innymi:
  • czasowo nasilające się bóle ostre pojawiające się w okresie okołomenstruacyjnym,
  • obfite i nieregularne krwawienia miesiączkowe,
  • bolesne jajeczkowanie,
  • dyspareunię (ból przy stosunku),
  • ból chroniczny w obszarze narządów miednicy mniejszej,
  • ból zlokalizowany w okolicy krzyżowej kręgosłupa,
  • ból jelit i bolesne defekacje w czasie miesiączki,
  • ból w okolicy układu moczowego i bolesne wydalanie moczu, szczególnie w okresie menstruacji,
  • zaparcia lub biegunki,
  • przewlekłe zmęczenie,
  • niepłodność.
Objawy zależą od umiejscowienia endometriozy oraz stanu zapalnego, który powoduje.
Warto wspomnieć, że endometrioza może rozwijać się całkowicie bezobjawowo, a także, że objawy nie zależą od stopnia rozwoju choroby. Niewielkie, kilkucentymetrowe zmiany mogą powodować olbrzymie dolegliwości bólowe, a kilkunastocentymetrowe guzy nie dawać objawów w ogóle, poza “przytyciem”.
Endometrioza umiejscowiona poza jamą brzuszną daje objawy charakterystyczne dla miejsc, w których się “rozsiadła”, np. w przypadku lokalizacji klatce piersiowej będą występować odmy oraz krwioplucie.
W zaawansowanym stadium choroby oraz przy deformacji narządów objawy przestają ograniczać się do miesiączki lub owulacji.
Objawy są całkiem jasne, a co z diagnostyką i czemu zajmuje średnio 8-10 lat - ta już jutro.
80f386e0-52a4-4379-838e-f790d003f3c0

Zaloguj się aby komentować

Choroby nie widać, część 1 - definicja
Wczoraj w nocy wrzuciłam post z zagadką:
Co to jest za choroba, że mieści się na liście 20 najbardziej bolesnych dolegliwości świata oraz od czasu wystąpienia pierwszych objawów do diagnozy może minąć nawet kilkanaście lat.
Nie spodziewałam się, że ktokolwiek zgadnie, mówiąc szczerze, stąd moja chęć wysłania czekolady, bo czekolada to takie przytulenie kogoś jedzeniem, a jeśli ktoś wiedziałby od razu, to bardzo bym chciała go przytulić.
W komentarzach pojawiły się opcje - migrena, na priv - kamienie nerkowe.
Tymczasem choroba o której mówię, występuje równie często jak migrena czy kamica. A jednak nie przyszła wam do głowy i nic dziwnego, bo mimo, iż cierpi na nią średnio co 7 kobieta i jest to najczęstsza przyczyna niepłodności u kobiet (ponad 50% przypadków), nie mówi się o niej prawie wcale. Dlaczego piszę o tym teraz? Bo marzec jest miesiącem świadomości endometriozy.
Nazwę tę słyszałam już odmienianą na milion przypadków. Endomemonemo, endoco, endometriumoza czy ostatnio w krótkim występie w telewizji śniadaniowej - endomitria.
W skrócie - endo.
No dobra, więc co to jest i jak zasłużyło sobie miejsce na liście najgorszych bóli świata, na równi z częścią nowotworów czy klasterowym bólem głowy?
Wiecie jak działa kobiecy cykl, prawda? Endometrium, czyli błona śluzowa wyściełająca macicę, narasta sobie w gotowości na przyjęcie zapłodnionego zarodka, a jak go nie dostanie, to razem z krwią sobie wylatuje na zewnątrz i tak w kółko macieju, yada yada. Mechanizm ewolucyjnie świetny, sprzątamy po sobie, no, co może pójść nie tak.
No... fajnie, gdy ta tkanka znajduje się w miejscach, z którym ma dokąd uciec. Na przykład TAM GDZIE JEJ KURWA MIEJSCE, czyli w macicy. A o endometriozie mówimy wtedy, gdy ta tkanka (bądź bardzo podobna, tak jak nowotwór jest podobny do tkanki, z której się wywodzi), zaczyna się znajdować w miejscach, gdzie jej absolutnie nikt nie zapraszał. Na przykład na jajowodach, jajnikach, jelitach, nerkach, pęcherzu moczowym, mięśniach w miednicy mniejszej, a nawet płucach, głowie czy w oku. No i jak tam już jest, to zachowuje się tak, jak zachowałaby się w macicy. Czyli sobie rośnie. A potem się złuszcza. I krwawi.
Co to powoduje?
Jeśli znajdzie się na jajnikach (tzw. endometrioza jajnikowa), to zarasta jajowody i tworzy endometrioma - torbiele endometrialne zwane torbielami czekoladowymi, bo ich treść przypomina ciemną płynną czekoladę.
Jeśli znajdzie się na narządach, zaczyna tworzyć niezłośliwe guzy, które się powiększają, a krwawienie powoduje powstawanie tkanki bliznowatej, która "zrasta" - zlepia ze sobą narządy (tzw. endometrioza otrzewnowa).
Jeśli zacznie wrastać w mięśnie miednicy mniejszej, więzadła krzyżowo-maciczne, ścianę pochwy, naciekać na nerwy, etc. mówimy o endometriozie głębokiej (niegdyś głęboko naciekającej).
A jeśli weżre się głęboko w ścianę macicy, jest to osobna jednostka chorobowa - adenomioza.
Jestem dumną posiadaczką wszystkich 4 wyżej wymienionych
Czy taki stan boli? - często tak, i dzięki temu bólowi endometrioza zasłużyła sobie na zaszczytne miejsce na wspomnianej wcześniej liście. Ból potrafi być paskudny, odbierać kontrolę nad własnym myśleniem, powodować myśli samobójcze, a tradycyjne leki przeciwbólowe na niego nie działają. Potrafi być tak mocny, a nawet mocniejszy niż ból porodowy.
Ale endometrioza daje również inne objawy, a może także nie dawać żadnych. I o tym w następnym wpisie.
A na pocieszenie po smętnym ostatnim akapicie łapcie mema
67ab8dc2-cff7-4abc-badf-8ad8729159d0
Vakme

@PeBe Na temat leczenia, diagnostyki, objawów, będą osobne posty Bo tu można gadać a gadać, szczególnie w Polsce.

A przypadłość u mężczyzn pojawia się stąd, że endometrioza rozwinęła się u kilku mężczyzn poddawanej np. terapii hormonalnej z powodu raka prostaty. Takich przypadków było kilka w skali świata (i na wszystkich leczonych hormonalnie z powodu raka), ale były fenomenalne w swoim znaczeniu, ponieważ doprowadziły do obalenia hipotezy, że endometrioza powstaje wtedy, gdy krew miesiączkowa wydostanie się przez jajowód (tzw. hipoteza wstecznego miesiączkowania). A tutaj okazało się, że nie, że te komórki podobne do endometrium mogą w określonych warunkach występować u osób, u których biologicznie miesiączka jest niemożliwa

Vakme

@PeBe I jest to choroba przewlekła, nieuleczalna, ale "zaleczalna" - można doprowadzić do wyciszenie objawów, chociaż nie zawsze się to udaje i jest ryzyko remisji.

tymszafa

@Vakme współczuję i śle dużo dobrego. Endometrioza ty chu** przestań mi @Vakme przedsladowac!!!

Zaloguj się aby komentować