Dzisiaj mija dokladnie rok odkąd odeszlam z cieplej posadki w budżetówce (gdzie byla bardzo fajna ekipa, rozsadne zarobki i umowa na czas nieokreslony) żeby zaczac prace w rodzinnej firmie. Z wiedzą, że reszta rodzenstwa po 10 latach piznęła tym wszystkim i ulotniła się za granicę. Czyli zostalam sama do ciągniecia tego wozu, ktory rodzice budowali przez ponad 30 lat.
Podsumowujac pierwszy rok:
- jestem o wiele lepiej zorganizowana bo mam o wiele mniej czasu wolnego
- nie odpuscilam wlasnych ambicji i pasji. Dalo sie polaczyc urbexy, jeżdzenie po starociach, dokonczenie studiów i prace
- dalej nie do konca ogarniam zycie w sytuacji, kiedy jeszcze niedawno o 15:00 bylam w domu, a teraz jesli wroce przed 21 to jest super
- kontakty i kontakciki są bardzo wazne. Myslalam, ze po budzetówce sie od tego uwlonię. Hahaha.
- nabralam jeszcze wiekszego szacunku do tego, ile poswiecili moi rodzice by sie dorobic
- poznalam masę ludzkich historii
- przekonalam sie, ze potrafię wejsc w jeszcze wiecej ról, niż myslalam
- zadziwiająco: wiecej śpię. Pomimo tego, ze mam mniej czasu to skonczylo sie spanie po 4 czy 5 godzin dziennie. Moja aktualna praca jest bardziej wymagajaca. Nie ma szans, zeby w czasie dniówki isc sie przespac, udawac, ze jestem, choc mentalnie mnie nie ma. Nie ma szans na to, zeby nie byc skupionym.
- piję wiecej alkoholu i zrozumialam juz, dlaczego rodzice tez nie nalezą do grona abstynentów
- tempo jest niesamowite. Dzien mija za dniem, tydzien za tygodniem. Spotkania, klienci, narady, potem jakis wolny dzien, w ktorym i tak nadrabiam zaleglosci z tygodnia. Potem kolejny "wolny" dzien, kiedy jestem od 5 czy 6 rano do nocy na urbexie. Potem znowu spotkania, klienci, tabelki, maile. Potem jakis wyjazd, "wakacje" czy "urlop" gdzie zwiedzam od rana do nocy bo przeciez nie umiem odpoczywac inaczej. Potem weekend z rodziną, czyli obgadywanie strategii biznesowej na kolejne miesiace. I tak się kreci.
- rozumiem coraz mocniej rodzicow, ktorzy nie potrafili przez ostatnie xx lat zatrzymac sie choć na chwil
- psychicznie dupnęlam wywrocenie zycia o 180 stopni. Wszystkie plany, przygotowania, poswiecenie by zdobyc swoją "ciepłą posadkę" i macierzystwo zostaly schowane do kieszeni lub oddelegowane na dalszy plan
- kupiłam sobie masę ładnych rzeczy, odłozylam kupe kasy, przeżyłam kilka fajnych przygód i zadbałam bardziej o swoje zdrowie bo zarabiam więcej.