SPOILER ALERT
Byłem na filmie "Biedne istoty" i mało co mnie ostatnio tak zirytowało. Nachalny w propagandzie "woke", a jednocześnie naprawdę dobrze zrobiony. Historia jest wciągająca, żarty śmieszne, kreatywne podejście do scenografii. Wszystkie talenty twórców zostały wykorzystane do stworzenia tego potworka.
Mamy więc bohaterkę (Emma Stone), która zaczyna film z ciałem dorosłej kobiety, ale umysłem dziecka. Nie przeszkadza to wszystkim mężczyznom w filmie chcieć wykorzystać jej seksualnie i/lub zamknąć jej w klatce. Ona jednak pragnie wyzwolenia, które odnajdzie w podróżach i seksie. Nie zwykłym seksie - to byłby pomysł z poprzedniego stulecia. Kluczem do odkrycia siebie jest prostytucja, która pozwoli jej zrozumieć, że jej ciało należy tylko do niej i może z nim robić co chce - zostało to powtórzone w filmie jakieś 28 razy, żeby wszyscy zapamiętali. Mężczyźni, którym na niej zależy, dają jej do zrozumienia, że im się to nie podoba, ale jak już ustaliliśmy to są źli mężczyźni.
Nasza bohaterka szybko się rozwija, staje się wykształcona i bardzo inteligentna. No i ma wygląd i charyzmę Emmy Stone. To jest sprytny trik, dzięki któremu reżyser mógłby włożyć w jej usta pochwałę kanibalizmu i brzmiałoby to kusząco. To samo drażniło mnie w książkach Dukaja czy Sapkowskiego. Autor wygłasza swoje prywatne poglądy ustami inteligentnej i pięknej bohaterki, a naprzeciwko niej stawia brzydkiego durnia, który oczywiście zostaje intelektualnie zmasakrowany. Gratulacje, teza udowodniona.
Jeszcze żeby dodać do pieca, to bohaterka filmu razem ze swoją francuską kochanką z burdelu chodzą razem na spotkania socjalistów, a potem mszczą się na jakimś mężczyźnie (też był zły) i żyją długo i szczęśliwie. Brzmi to wszystko jak chora feministyczna fantazja, a nawet nie za bardzo ubarwiłem fabułę.
Jeszcze bym to wszystko zrozumiał, gdyby reżyser mrugnął okiem, że to taka satyra na kulturę "woke". Albo że tak jak w American Psycho albo Breaking Bad bohater jest zły, a nie jest wzorem do naśladowania.