Przegląd moich ulubionych odmian papryczek #chili
Chiltepin
Gdzieś wyczytałem, że jest uznawana za matkę wszystkich papryczek, później chyba w jakimś Galileo było o tej odmianie więc postanowiłem spróbować wyhodować – w domu, na parapecie.
Już kiełkowanie wskazywało, że będzie wesoło. Gdy inne papryki już miały pierwszą parę liści właściwych to ta dopiero kiełkowała. Gdy tamte już się rozwidlały to ta przy samych liścieniach zrobiła sobie dwutygodniową pauzę. Taka opóźniona sierotka. Co do rozwidlania, heh, ona tego chyba nie lubi. Można ją ciąć, ciąć, ciąć a i tak rośnie jeden pionowy badyl. Dodatkowa zaleta – bardzo odporna na słońce. Jedyna odmiana, której liście nie dostają poparzenia i nie więdną od upału nawet jak podłoże wyschnie na pieprz.
Dopiero przy jakimś 9 piętrze liści i ciągłym ucinaniu szczytu rośliny wzięła zaskoczyła. Z każdego możliwego miejsca puściła boczne pędy. Super? Otóż nie. Bo te rozwidlenia to były po prostu proste łodygi bez swoich rozwidleń wystające za roślinę. Czasem taki kikut wystawał na bok i łamał się pod swoim ciężarem. Bez sensu. Dziesiątki cięć szczytów później coś zaczęło się dziać i w końcu był materiał do formowania.
Ale sierotka dalej była sierotka. Gdy inne papryczki już miały owoce to chiltepin dopiero wypuścił 1 (słownie jednego) kwiatka. Jak się pojawił 2 to się cieszyłem jak głupi. Dużo ścieków przez Odrę przepłynęło zanim było ich kilkanaście.
Chyba gdzieś pod koniec listopada zebrałem trochę owoców. I te owoce mnie zachwyciły. Po prostu pyszne. Mały owoc, a spokojnie mogę napisać, że jest ostrzejszy od habanero, ale to taka inna ostrość. Nie wiem jak to działa, że niektóre łagodniejsze papryczki jarają pysk przez 10 minut, a niektóre ostrzejsze palą tak chwilowo, tylko w czasie jedzenia. Chiltepin należy do tych, że palą krótko, ale intensywnie i przyjemnie. Nie mają goryczki, a wręcz słodkość, smak papryki nie dominuje w potrawie tylko daje taki przyjemny posmak. Do chińczyka z makaronem, ostrej pomidorówki, zupy tajskiej jest idealna.
Pierwsze zimowanie przeszła trochę na słowo honoru, bo na skraju uschnięcia zmieszanego ze skrajnym przelaniem. Ale odbiła, wypuściła dużo nowych odnóg, zachwycając oko i ozdabiając pokój swoim wyglądem (i rozmiarem, bo przypominam, ja mam uprawę parapetową w domu). Teraz chiltepin przechodzi drugie zimowanie i myślę że roślina zostanie ze mną na bardzo długo.