@Mikel oj weź się zlituj z tą elitystyczną gadką "jesteście zbyt głupi żeby zrozumieć wielką sztukę". Nie chcesz gadać- jak najbardziej twoje prawo które uszanuję, ale błagam nie pociskaj mi tu kitów, że każdy musi się tym zachwycać jakby to był jakiś ósmy cud świata. Sztukę potrafię docenić, przynajmniej tą prawdziwą a nie jebniętą 1 kreskę na płótnie i nazywanie tego "dziełem", żeby po drodze jakiś milioner mógł sobie zwolnić z podatku 20 milionów. I dlatego również takie zaklęcia jak "kanon" na mnie nie działają- dla mnie to jest nic innego jak kolejna "jedyna słuszna" lista, stworzona na zasadzie dogmatu przez leśnego dziadka, totalnie subiektywnie i bez jakiegokolwiek dowodu na jej rację, no bo w końcu z dogmatem się nie dyskutuje. Zaskakujące, że to samo słowo "kanon" niegdyś określało taką długaśną linijkę służącą do prania nieposłusznych uczniaków. Albo nie zaskakujące.
Dalej, co do przeszłości- fajne to jest wiedzieć na czym się opierano w przeszłości, żeby wiedzieć jak od tego czasu ewoluował światopogląd, nurty i tak dalej, a nie tym żyć i gadać, że świat tym żyje, bo to już jest zatykanie uszu i twierdzenie, że ma się monopol na prawdę. Jak to się kończy można się przekonać czytając dylogię wynurzeń Roszkowskiego. A już to gadanie, że "szkoła powinna wykształcić człowieka renesansu"... no właśnie... było dobre w renesansie, kiedy zasób ludzkiej wiedzy to było może 20% tego co teraz mamy i można było imponować innym, że się potrafi malować, narysować plany, napisać wiersz i policzyć jakąś matematyczną formułę. Potem to po prostu umarło, bo stało się fizycznie niewykonalne i totalnie bezsensowne, bo wraz z czasem praca, do której człowiek chodził zaczęła się opierać się na kierunkowaniu wiedzy i bardzo wąskiej specjalizacji, więc takie gadanie, że "weź bądź człowiekiem renesansu" to nic innego jak stwierdzenie "bądź jednocześnie być geniuszem z humanistyki, kosmonautyki, malarstwa i fizyki teoretycznej a to wszystko w przerwach na balet". Bądź człowiekiem od wszystkiego, czyli w sumie od niczego. Dzisiaj tą rolę po prostu przejęły wszelkiej maści bazy wiedzy, które ją przechowują, kategoryzują i rozbudowują. I na koniec to:
A to że skończyliście szkołę i mimo wszystko nie znacie kanonu - to jest problem wasz, waszych naucycieli a nie książek które musieliście przeczytać.
Okej- załóżmy, że znałbym tą liniję od początku do końca, na wyrywki, obudzony o 3. w nocy potrafiłbym to wyrecytować od tyłu po mandaryńsku. I co to zmienia z punktu widzenia codziennego życia? Jak by to wpłynęło na to co robię? Co by to udowodniło? Że jestem w stanie wyklepać na pamięć jakieś ramonetki "bo tak trzeba"? Tak trzeba według kogo? Wybacz, mam ciekawsze rzeczy do roboty w życiu i tak samo mam niejasne przeczucie, że zachwycanie się Ludźmi Bezdomnymi albo Nad Niemnem raczej nie miało wpływu na moje specjalizowanie się w projektowaniu i utrzymywaniu środowisk enterprise także no...
I tak w ogóle- od kiedy ukończenie szkoły jest warunkowane znajomością kanonu? Zacznijmy od tego, że program nauczania jest już tak przeładowany, że człowiek na etapie szkoły nie ma szans zapamiętać wszystkiego. Jak to się kończy? Ano tak, że 5 minut po sprawdzianie ze znajomości lektury już się jej nie pamięta, bo trzeba czytać kolejną albo jechać na streszczeniach, a jednocześnie jakimś cudem jak czytałem sobie kiedyś Elantris, to dalej pamiętam zarys fabularny i postaci. Może temu, że nie byłem do tego zmuszany? Może temu, że ta książka nie była jakimś rzygogennym generatorem depresji, martyrologii i narodowego mesjanizmu? Nie wiem, ale się domyślam.