#proza

0
5
#tworczoscwlasna #proza #haiku
#zafirewallem #wspomnienia

Spadł śnieg! Tyle szczęścia naraz, ferie i wszystkie dzieci wokół uśmiechnięte. Ktoś bardzo mądrze wymyślił tę śnieżną bałwanią głowę, żeby cieszyła, patrząc ze wszystkich stron. Jeden bałwanek dla tysiąca spragnionych oczu, a przecież jednocześnie ten jeden jedyny, o którym każde dziecko może po stokroć powiedzieć, że jest "tylko mój, mój, mój." Jakie to ważne, spojrzeć przed nocą za okno i widzieć, że on tam jest, patrzy na mnie i czeka, by po przebudzeniu wciąż widzieć go tak samo mocno i w jego kierunku z radością biec, biec, biec...

Pamiętam, jak na górce w Gliwicach pomiędzy blokami, kiedy zimy były naprawdę mroźne i śnieżne, lepiłam z moim kilkuletnim synkiem bałwanka. Chwila moment i nie wiadomo skąd, na widok rosnących kulek, zleciała się cała ferajna małych pomocników, ukochane sanki poszły w kąt. Przysięgłabym, że nie mniej jak tysiąc eskimoskowych rączek oklepywało z każdej strony, ożywiając bałwanka, wygładzało tu i ówdzie, dmuchając i chuchając, szlifując do najbardziej z przezroczystej bieli, aż zaiskrzy i na wylot prześwieci bałwanie serce. To nic, że szczypały nosy i uszy, że czerwieniały usta i ręce, że każde dziecko powoli stawało się takim samym soplowym bałwankiem. Wewnątrz tętniły małe, bardzo gorące serca. Nie zliczę, ile razy spadła bałwania głowa, każde śnieżne dziecko marzyło, by bałwanek patrzył w jego stronę. Koniec końców, uśmiechałam się na widok małych kanciastych kamyczków osadzonych wokół bałwaniej głowy. Wielooki bałwanek, z pewnością widział i ogarniał więcej, aniżeli mogłaby dostrzec wyposażona w jedną parę oczu bałwankowa głowa.

dziecięce harce -
oczy bałwana
dookoła głowy

.

"Balwanki miewają wiele oczu" - Autor obrazu - Sisey
06037c50-8682-4091-83c3-943ce06a02d8
em-te

ale fajny śnieg! jak z importu

Arche

@em-te Wiadomo, spod najlepszych palców, samego Stworzyciela Sisey'a Pana

em-te

@Arche  bez takich mi tu f

Zaloguj się aby komentować

Po zapoznaniu się z babsztylami świrniętymi nadszedł czas by przejść do pobieżnego oglądu kolejnego podgatunku, czas by lepiej poznać #babiska

Femini Extranormalus - Facetka Świrnięta

Podgatunek ten po krótkotrwałej obserwacji jest niemalże nierozróżnialny od od zwykłego normalusa, jednakże Autor tutaj pozwoli zaczerpnąć ze źródeł często niesłusznie omijanych na zachodzie przy omawianiu zagadnienia, źródeł opartych na najznamienitszych uczonych z najbardziej prestiżowych szkół Kirgistanu oraz Tadżykistanu gdzie może poziom nauki ogółem rzeczywiście jest na niskim poziomie ale jeżeli chodzi o studia femini ich eksperci nie mają sobie równych.

Także odrzucimy zamysł identyfikacji takich osobników metodami czysto optycznymi, w jaki sposób to zrobić?
Jedną z niezawodnych metod, nieco już przestarzałych było użycie silnika automobilu który akurat się nie poruszał i wydawanie nim donośnych fal sonicznych przez okres około 15-20 minut. Zaintrygowane femini z okolic zaczną lgnąć do źródła hałasu. Co śmielsze będą podchodzić bliżej. Im osobnik bliżej źródła dźwięku tym większa szansa na detekcję extranormalusa wśród stada. Kobiety które wprost usiądą na masce samochodu zwabione tą sztuczką i z zadowoleniem ciesząc się z drgań karoserii samej na niej spoczywając - te osobniki to są extranormalusy z całą pewnością.
Przestarzałe identyfikowało się kobiety walnięta poprzez analizę ubarwienia pióropuszy rosnących w okolicach górnej części czaszek. Dawniej zwłaszcza kolor uzyskiwany poprzez tlenowanie owłosienia w tych areałach był dosyć jasną wskazówką - niestety był to rytuał mocno sezonowy i zresztą nieprecyzyjny z powodu mimikry i kamuflowania się jednego podtypu femini w podtyp drugi. Jednak analizy statystyczne wykazują wprost: extranormalusy rzeczywiście mają tendencję do używania bardziej intensywnych, nasyconych kolorów, trafność takiej identyfikacji jednak nie jest na zadowalającym poziomie dla Autora jak i zapewne dla tak wyedukowanego, korzystającego tylko z najlepszych, najbardziej rzetelnych źródeł wiedzy mądrego Czytelnika.

Tedy skupmy się na zachowaniach extranormalusów w porównaniu do powszechniejszych normalusów.

Dla przypomnienia link do artykułu o tych drugich:

https://www.hejto.pl/wpis/nie-widze-tutaj-wiekszego-zainteresowania-tematem-relacji-damsko-meskich-ale-co-

Przede wszystkim osobniki zwane walniętymi mają okres godowy nie raz do roku ale nawet dwa, bądź trzy razy częściej. Warto o tym pamiętać analizując mocno irracjonalne zachowania tegoż podtypu femini. Samice alfa tego podgatunku często wypatrują swoich ofiar zza legowisk znajdującymi się za kasami wielu sklepów, w szczególności tych kojarzycych się z płazami, insektami oraz pewnym wymarłym typem gadów. Fenomen co skłania extranormalusy do zajmkwania tak nietypowych miejsc do gnieżdżenia się nie jest w pełni poznany. Teoria Autora zakłada, że osobniki te są bardziej niż przeciętne femini łase na środki pieniężne. Nie potwierdzona w pełni teoria mówiła o tym, że wiele extranormalusów wybiera sobie pozycje za biurkami sprzętów komputerowych wyposażnych w oprogramowanie służące do księgowania, warto o tym pamiętać.

Extranormalusy częściej niż inne podgatunki hodują u siebie ostro zakończone szpony służące do pewniejszego schwytania swojej przyszłej ofiary. W wielu sytuacjach - co udowodnione zostało również doświadczalnie przez Autora który poświęcił się dla dobra nauki w ten sposób - extranormalusy gryzą swoje ofiary w dotkliwy i bolesny sposób. Pomimo wielu powszechnych przekonań jednak trzeba zdementować pogłoski o rzekomym posiadaniu jadu w swojej ślinie, brak substancji trujących został również wykazany w części innych śluzów wydobywających się z extranormalusów.

Podczas długotrwałych obserwacji różnego typu femini, trwającego nawet do okresu dwudziestu lat w skrajnych przypadkach można też z dosyć wysoką dokładnością dostrzec, że mamy do czynienia z walniętą poprzez dokładną analizę paru specyficznych zachowań tego podgatunku. Mianowicie rozchodzi się o bliżej niezrozumiały, tajemniczy rytuał intymny polegający na dobrowolnej samopenetercji swoich rejonów intymnych za pomocą osobliwych włóknianych gąbek na sznurku. To niewyjaśnione zjawisko często towarzyszy extranormalusom. Prywatna moja opinia na ten temat brzmi - istoty te nie będąc obdarzonymi rzeczywistą inteligencją, mając naturalną jednak skłonność do mimikry, po obserwacji rytuałów kąpielowych bezmyślnie naśladują swoim zachowaniem proces zakorkowywania wanny. Jednocześnie na wskutek całkowitego pomieszania zmysłów próbują to robić gąbką do kąpieli zamiast właściwym korkiem, nawet nie udaje im się tutaj porządnie odtworzyć całej sytuacji... No ale temat pozornej inteligencji tych kreatur ani nie jest wesoły, ani miły tedy kończmy już o tym.

Podsumowując - poprawna detekcja tego podgatunku nie jest ani łatwa, ani bezpieczna, ani szybka. Kontakt z tymi osobnikami zaleca się oczywiście w miarę możliwości ograniczać, podobnie jak z innymi femini. To jest oczywiście, jeżeli drogi Czytelniku chcesz zadbać o swoje zdrowie, zarówno fizyczne, unikając ran od ich szponów jak i przede wszystkim psychiczne, tutaj warto nadmienić że istnieją niedokończone badania wykazujące transmitywność bakcyli odpowiedzialnych za upodobania do płci męskiej przez femini także ryzyko przejścia na homoseksualizm rośnie wprost proporcjonalnie do częstości kontaktów z tymiże. Co znowu może prowadzić do niemiłych obtarć jak i przetrącenia kiszek. Ryzyko kontaktów podejmować tylko na własną odpowiedzialność!

W następnym wpisie omówimy sobie bliżej kobitę histeryczną, tak jak można się spodziewać ponownie pod tagiem #babiska

#tahorbil #tworczoscwlasna #proza #kobiety
DiscoKhan userbar

Zaloguj się aby komentować

Антон Павлович Чехов (Anton Pawłowicz Czechow), Смерть чиновника (pol. Śmierć urzędnika), tłum. A.W., 1883/1926
Pewnego pięknego wieczora, niemniej piękny intendent Iwan Dmitriewicz Czerwiakow siedział w drugim rzędzie krzeseł i patrzył przez lornetkę na scenę, gdzie grano „Dzwony Kornewilskie“. Patrzył i czuł się u szczytu błogości. Lecz nagle… — w opowiadaniach często spotyka się to „nagle“ — autorowie mają słuszność: życie tak pełne jest niespodzianek! Nagle więc… zmarszczył twarz, przewrócił oczyma, wstrzymał oddech… apczchi!! Kichnął, jak widzicie. Nikomu i nigdzie nie wzbrania się kichać. Kichają chłopi i policmajstry, a czasami nawet i tajni radcy. Wszyscy kichają. Czerwiakow wcale się nie zmieszał, wytarł nos chustką i jako człowiek grzeczny, obejrzał się naokoło, czy nie przeszkodził komu swojem kichnięciem. I teraz dopiero odczuł pewne zmieszanie. Zobaczył mianowicie, że staruszek, który siedział przed nim w pierwszym rzędzie krzeseł, wycierał sobie starannie rękawiczką łysinę i szyję, mrucząc coś pod nosem. W staruszku poznał Czerwiakow cywilnego generała z wydziału komunikacji, Bryzżałowa.
…Ucharkałem go… — pomyślał Czerwiakow. — Nie jest to wprawdzie mój szef, mimo to, jednak jakoś mi niemiło. Trzeba go przeprosić.
— Przepraszam, ocharkałem pana... ale to nieumyślnie.
— To nic.
— Wybacz pan, na Boga! Ja przecież... ja nie chciałem...
— Ależ siedź pan, z łaski swojej. Nie przeszkadzaj pan słuchać!
Czerwiakow zmieszał się, uśmiechnął się głupio i zaczął patrzeć na scenę... Patrzył, ale stan błogości minął. Dręczył go niepokój. Podczas antraktu zbliżył się do Bryzżałowa, pokręcił się koło niego i przezwyciężywszy lęk, mruknął:
— Ja pana ocharkałem... Wybacz pan... nie dlatego, żeby...
— Ależ niechże pan da spokój... Ja już zapomniałem, a pan wciąż to samo! — powiedział generał i niecierpliwie poruszył wargami.
...Zapomniał... z oczu jakoś mu źle patrzy... — pomyślał Czerwiakow, podejrzliwie przyglądając się generałowi. — Nawet rozmawiać nie chce. Trzeba mu wytłumaczyć, że wcale nie chciałem... że to prawo natury, bo gotów pomyśleć, że chciałem na niego plunąć. Jeżeli teraz nie pomyśli, to potem!...
Powróciwszy do domu, Czerwiakow opowiedział żonie o tem, co się przytrafiło. Żona, jak mu się zdawało, przyjęła to dość lekkomyślnie; zlękła się wprawdzie początkowo, ale gdy się dowiedziała, że to obcy, uspokoiła się.
— A jednak idź do niego i przeproś — powiedziała. — Pomyśli, że nie umiesz się zachowywać w towarzystwie.
— O to właśnie chodzi! Przeprosiłem go, ale on jakoś tak dziwnie... Ani jednego słowa nie powiedział na uspokojenie. Zresztą i czasu nie było na rozmowę.
Nazajutrz Czerwiakow włożył nowy mundur urzędowy, ostrzygł się i poszedł do Bryzżałowa.
Kiedy wszedł do poczekalni, ujrzał wielu interesantów, a wśród nich i samego generała, który już rozpoczął przyjmowanie podań. Załatwiwszy kilku interesantów, generał skierował wzrok na Czerwiakowa.
— Wczoraj, w „Arkadii”, jeżeli sobie Wasza Ekscelencja przypomina — zaczął meldować intendent — kichnąłem i… niechcący, ocharkałem… Przepr…
— Co za głupstwa!… Bóg wie co! Czego sobie pan życzy? — zwrócił się generał do następnego interesanta.
…Nie chce rozmawiać! — pomyślał Czerwiakow, blednąc. — Gniewa się, widocznie… Nie, tego nie można tak zostawić… Ja mu wytłumaczę.
Gdy generał załatwił ostatniego interesanta i skierował się do wewnętrznych apartamentów, Czerwiakow poszedł za nim i zabełkotał:
— Wasza Ekscelencjo! Jeżeli ośmielam się niepokoić Waszą Ekscelencję, to tylko, mogę powiedzieć, przez uczucie skruchy. Niechcący, sam pan wie!…
Generał zrobił taką minę, jakby mu się na płacz zbierało, i machnął ręką.
— Ale pan sobie poprostu ze mnie drwi — powiedział, znikając we drzwiach.
…Cóż to za drwiny? — pomyślał Czerwiakow. — Wcale nie drwiny. Generał, a nie może zrozumieć! Jeśli tak, to nie będę się więcej tłumaczył przed tym fanfaronem. Pal go sześć! Napiszę do niego list, a chodzić nie będę. Jak Boga kocham, nie będę!
Tak rozmyślał Czerwiakow, wracając do domu. Listu do generała nie napisał. Myślał, myślał — i w żaden sposób nie mógł wymyśleć listu. Trzeba było następnego dnia samemu iść i wytłumaczyć.
— Przychodziłem wczoraj niepokoić Waszą Ekscelencję — zaczął mamrotać, kiedy generał skierował na niego pytający wzrok — nie poto, żeby drwić, jak pan był łaskaw się wyrazić. Przepraszałem za to, żem ocharkał… a drwić nie miałem zamiaru. Czyżbym nawet śmiał żarty stroić?… Bo jeżeli my sobie będziemy na żarty pozwalali, to żadnego szacunku dla osób nie będzie.
— Precz stąd! — ryknął generał i cały się zatrząsł i posiniał.
— Co-o? — spytał szeptem Czerwiakow, omdlewając z przerażenia.
— Precz stąd! — ryknął generał, tupiąc nogami.
W brzuchu Czerwiakowa coś się oberwało. Nic nie widząc i nie słysząc, cofnął się ku drzwiom i wyszedł… Powlókł się machinalne do domu i nie zdejmując munduru, położył się na kanapie i… umarł.
Ilustracja: Rembrandt Harmenszoon van Rijn, Syndycy cechu sukienników, 1662
ac2e21da-079e-4826-83a7-ba44d9695ccb

Zaloguj się aby komentować