#beskidsadecki

0
6
Fajnie jest

#piechurnatrasie

#gory #wycieczka #wschodslonca #fotografia #beskidsadecki
5e78a915-b3df-445e-b432-a8024f6243e0
Z_buta_za_horyzont

Kolejny co spać nie może bo go nogi swędzą . W jakim rejonie wędrujesz?

b9ea9507-1cf6-4f23-90f1-7f6b6eae06a8
Piechur

@Z_buta_za_horyzont Beskid Sądecki, szybki strzał na wschód słońca na Koziarzu z Tylmanowej

Felonious_Gru

@Z_buta_za_horyzont @Piechur mnie jak nogi świeża to myję. A nie swędzą nigdy ( ͡ʘ ͜ʖ ͡ʘ)

Mr.Mars

@Piechur Tak trzeba żyć!

Akilles

@Piechur Śliczny widok! Miłej trasy!

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W dzisiejszym #piechurwedruje o jednym ze szczytów należących do #koronagorpolski - zapraszam do czytania i obserwowania tagu
---------
Szczyty: Niemcowa, Wielki Rogacz, Radziejowa, Złomisty Wierch (Beskid Sądecki)
Data: 5 września 2021 (niedziela)
Staty: 27km, 8h, 1.260m przewyżyszeń

Na Radziejową ostrzyliśmy z kuzynem zęby od jakiegoś czasu, ale z różnych przyczyn nie udawało się dograć terminu. W końcu jednak gwiazdy zaczęły nam sprzyjać i w niedzielny poranek pojechaliśmy do Rytra, żeby rozpocząć stamtąd naszą wędrówkę. Samochód zostawiliśmy na dużym parkingu niedaleko stacji kolejowej i ruszyliśmy w drogę, podążając czerwonym szlakiem.

Cała miejscowość przykryta była gęstą mgłą, także od początku klimat wycieczki zapowiadał się fajnie. Pierwsze 2.5 kilometra prowadziło na przemian asfaltem, ubitą drogą i ścieżkami prowadzącymi przez pola. Było dość stromo i mimo dobrej kondycji nieco się zasapaliśmy. Znaleźliśmy się też w końcu ponad mgłą i mogliśmy pozachwycać się wypełnionymi nią dolinami, sprawiającymi wrażenie wielkich kotłów z gotującą się w nich magiczną miksturą.

Weszliśmy w las, kontynuując wspinaczkę. Dopiero przy Kordowcu teren odrobinę się wypłaszczył, pozwalając na złapanie oddechu i uspokojenie tętna. Doszliśmy do polany Poczekaj, na której poczekaliśmy trochę, aż przestaniemy sapać. Przy znajdującej się tam ławce zjedliśmy po bułce patrząc na dolinki, które w dalszym ciągu przykryte były kołdrą z mgły.

Ruszyliśmy dalej w stronę Niemcowej. Po kolejnym ostrzejszym podejściu naszym oczom ukazał się bardzo przyjemny widok - na polanie przy drewnianej chacie brykały sobie owce, brzęcząc przyczepionymi do szyj dzwoneczkami. Momentalnie poczuliśmy swojski zapach owczych bobków, który mimo wszystko wywołał u nas pozytywne skojarzenia z dziecięcych czasów spędzonych na wakacjach na wsi. Następnie minęliśmy ruiny starej szkoły i niebawem byliśmy już na Niemcowej.

Kontynuowaliśmy marsz idąc w dalszym ciągu czerwonym szlakiem. Z tego odcinka nie pamiętam za dużo, więc zakładam, że nie sprawił większych problemów. Znaleźliśmy się na Wielkim Rogaczu, z którego na Radziejową został już tylko kilometr. Otaczał nas las, jednak z tego co pamiętam w wielu miejscach składał się z połamanych drzew i wyglądał jakoś smutno. Przed nami widniał już czubek najwyższego szczytu Beskidu Sądeckiego, więc skupiliśmy się na tym, aby do niego dojść.

Zdobywanie wierzchołka zaczęliśmy z przełęczy Żłobki. Mimo, że odcinek był krótki, dawał mocno w kość - droga była kamienista i mocno nachylona. Przy wchodzeniu spociłem się okropnie i cały czas czułem pulsującą na szyi tętnicę. Kuzyn szedł kawałek za mną, również dysząc ciężko. I w takim właśnie miejscu minął nas facet, który na tę górę wbiegał - nie widać było po nim większego zmęczenia, a łydkę miał jak moje udo. Pokiwaliśmy głowami z niedowierzania i, człapiąc ociężale, doszliśmy w końcu na szczyt.

Na Radziejowej znajdowała się wysoka wieża, dzięki której można było podziwiać otaczające górę widoki. Oczywiście weszliśmy na nią, co dla kuzyna było sporym wyzwaniem ze względu na silny lęk wysokości - dał jednak radę i nie żałował, choć przez cały czas musiał trzymać się kurczowo barierki. Zeszliśmy z wieży i przy jednej z ławeczek zrobiliśmy przerwę na posiłek i picie. Zrobiliśmy sobie również pamiątkowe zdjęcie pod dużą tablicą z nazwą szczytu i przybiliśmy pieczątki do #koronagorpolski.

Po tej szybkiej regeneracji ruszyliśmy w dalszą drogę do schroniska na Przehybie. Droga czasami wznosiła się, czasami opadała, prowadząc przez kolejne znajdujące się na czerwonym szlaku wierzchołki. I tak minęliśmy Bukowinki, Złomisty Wierch i znaleźliśmy się na rozdrożu pod Wielką Przehybą. W trakcie drogi można było cieszyć się widokami, ponieważ nie szło się gęstym lasem, ale znowu, jak przed samą Radziejową, wydaje mi się, że na trasie było bardzo dużo połamanych drzew.

Na Przehybę doszliśmy chwilę przed 12. Mimo, że do tamtej pory na trasie ilość spotkanych osób mogliśmy policzyć na palcach dwóch rąk, to w drodze do schroniska jak i w nim samym ludzi było już całkiem sporo. Zamówiliśmy sobie bigos i szarlotkę, ciesząc się fantastyczną pogodą i udaną wycieczką.

Nadszedł jednak czas, aby wracać do samochodu. Do Rytra według planu miał prowadzić szlak niebieski i nim właśnie rozpoczęliśmy schodzenie. Jak to zwykle przy schodzeniu bywa, mózg mi się wyłączył i przestałem rejestrować, co się działo dookoła, wyciszając się i wpadając w stan lekkiego letargu. Prawdopodobnie w ogóle nie pamiętał bym tej drogi, gdyby nie to, że kuzyn zaczął narzekać na dyskomfort w butach.

Początkowo tylko wspominał, że trochę bolą go stopy, ale dość szybko zaczął kuśtykać, a wreszcie syczeć z bólu. Okazało się, że buty, które wziął, były ok do chodzenia na spacery po mieście, ale do tak długiej trasy w górach w ogóle się nie nadawały. Ich głównym mankamentem było to, że były dopasowane do normalnego chodzenia - przy wchodzeniu pod górę wszystko było w porządku, jednak przy schodzeniu stopa leciała do przodu i palce miały stanowczo za mało miejsca. Dlatego właśnie z zasady górskie buty kupuje się rozmiar większe od tych, w których chodzimy na co dzień.

Było na prawdę źle - kuzyn ledwo szedł, musieliśmy robić coraz częstsze przerwy, a do Rytra zostało nam jeszcze kilka kilometrów. Droga była ostro nachylona, co tylko potęgowało jego ból. W pewnym momencie kuzyn był już tak zdesperowany, że scyzorykiem rozciął wierzch butów przy palcach, żeby dać im chociaż odrobinę więcej luzu.

I tak, człapiąc powoli, dotarliśmy do Starego Kamieniołomu, z którego szeroką drogą prowadzącą obok potoku Roztoka Wielka szliśmy dalej w stronę samochodu. Na tej trasie było już sporo osób, głównie starszych par oraz rodzin z dziećmi, które korzystały z pięknej niedzielnej pogody. Minęliśmy Bystry Potok i znajdujący się tam Park Ekologiczny, i już cały czasu asfaltową drogą schodziliśmy w kierunku parkingu.

Dla kuzyna była to prawdziwa droga krzyżowa. Każdy krok był dla niego męką i, jeśli dobrze pamiętam, to od pewnego momentu w ogóle zdjął buty i szedł chodnikiem w samych skarpetkach. Choć wydawało się, że nigdy nie dojdziemy do samochodu, to jednak ostatecznie do niego dotarliśmy. Kuzyn na szczęście wziął buty na przebranie, więc wyrzucił od razu do kosza te, które na wycieczce sprawiły mu tyle kłopotu, kląc na nie pod nosem.

Wyprawa, mimo ciężkiej końcówki, była jednak udana. Spędziliśmy na szlaku jedną trzecią dnia, zaliczyliśmy kolejny szczyt do KGP, pogoda była świetna, a i towarzystwo doborowe. A co się tyczy przygody z butami - stała się ona cenną nauczką na przyszłość, żeby lepiej planować, jakie obuwie zakłada się na szlak.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidsadecki
a6052936-9a8a-4189-9f76-0fe994226185
5e4b86e6-db22-441f-946b-d079690fb22f
37e699ef-aebd-44a2-9f7b-4b2eda00fb5c
5d13bcbe-bbeb-4e65-bc17-7200de18979e
8f42f868-06cb-47d5-ba15-b766fb03e8b4
Zielczan

@Piechur tak samo wchodzę na wieże widokowe jak kuzyn

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dziś o pierwszym wypadzie tylko z Myszą. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Jaworzyna Krynicka (Beskid Sądecki)
Data: 28 lipca 2021 (środa)
Staty: 9.5km, 3h55, 510m przewyżyszeń

Po chorobowym początku miesiąca, który dla Myszy zaczął się antybiotykiem, chciałem uszczknąć nieco lata i spędzić z nią wspólnie kilka chwil, dając jednocześnie trochę luzu przemęczonej żonie. Młoda miała już półtora roku, więc uznałem, że wyjazd solo nie powinien sprawić zbyt wielkich trudności. Na ostatnią chwilę zarezerwowałem nocleg w Powroźniku (miejscowość pomiędzy Muszyną a Krynicą Zdrój) i pojechałem tam z córą na kilka dni.

W planach, poza atrakcjami stricte dziecięcymi, miałem zdobycie Jaworzyny Krynickiej, na której byłem wiele razy za małolata. Pogoda była raczej kapryśna, ale już drugiego dnia zapowiadał się słoneczny poranek i postanowiłem to wykorzystać. Wstaliśmy wcześniej, zjedliśmy śniadanie, wziąłem cały potrzebny ekwipunek pieluchowo-żywieniowy i pojechaliśmy na parking przy Czarnym Potoku, zaraz naprzeciw dolnej stacji kolejki gondolowej.

Po przebraniu butów i zapakowaniu Myszy do nosidła ruszyłem na poszukiwania zielonego szlaku. Miałem trochę problemu z tym, żeby znaleźć miejsce, w którym skręca w las. Cała masa turystów, zamiast iść nim, kierowała się środkiem zbocza idąc wzdłuż słupów podtrzymujących stalowe liny kolejki. Trochę im współczułem, bo słońce zaczęło mocno grzać i nic nie chroniło ich przed upałem, a wystarczyło poszukać trochę ścieżki, aby schować się w chłodniejszym lesie.

Rozpocząłem wspinaczkę. Pierwsze 20 minut dało mi w kość, pot spływał mi po rękach i plecach, co było średnio komfortowe. Wkrótce trasa trochę złagodniała, szedłem szeroką dróżką, a organizm odnalazł odpowiedni rytm. Na którymś etapie nieświadomie opuściłem szlak, co byłoby niefortunne, gdybym planował zjeżdżać gondolą, ponieważ nie zobaczyłbym wtedy Diabelskiego Kamienia. Wiedziałem jednak, że w drodze powrotnej również mieliśmy o niego zahaczyć, więc nie wracałem specjalnie na szlak - droga, którą szedłem, później się z nim łączyła.

Dotarliśmy do schroniska, gdzie zaplanowałem pierwszy postój. Dojście zajęło mi trochę ponad godzinę i cały ten czas Mysz przespała w nosidle. Przed znajdującymi się w środku budynku toaletami był przewijak, więc zmiana pieluchy poszła ekspresowo. Zrobiliśmy dłuższą przerwę na posiłek, wpisaliśmy się do pamiątkowej księgi, a młoda brykała dookoła podnosząc kamyczki i zrywając kwiatuszki.

Po tej chwili wytchnienia wsadziłem Myszora do nosidła i ruszyliśmy dalej. Ze schroniska na szczyt prowadził już krótki kawałek drogi i szybko mogliśmy cieszyć się wspaniałymi widokami oraz fantastyczną pogodą. Nie zabawiliśmy tam jednak długo i dość szybko zaczęliśmy schodzić czerwonym szlakiem. Dość niespodziewanie odbijał on w wąska leśną ścieżkę i prawie przegapiłem ten skręt.

Po chwili wędrówki gęstym lasem, z pokrzywami i innymi krzakami smagającymi mnie po łydkach, doszliśmy do Diabelskiego Kamienia, przy którym znowu przystanęliśmy na krótki posiłek. Ruszyliśmy dalej i trasa mijała nam bardzo fajnie. Radio Myszor nadawało same przeboje, co podobało się mijanym przez nas starszym parom. Podczas schodzenia cały czas asekurowałem się kijkami uważając, jak stawiam kroki.

Wkrótce dotarliśmy na rozległą polanę i tam zwyczajnie oszalałem z zachwytu. Poczułem tę przestrzeń, wolność, sielankowy klimat. Po niebie leniwie sunęły bielutkie obłoki, dookoła nas delikatnie szumiał las, otulały nas wierzchołki okolicznych gór. Ponownie zatrzymaliśmy się, żeby móc nacieszyć się daną przez los chwilą. Mysz zaczęła buszować w wysokiej trawie, szukając idealnych ździebełek, a ja starałem się z całych sił wyryć ten moment w pamięci. Było pięknie, cudownie, czułem rozpierające mnie szczęście, nie zapomnę tego nigdy.

Wszystko co dobre musi się jednak kiedyś skończyć. Wsadziłem młodą do nosidła i kontynuowaliśmy wycieczkę, która powoli dobiegała końca. Po opuszczeniu polany dość szybko doszliśmy do asfaltowej drogi prowadzącej na parking. Na szczęście był przy niej chodnik i nie trzeba było iść poboczem. Zapakowaliśmy się do samochodu i wróciliśmy do wynajmowanego pokoju. Mysz była wykończona i odleciała już w foteliku, przy przenoszeniu do łóżeczka nawet się nie obudziła.

Jestem bardzo zadowolony z tej wycieczki, po której zostało mi wiele przyjemnych wspomnień. Jeśli się uda, to powtórzę ją w tym roku - tym razem już w pełnej rodzinnej ekipie (ale w dół będziemy raczej zjeżdżać gondolą, bo to jednak fajna atrakcja).

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #beskidsadecki #fotografia
acada3b4-d047-4cf8-a13a-04401c5e1750
2de43c34-760e-4ea8-b193-2dcc9f79a577
05c6eeb3-7985-4477-9ac4-8017b79b1ce0
54370f0b-820c-4266-92f4-dbce05b891b7
a52e7833-885c-4ce7-84f9-eb3b6db99002

Zaloguj się aby komentować