Z tymi helikopterami coś mi się nie zgadza. Przecież ludzie, natychmiast jak zobaczyli je na niebie, zaczęli wydzwaniać na policję i straż graniczną. Zresztą zarówno w Białowieży, jak i przy samej granicy są przecież patrole. A śmigłowiec to nie wilk, że cichcem sobie przebiegnie granicę, tylko wielki i hałaśliwy bydlak, lecący nisko nad ziemią. Nie wierzę, po prostu nie wierzę w to, że wszyscy mundurowi w okolicy nagle ogłuchli, oślepli i ogłupieli. Nie trzeba być nawet mundurowym, żeby się orientować, że jak widzisz na swoim niebie śmigłowiec z czerwoną gwiazdą, to powinieneś natychmiast zawiadomić wojsko.
Tak – wiem, że nasi nie takie sprawy potrafią spierdolić. Ale zauważyć trzeba, że ci sami politycy ze służbami natychmiast postawili gardę na granicy, jak tylko się zaczęło z imigrantami Łukaszenki, wprowadzili push-backi i inne narzędzia dla Straży Granicznej, mur już stoi, okolice też są obstawione przez policję kontrolującą samochody (wiem, bo byłem trzy tygodnie temu, na zdjęciu żubroń, polecam Podlasie). Od półtora roku szerokim strumieniem wysyłają na Ukrainę ciężkie uzbrojenie w tysiącach ton (wiem, że Amerykanie i NATO nam w tym pomagają, ale w ochronie granic TEŻ), polskie siły powietrzne od lat pilnują przecież również rotacyjnie nieba u sąsiadów w ramach Baltic Air Policing i jakoś to działa. A teraz, w sytuacji (rzekomego) zagrożenia wagnerowcami i zwiększenia obstawy granicy, taka akcja że nikt nagle nic nie widział ani nie słyszał, a wojsko zaprzecza, podczas gdy setki cywili widzą śmigłowce na własne oczy?
Nie, to mi się nie klei. W tym jest jakiś polityczny albo bezpieczniacki szwindel.
#bialorus #polska #rosja #ukraina
