Eksperymenty z chemii w szkole to definicja zawiedzionych nadziei. Naoglądasz się w podstawówce amerykańskich filmów, obejrzysz parę filmików na YT i już masz zakodowane w głowie wybuchy, wulkany piany, latające iskry i probówki mieniące się wszelkimi kolorami tęczy, więc czekasz już na tę nadchodzącą lekcję, a tu pospolitość skrzeczy. Facetka, która od 30 lat wie, że mogła się bardziej postarać i pracować w korpo za trzy razy tyle, wyłazi z zaplecza z butelkami tajemniczych płynów odziana w taki fartuch, że tylko Waltera wołać i gotować. Stawia te wszystkie utensylia na blacie / najbardziej zniszczonej ławce, poprawia rękawiczki, każe się odsunąć, ty już się szykujesz na fajerwerki... A ona nalewa troszeczkę wody wapiennej do probówki, puszcza bąbelki przez rurkę i pokazuje dziw nad dziwy, płyn się zmącił. Patrzysz na to, myślisz, że to nie może być wszystko i faktycznie nie jest! Frau wyciąga kolbę z wodą, wkrapla parę kropel roztworu wodorotlenku sodu rozcieńczonego jak homeopatyczne „leki" dla frajerów i jedną kroplę fenoloftaleiny, bo pieniędzy na nowe odczynniki nie ma od czasu, jak dyrka musiała wyremontować sobie salon. Płyn zabarwia się na sraczkowatofioletowy. Koniec, dyżurny dostaje za zadanie wylać to wszystko do zlewu, opisać eksperyment na wtorek, kolejny pokaz będzie za pół roku, jak woźny nie wypije denaturatu, a ty siedzisz w przedostatniej ławce, słyszysz Chemia_nowej_ery_theme_sad_version_mp3 i zastanawiasz się, czemu na taką chemię nas skazano.
#heheszki #pasta #chemia

