Spór między tymi, którzy wychodzą "na pole" lub "na dwór", to nic w porównaniu z dyskusją: "na dworzu" czy na "dworze"

Krakus: 'W życiu nie słyszałem, żeby ktoś nazwał spinaczem to, czym przypina się pranie. Spinacz to jest biurowy, a do prania klamerka'. Komentator z innego miasta: 'Duża pewność siebie u kogoś, kto wychodzi na pole'.


Rozmowa z Michałem Świetlińskim, twórcą „Świetlan Maps", popularnego profilu w mediach społecznościowych, który sprawdza, gdzie w Polsce mówi się „wychodzę na dwór", gdzie – „wychodzę na pole", „na weekendzie" zamiast „w weekend" czy „na tygodniu", a nie „w tygodniu".


Na twoich mapach Polska się dzieli, różni, nie rozumie siebie. Ale ludzie nie rzucają się sobie do gardeł, tylko toczą wspaniałe rozmowy. Jak zdołałeś zgromadzić taką, i to wielotysięczną, społeczność?


- Sam się zastanawiałem, dlaczego to tak chwyciło. Okazuje się, że wielu z nas przeżyło sytuację, gdy słowo, którego użyli, było niezrozumiane przez kogoś z innej części Polski. A nawet jeśli tego nie doświadczyli, to patrząc na moje mapy, odkrywają: „To nie każdy tak mówi?".


Ten komentarz przewija się w naszych dyskusjach tak często, że stał się memem. Ktoś używał przez całe życie słowa „kuboj" i nagle widzi, że mówi się tak w promieniu kilkunastu kilometrów od jego domu, a dalej słowo jest nieznane. Ludziom wydaje się, że mówią standardową polszczyzną, a tu okazuje się, że w ich języku są zagwozdki.


Myślę, że wciąga ich też interaktywność. Ja jestem tylko dekoderem – czerpię słowa z przysyłanych propozycji. Publikuję formularz, w którym każdy może wpisać słowo do zbadania. Później sprawdzam te propozycje za pomocą ankiet, odpowiedzi z nich analizuję i nanoszę na mapy Polski. Wspólnie odkrywamy i układamy językowe puzzle.


Kuboj?


- Kaptur na głowę. W Zawierciu wszyscy to znają. Po opublikowaniu mapy z „kubojem" przybyło mi kolejnych 50 osób z Zawiercia i okolic, które zaczęły przysyłać kolejne zawiercianizmy np. „nazdepnąć", czyli nadepnąć. Często to właśnie taki efekt kuli śnieżnej.


Twój profil na Facebooku obserwuje 125 tys. osób, na Instagramie – 70 tys. Na ankiety, które publikujesz, odpowiada regularnie ok. 20-30 tys. Dostajesz odpowiedzi z całej Polski?


- Teraz już tak. Zacząłem osiem lat temu. Dziś śmieję się, że znam większość miejscowości i powiatów w Polsce tak dobrze, że obudzony w nocy potrafię wskazać, gdzie kończy się powiat olecki, a zaczyna ełcki.


Skąd ty się wziąłeś?


- Pochodzę spod Krasocina w powiecie włoszczowskim, mieszkam na wsi. Nie jestem językoznawcą, filologiem. Studiowałem administrację, pracuję w handlu internetowym. W dziedzinie języka jestem totalnym amatorem. To hobby, nie praca. Jedni chodzą na ryby, a ja robię językowe mapy.

Wziąłem się z przypadku. Gdy zobaczysz moje mapy, które publikowałem na początku…


Ile sera produkuje się w krajach Europy na osobę, ile krów przypada na człowieka...


- Sporo też z informacjami sportowymi np. który klub piłkarski najwięcej razy był mistrzem kraju. Szukałem niszy, która pozwoli mi dotrzeć do jakiejś grupy odbiorców. Próbowałem też z popularnymi obecnie mapami językowymi – jak Europejczycy mówią na wodę, dom albo książkę. Ale takich stron było mnóstwo. Wszystko zmieniło się, gdy ktoś podsunął mi, żeby sprawdzić słowo „temperówka".


Wcześniej brałem dane ze stron urzędów statystycznych. A tutaj skąd je wziąć? Żaden ankieter nie chodzi po domach i nie sprawdza, jak ktoś mówi na to, czym „naprawiamy" ołówek. Udało mi się nakłonić 1400 osób obserwujących mój profil, żeby odpowiedziały. Powstała mapa, przyjęło się to dobrze. I zaraz pojawiły się kolejne słowa do zbadania. Porzuciłem więc mapy sera i krów.


Wróciłeś niedawno do temperówki i odpowiedziało ci już 25 tysięcy osób. Przedtem było 12 słów w ankiecie, teraz 25: naostrzyk, ostrugaczka, ostrzałka, ostrzarka, ostrzawka, ostrzółka, ostrzówka, ostrzyczka, ostrzyłka, ostrzynka, ostrzytko, oszczaczka, oszczarka, oszczytko, podstrugaczka, podstrugiwaczka, strugaczka, strugawka, strużka, temperówka, zacinaczka, zaostrzaczka, zastrugaczka, zastrugiwaczka, zastrużka. Ludzie nadal tak mówią?


- Jak najbardziej. Te nazwy zaproponowali ci, którzy ich używają. Moje badania trafiają głównie do młodszego pokolenia, najbardziej aktywnego w internecie, najwięcej odpowiedzi mam z grupy wiekowej 15-40 lat. Od starszych dostaję ich stosunkowo niewiele, nad czym ubolewam. Przez to jednak mogę sprawdzić, jak mówi młodsza część Polek i Polaków. To ci, którzy już teraz wychowują albo niedługo będą wychowywać dzieci i przekazywać swój język dalej. Jeśli ktoś za kilkanaście lat potwórzy to, co robię, będzie mógł mieć porównanie, jak zmienił się nasz język.

Niezwykłym mikroregionalizmem jest naostrzyk, bo okazało się, że używa się go tylko w trzech miastach: Świętochłowicach, Chorzowie i Siemianowicach Śląskich.


A ty, czego używasz do ołówków?


- Strugaczki. Stricte małopolskie słowo. Ma swoje warianty: na południu w rejonach podgórskich jest strugawka, zastrugiwaczka – w okolicach Rzeszowa i Strzyżowa, podstrugiwaczka – pod Mielcem. Generalnie Małopolska struga, zachód ostrzy, a reszta Polski temperuje.


Pochodzę z Wielkopolski, pamiętam z dzieciństwa ostrzałkę, ostrzytko, oszczytko. O istnieniu strugaczki dowiedziałam się z twoich map. I dopiero u ciebie zobaczyłam, że połowa Polski nie używa do przypinania prania klamerek, tylko spinaczy.


- To słynna już mapa, na której Polska jest podzielona niemalże na pół. Zachód mówi klamerka, wschód – spinacz. To jak w spektaklu Juliusza Machulskiego „19. Południk", gdzie wzdłuż 19. południka Polskę podzielono. Nawet krainy geograficzne Kujawy, Pomorze, Śląsk podzielone są tutaj jakby od linijki. Trudne do wytłumaczenia. Klamerka pochodzi z niemieckiego die Klammer, dlatego objęła zachód Polski. Ale dlaczego podział jest aż tak ostry? To po opublikowaniu tej mapy liczba obserwujących moje profile znacznie podskoczyła.


Ale to też nie cała prawda o Polsce, bo w komentarzach zaraz się posypało: „My na to mówimy «kołki» do prania", „Kurczę, a u mnie się mówi spinki", „Żabkami, ej!", „szczypkami", „klipsem"… Jakby cała Polska zaczynała ze sobą gadać.


- Ja mówię o tym: łączenie przez dzielenie. Różnimy się, ale przecież różnice nie muszą nas od razu dzielić. W komentarzach rzadko można zauważyć negatywne emocje, raczej zainteresowanie, odkrywanie rodaków na nowo. Każdy ma coś do dodania, a nawet jeśli się spierają, to w przyjemnej formie. Czasem zdarza się ktoś, kto wyśmiewa słowo, że „wieśniackie", ale to ginie w morzu innych komentarzy. Cieszy mnie, że ta społeczność wytworzyła taką atmosferę.


Emocji też nie brakuje. „Kraków. W życiu nie słyszałem, żeby ktoś nazwał «spinaczem» to, czym przypina się pranie. Spinacz to jest biurowy, a do prania klamerka. Z kolei żabka to do firanek". Na co ktoś odpowiada: „Duża pewność siebie u kogoś, kto wychodzi «na pole»". Rozbawił mnie ten dialog.


- Gdzie wychodzi się „na dwór", a gdzie „na pole" – to była jedna z pierwszych propozycji do zbadania. Pole kojarzy się z Krakowem, nie wszyscy wiedzą, że mówi się tak w całym dawnym zaborze austriackim - od Cieszyna, przez Żywiec, Oświęcim, Tarnów, Dębicę, Mielec, Rzeszów, Tarnobrzeg, Stalową Wolę aż do Lubaczowa czy Przemyśla. Ale w sporze między polem a dworem co innego wzbudziło największe emocje. Okazało się, że sam dwór jest zróżnicowany. Większość ludzi mówi, że byli „na dworze". Moja żona pochodzi z okolic Końskich i to był pierwszy szok, gdy się poznaliśmy, bo ona mówi „na dworzu".


Ta forma uważana jest za błąd językowy. Zbadałem jej występowanie. Na mapie powstaje trójkąt odwrócony – od Końskich, sięga okolic Łomży, Gdańska. Na tym wyraźnie ograniczonym obszarze ludzie używają „na dworzu" dosyć powszechnie. Zdziwiło mnie to i przyznaję, że z tego odkrycia jestem dumny. Językoznawcy mówią o błędzie, ale jeśli popatrzeć na definicję regionalizmu jako formy używanej na danym obszarze, to dlaczego nie zasługuje na to miano „na dworzu"? Sam przez to ostatnio coraz częściej staram się tej formy używać.


Często dyskutujecie o tym, gdzie przebiega granica między błędem a regionalizmem.


- Ciekawiło mnie też występowanie wyrażenia „na tygodniu", uznawanego za błąd. Dla mnie, odkąd pamiętam, to była naturalna forma. „W tygodniu" wydawało mi się nienaturalne. W ankiecie wyszło, że Polska południowo-wschodnia powszechnie mówi „na tygodniu", „na weekendzie".


Najbardziej zaskoczył mnie „ten winogron", w rodzaju męskim, jak w rosyjskim. Z mapy wynika, że mówi tak spora część Polski – duża część dawnej Kongresówki, i cały zachodni pas. To forma szczególnie trudna do przełknięcia dla tych, którzy całe życie jedli „winogrono".


- U mnie na wsi zawsze był ten winogron. Szło się podlać winogron, narwać winogronu. Błąd? A może jednak regionalizm.


Jedna z komentujących opowiada: „Wychowawczyni napisała w e-dzienniku, żeby dzieci przyszły ubrane do szkoły na galowo, w białych bluzkach/koszulach na krótki rękaw. Założyłam więc córce białą koszulkę z krótkimi rękawami i na ten «krótki rękaw» założyłam jej białą galową koszulę z długimi rękawami. (...) Jak się domyślacie, był to regionalizm w wykonaniu nauczycielki, córka prawie się ugotowała w ogrzanej auli". Z twojej mapy wynika, że koszulkę „na krótki rękaw" zamiast „z krótkim rękawem" nosi kawał zachodniej i północnej Polski.


- Dla mnie to szok, że jedna trzecia Polski mówi inaczej. U mnie zawsze nosiło się koszulkę z „krótkim rękawem". A z kolei bluzka na ramiączkach, to u was, w Wielkopolsce jest na naramkach, tak?


Potwierdzam.


- Pod naramkami wybuchła dyskusja, a ktoś mówi: „Jakie naramki, jakie ramiączka? Na szelkach!". Bo w województwie podkarpackim nosi się na szelkach. I co ciekawe, także w tej części województwa opolskiego, które po II wojnie światowej zasiedlili Zabużanie.

Często opublikowanie jednego słowa wywołuje inne. I tworzy się taki ciąg, odkrywamy kolejne mapy z regionalizmami. Na końcu okazuje się, że wersja słownikowa używana jest tylko w mowie oficjalnej, a na co dzień Polska mówi po swojemu.


Przyszła i tylko szaszoru narobiła! Taki szaszor, że nic nie słychać! O co ten cały szaszor [zamieszanie] robicie? Są wśród badanych przez ciebie regionalizmów słowa pięknie osobne jak właśnie „szaszor". Mówi tak m.in. Kociewie, południowe Kaszuby, ziemia lubawska, iławska, chełmińska, dobrzyńska. Niewielka wyspa w Polsce. „Jestem zaskoczona, że tak mały region! Jestem z Kociewia, znam i używam", „W Kościerzynie szaszor to normalka" – komentują użytkownicy.


- Często jest tak, że w jakimś miejscu kraju 90 proc. osób potwierdza, że zna dane słowo, a w powiecie obok już tylko 10 proc. Nierzadko można znaleźć wytłumaczenie historyczne, geograficzne, ale czasem trudno to wyjaśnić. Albo dwie niedalekie miejscowości – jedni mówią po swojemu, inni po swojemu. Naprawdę ciekawe! Na przykład Bydgoszcz i Toruń – w pierwszym na huśtawkę mówią bujawka, a w drugim bujaczka. Sam wolę formę hyśtawka i hyśtanie, ale okazało się, że to kompletny relikt, występujący sporadycznie w mojej rodzinnej zachodniej części Kielecczyzny.


Widać w komentarzach, że ludzie są bardzo przywiązani do swoich regionalizmów. Może to słowa im najbliższe, bo pochodzące z dzieciństwa, od rodziców, dziadków, wrośnięte w okolicę? I stąd popularność twoich map?


- Większość ludzi odkrywa dopiero, że to jest ich własne. Wielu nie zdawało sobie wcześniej sprawy, że nie wszyscy tak mówią. A skoro to nasze, to trzeba tego pilnować, bo jeśli ja przestanę tak mówić, to słowo zniknie. Czujemy się jakbyśmy kibicowali drużynie piłkarskiej. Mamy swoje słowo i go nie oddamy! Nie będzie nam nikt z drugiego końca Polski mówił, jak mamy mówić! Przez to odkrycie tworzy się więź ze słowem.


Pomagasz też odzyskać słowa, które wstydliwie schowaliśmy, zapomnieliśmy, jak np. „meszty". Gdy pokazałeś je na mapie, ktoś odpowiedział: „Wreszcie ktoś spoza mojego regionu je zauważył! Jestem z Ustrzyk, moja rodzina przesiedlona w 51 spod Sokala i u mnie w domu jeszcze w latach 2000. na buty do garnituru mówiło się meszty! Byłem przekonany, że to całkowicie normalne słowo gdzieś do 23. roku życia, kiedy już na studiach próbowałem kupić meszty w w Krakowie i pani sprzedająca spojrzała na mnie jak na kosmitę. (...) Niestety ostatnio już się go oduczyłem i nawet w myślach nazywam takie buty już po prostu laczkami". Laczkami, też pięknie.


- Ten temat wywołał ciekawe komentarze, bo poza tym, że w Podkarpackiem wyszły jako regionalizm eleganckich butów, odezwało się sporo osób z zachodniej części dawnej Galicji, gdzie mesztami nazywa się buty do chodzenia po szkole. Ja sam nazwałbym to tenisówkami. Mam więc kolejny temat do zbadania. Słowo jest pochodzenia tureckiego, gdzie mest to nazwa miękkich, męskich butów bez obcasów. Jak widać więc przyjęło się w różnej formie w różnych częściach byłego zaboru austriackiego, co też jest bardzo fajnym przykładem, że język ma swoje życie.


Dziwimy się regionalizmom, jakbyśmy zapomnieli, że Polska była kiedyś krajem bardzo różnorodnym językowo. Może powinno nas dziwić, że różnimy się w języku już tak nieznacznie?


- Poza regionami, które mają wyraźną świadomość odrębności, różnią nas w większości pojedyncze słówka. W PRL rugowano przecież odmienności językowe. Dzisiaj z kolei przeprowadzamy się, żyjemy w internecie, nasz język się ujednolica. Zwłaszcza w dużych miastach zanikają regionalne różnice. Ale chyba zaczynamy zdawać sobie sprawę, że straciliśmy coś cennego. Choć równocześnie jedne słowa zanikają, a inne powstają. 


Któryś region jest szczególnie przywiązany do swoich słów?


- Przywiązani są wszyscy, którzy do mnie piszą. Najmniej odpowiedzi mam z terenów nazywanych kiedyś „ziemiami odzyskanymi", czyli zasiedlonych po 1945 r. Ich mieszkańcom chyba się wydaje, że skoro stworzyli społeczność, która zjechała z całego kraju i musiała pozbyć się różnic, to mówią już tylko językiem ogólnopolskim. A potem okazuje się, że w ich prywatnym języku są regionalizmy, które przywieźli ich dziadkowie.


Znają je, czasami używają, co też widać często w ankietach, gdy słowo charakterystyczne dla jakiegoś regionu przedwojennej Polski pojawia się w miejscu, gdzie osadnicy stamtąd stanowili duży odsetek. Stąd też na Dolny Śląsk przyszły kresowe „chabazie", czyli pejoratywne określenie kwiatków.


Mamy też słowa, które powstały już w nowych miejscach. Językoznawcy określają ziemie zasiedlone po 1945 r. jako nowe dialekty mieszane. To "mieszanie" powoli zaczyna objawiać się w mowie tych terenów – w Szczecinie na mężczyznę zaczęto mówić „many", we Wrocławiu kłopotliwa sytuacja to „siupa", a w Jeleniej Górze długa, pszenna bułka to „kawiarka".


Niektóre regiony w Polsce, bardziej zróżnicowane językowo niż reszta kraju, mają świadomość tych różnic, cenią je. Nie tylko Śląsk czy Kaszuby, ale też twoja Wielkopolska w porównaniu do mojego regionu ma większy zasób własnego języka. W Wielkopolsce mapy też non stop pokazują ciekawe różnice językowe na linii, gdzie były granice zaborów.


O moim regionie wiem, że nie różni się bardzo od reszty Polski, dlatego tym chętniej badam słowa, które ktoś podeśle jako występujące w mojej okolicy. Każde odmienne daje mi dużą radość. Iskierka w oku się zapala.


Jakie słowo sprawiło ci radość?


- Ostatnio badałem „w cały świat". Tak mówiło się tutaj zawsze. W znaczeniu: chaotycznie, bez ładu i składu. Pogoda jest teraz w cały świat, wczoraj padał deszcz, a dzisiaj słońce.


Nie znałam.


- Nie jest to stricte włoszczowskie, ale okazuje się, że ma bardzo wyraźnie zaznaczone granice: utworzyło wyspę w pasie Polski centralnej. Często jest tak, że słowo silnie występuje w jakiejś części Polski, a potem im dalej, to stopniowo słabnie. A tutaj ten obszar wyraźnie się odcina. Zszokowało mnie, że używa go na co dzień większość województwa świętokrzyskiego i właściwie całe łódzkie, a w reszcie kraju nie znają tego wcale.


Mówisz tak na co dzień?


- Tak! Używane jest nie tylko w potocznych rozmowach. W kieleckim „Echu Dnia" znalazłem, że „sygnalizacja działa w cały świat". Często, gdy badam słowa, szukam ich śladów w prasie lokalnej. Tak znalazłem artykuł z lokalnych mediów Włocławka, gdzie dziennikarz użył słowa „burtnik", czyli krawężnik.


Językowe odkrycia cieszą, szokują, a kiedyś skomentowałeś: „Drumstick totalnie wywalił mnie z butów".


- Na początku myślałem, że to trolling. Ktoś przysłał w propozycjach: dramstik – nóżka z kurczaka. Anglicyzm. Ale dlaczego miałby mieć zasięg regionalny?


Wrzuciłem wstępnie w tzw. ankietę preselekcji i otrzymałem odpowiedzi potwierdzające używanie - głównie z Tarnowa i okolic. W różnych wariantach dostałem też z reszty dawnej Galicji: dramstyk, dramsztyk czy nawet drumsztyk.


Komentarze: „Skoczów zna i używa bardzo powszechnie", „Jaworzno też, w sklepach mięsnych często «pałki» są tak podpisane" . „Jak przeprowadziłam się do Przemyśla z Lubelszczyzny i chciałam w mięsnym kupić podudzie z kurczaka, to Pani do mnie «dramstika?» Nie miałam pojęcia o co jej chodzi".


- Z dyskusji wynikło, że dużo ludzi stamtąd wyjeżdżało do Ameryki. Czy to zaważyło? Nawet jeśli tak, to tajemnicą pozostaje, dlaczego słowo jest aż tak powszechne.


Często sam szukasz w książkach, słownikach i podajesz wyjaśnienia – historyczne, geograficzne. Ale też równie często mówisz: nie wiem, może wy wiecie? Ludzi wciąga to wspólne szukanie odpowiedzi.


- Poza otwartymi profilami, mamy też zamkniętą grupę na FB, w której jest osiem tysięcy osób, najbardziej zaangażowani. Tam dyskusje są jeszcze bardziej żywe, ludzie nie wstydzą się swobodnie wypowiadać. Konsultuję się z nimi. Mnóstwo osób kojarzę bliżej, wiem, kto jest z Kaszub, a kto spod Wilamowic, Bydgoszczy, Przemyśla czy Garwolina. Gdy znajdę słowo charakterystyczne dla ich regionu, wywołuję do dyskusji.


Planowałam cię zapytać, czy nie obawiasz się, że zabraknie ci słów do badania, ale potem przeczytałam, że w kolejce czeka ich kilka tysięcy.


- Obecnie produkuję sześćsetną mapę, mam przygotowany materiał na dwieście kolejnych, a około pięciu tysięcy słów czeka na zbadanie. Bardzo dużo jest żywych regionalizmów.


Na razie badam najpopularniejsze, zaproponowane przez wiele osób. Mam też kilka tysięcy pojedynczych propozycji, które albo są archaizmami albo indywidualnymi wynalazkami. Często ktoś pisze: „Sprawdź, bo mój tata tak mówi". Zdarza się, że ktoś przekręcił albo wymyślił słowo i tylko w tym domu funkcjonuje. Być może też faktycznie w jednej miejscowości tak się mówi, ale trudno to stwierdzić, bo jednostką badawczą, jaką przyjąłem w ankietach, jest powiat.


Po to są też preselekcje – wstępne, szybkie, uproszczone ankiety, które publikuję, żeby sprawdzić, czy dane słowo warto szerzej badać. Odsiewam te najmniej znane, a także ogólnopolskie kolokwializmy. Badałem na przykład „zaiwanić", które zgłosiło wiele osób. Okazało się, że występuje w całej Polsce.


Nadal publikuję formularz, w którym można zgłaszać nowe propozycje. Ale trochę boję się, że narobię ludziom nadziei, a dużo słów zostanie niezbadanych. Wiem, że nie będę wiecznie w tym działał. Z drugiej strony, gdy ktoś zgłasza ciekawe słowo, a ja myślę, że może nie zdążę zbadać, to mnie smuci. Chciałbym wszystko zbadać!


Mówisz, że to zabawa, ale wykonujesz ogromną pracę. Codziennie zamieszczasz nową mapę. „Wolontariatowi językowemu"– to twoje określenie – poświęcasz bardzo dużo czasu.


- W tworzeniu mapy doszedłem już do perfekcji. Codziennie zajmuje mi to około godziny. Gorzej z ankietami, na to poświęcam czas wolny na weekendach. Na weekendach… Oto regionalizm w praktyce.


Na razie znajduję czas, żony i córki, chyba nie zaniedbuję. Regularnie publikuję od jesieni 2023 r. Wcześniej miałem dużo przerw. Szczególnie na początku, gdy nie wiedziałem, jak działać. Potem też parę razy poczułem chwilowe wypalenie – decydowałem, że robię dwa tygodnie przerwy, ale już po tygodniu chciałem wracać.


Czy masa danych, które zebrałeś, zaciekawiła językoznawców? Albo sam myślałeś, żeby zrobić z tym coś więcej?


- Od niedawna współpracuję z Instytutem Różnorodności Językowej Rzeczypospolitej, publikuję na ich stronie felietony. Od innych językoznawców raczej nie miałem odzewu. Koresponduję czasami z dr. Arturem Czesakiem, na którego powołuję się w publikacjach. Inni pewnie o mnie słyszeli, ale jestem totalnym amatorem, moje materiały nie są naukowe.


Gdybym był młodszy, to poszedłbym teraz na filologię polską, ale mając 31 lat na karku, to chyba trochę za późno na takie studia. Pozostaje mi bawić się w popularyzatorstwo. Choć oczywiście marzenia są. Może znajdzie się ktoś, kto będzie chciał to wykorzystać? Może rzeczywiście z pomocą językoznawcy można by to wydać tak, by miało ręce i nogi? Zobaczymy. Dopóki czerpię z tego radość, będę to robić. I widzę, że sprawia to radość nie tylko mnie.


#mapy #swietlanmaps #gazetawyborcza #ciekawywywiad

wyborcza.pl

Komentarze (21)

moll

@Swietlan nie piertol, na studia można w każdym wieku, sprawdzają tylko czy matura zdana, więcej ich nie interesuje xD

razALgul

@moll ot chocby ja. 27lat miałem, jak poszedłem na dzienne 😛

moll

@razALgul na zaocznych misłam ludzi po czterdziestce, nikogo to nie dziwiło

razALgul

@moll na zaocznych, to rozumiem...ale ja twardo na dzienne poszedłem

moll

@razALgul na dzienne byłam zbyt biedna

razALgul

@moll ja się załapałem na stypendium, osobne gospodarstwo domowe i wcześniej mało zarabiałem. I różowa wygrzebała przepisy, że miałem prawie najwyższe.

moll

@razALgul gratulacje

30ohm

@moll u mnie na zaocznych byli tacy po 60, bo zakład produkcji wymagał od nich kwitów, bo nie dostaną wcześniejszego przejścia na emeryturę

moll

@30ohm ja miałam sporo osób, które były po policealkach i kazali im "uzupełniać" wykształcenie

serel

Za przeklejkę zza paywalla powinien być podwójny piorun

razALgul

@serel ja wiem, że wyborcza jest niepopularna i należy jej nie mylić z portalem gazeta.pl, ale jakbyś coś chciał z tego medium, to uderzaj, bo mogę Ci wszystko przekleić, jak wyczerpiesz limit.

Tom.Ash

@razALgul moim zdaniem wyborcza jest niepopularna właśnie dlatego że ludzie od dawna mylą ją z portalem gazeta.pl

kitty95

Na dworze wódeczka, hej!

Na polu wódeczka, hej!

A kto z nami nie wypije temu elementarz, hej!

NatenczasWojski

U mnie w domu mówiło się "na dworzu" ale jak zauważyłem jak to głupio brzmi zmieniłem sobie i teraz mówię "na dworze". Córka też już mówi "na dworze".


Można powiedzieć że mam swój wkład w zmianę świata.

moll

@NatenczasWojski w zaprzepaszczaniu miejscowych tradycji!

ortalionowyNinja

@NatenczasWojski ja to kiedyś zastanowiłem się nad użyciem tego w moim i wyszło mi, że ma dworzu określa się to, co za oknem, a na dworze, to u króla.

Spider

"Na pole" brzmi naturalnie kojarzy sie z naturą a "na dwór" łee idź pal sie w tej betonozie dworków :].

64c09879-c9f9-4434-9318-835a4ea04945
Westfield

Po miniaturce myślałem, że to Pan z Lombardu O_o.

Pantokrator

Jak tylko ustalimy, co to jest to "dworze", ten "dwórz", czy jak to tam zwą, to się zastanowię, czy mówić "na dworzu".

Barcol

Zawsze mnie dziwiło że to właśnie ten zwrot budzi takie kontrowersje. Dla mnie naturalne i zrozumiałe było i "na pole" i "na dwór" i "na zewnątrz", ale może dlatego że ja krakus. Nawet formę "na dworzu" jako tako toleruję.


Jeśli już śmiać się z regionalizmów to z tych najgłupszych, np w Łodzi nieironicznie na piłkarzyki mówią TRAMBABULA XDD


A w Krakowie "sznycel" oznacza mielonego (do 25 roku życia byłem pewien że w całym kraju tak jest xd)

Zaloguj się aby komentować