@Fingal no tylko Endgame to właśnie jest taki trybut całości contentu dla fanów i tak, był on napompowany, bo jednak i fani tego chcieli i wydawca chciał to skończyć "z pompą". Ale czy to jest jakiś wielki kamień milowy w historii Marvela i ich produkcji? Eeeeeeh, no nie powiedziałbym. To raczej dobrze (i długawo) zrobione kino superbohaterskie z takim też rozmachem, które pod koniec już się za bardzo ciągnęło. Nie wiem, albo za bardzo mnie to wynudziło jak na jeden seans, albo serio nie mieli pomysłu jak to skończyć i wyszło niezręcznie. A w ogólnym obrazku?
1. fazę Marvela oglądało się fajnie, bo to były filmy, po których wiedzieliśmy czego się spodziewać, były "bezpieczne" contentowo, bohaterowie byli ikoniczni podobnie jak przestawiana ich historia a i same filmy nie próbowały kręcić nie wiadomo jakiej alternatywnej logiki na boku. Ot- masz Iron Mana, wiesz czego się spodziewać. Masz Hulka- wiesz czego się spodziewać. Masz Thora- wiesz, żeby się spodziewać blond metroseksualnego gościa. Masz Avengersów- wiesz, że będzie kupa superbohaterów. Easy.
2. faza ogólnie też była okej- takie rozwiniecie formuły. Mieliśmy 3. Iron Mana, mieliśmy Winter Soldiera, mieliśmy kapitalnych Guardiansów. Antmana nie trawię z zasady, więc się nie wypowiem, jedyne do czego możnaby się doczepić to to, że Thor był bez polotu, no i "Wiek Ultrona" okazał się co najwyżej "Niecałym tygodniem Ultrona".
W 3. fazie już widać in zaczynało brakować pomysłu, tchu i było już zwyczajnie nierówno. O ile takie Doctor Strange, Guardians of the Galaxy Vol 2, czy (nawet ten krytykowany na początku przeze mnie) Endgame prezentowały się na duży plus, tak już Black Panther, Thor: Ragnarok czy Capitan Marvel (oh god why) były w najlepszym wypadku "takie se", a przeważnie po prostu zawodziły oczekiwania.
4. faza to już chryja po całości- z filmów rozwodnili się na serialówki i o boże... She-Hulk: Attorney At Law. Ilość bzdur w tym tylko 1 paździerzu, który nawet nie jest w połowie nadawania jest tak duży, że musiał to pisać ten sam typ, który spłodził remake Ghostbustersów z tymi paszczurami. I żeby to był jeden odpał... Black Panther: Wakanda Forever czyli ciąg dalszy bezsensu z superzaawansowanym krajem gdzieś w dupie na słupie Afryki, który jakimś cudem do teraz się ukrywał przed światem MINUS jeden jedyny aktor który sprawiał, że ta produkcja była znośna. Jakby pierwszej części było mało i tego cudownego rozmnożenia się rzekomo superrzadkiego vibranium znikąd i użycia prawie że kosmicznej technologii. Do tej kupy wstydu dochodzi jeszcze Thor: Love and Thunder, na którego scenarzysta totalnie nie miał pomysłu i wyszło jakieś nie-ale-jednak-tak-romansidłowe gówno porównywalne do Wonder Woman 1984, która też nie ma nawiasem mówiąc żadnego sensu istnienia jako produkcja ale dobra. Gdzieś z boku nieśmiało patrzy na to Ms Marvel czyli kolejna po Capitan Marvel (znowu) materializacja mokrych snów strung und undupundund gurl powah. O Eternalsach nic nie powiem, bo po prawdzie... nic z nich nie zapamiętałem. Czarnej Wdowy nie obejrzałem, podobnie jak tego chińskiego-like tytułu. Pojawia się jeszcze Moon Knight, co prawda jako serialówka ale jednak. Chciałoby się rzec "wreszcie". I jak widzę ten tytuł to jedyne co mi staje przed oczami to ten mem z random bullshit go. xD
W sensie tego akurat nie hejtuję, ale mam takie nieodparte wrażenie, że twórca tego bohatera sporo się naczytał w przeszłości komiksów z Batmanem. Tak tylko mówię.
Strach pomyśleć co odwalą do końca fazy numer 5, a do której końca zostały rzekomo 2 lata. I niestety, ale potwierdza się hasło, że symboliczne pożegnanie Starka to nie tylko pogrzeb jego jako superbohatera, ale i całego Marvela, który totalnie odleciał. Sorry, Guardiany czy jacyś Avengersi przewijający się w timelinach nawet jeśli będą zrobione wzorowo to za mało, żeby to uratować, a seriale jak na razie bardziej szkodzą jak pomagają. Fakt- Guardians vol 3 było w pytę, pytanie jak wyjdzie reszta bangerów czyli nowy Kapitan Ameryka z podtytułem Brave New World, Deadpool 3 (chociaż o tego się jakoś nie martwię, tu wszystko wyciągnie choćby za jaja sam humor) i Blade, bo tego poprawnie polityczna psycholewica poupychana po studiach może zajechać za muh racism. Antman nigdy nie był moim kubkiem kawy co już powiedziałem wyżej, więc znowu pominę, natomiast serialówek nie liczę, bo to jest zwyczajna zapchajdziura i równia pochyła w dół.
Że tak podsumuję całą tę sytuację obrazkiem: