Demagogom, którzy co rusz straszą wszystkich "katastrofą demograficzną" nie obchodzi jakaś idylliczna wizja tradycyjnej rodziny nuklearnej rodem z amerykańskich reklam z lat '50. Im chodzi o utrzymanie systemu, który gwarantuje im ciągłe, nieustanne zyski, oczywiście kosztem całego społeczeństwa, a to czy te zyski wypracuje proletariat rodzimy czy przeszczepy z trzeciego świata jest kwestią obojętną.
Wracając - niemożliwy jest nieskończony wzrost w realiach skończoności zasobów. Ciągły wzrost populacji, czy to autochtonicznej czy z racji czynników zewnętrznych (imigracja, etc.) to recepta na zapaść i tak niedofinansowanych usług publicznych czy przeciążenie systemu oraz spadek jakości życia populacji. W gruncie rzeczy idealny pretekst chociażby do prywatyzacji służby zdrowia - niedofinansowana, przeciążona napływem taniej siły roboczej ochrona zdrowia skapituluje, a neoliberałowie będą mieli idealny obrazek do swoich tez o nieuchronności rozpadu wszystkiego, co państwowe. To także idealna zasłona dymna do niszczenia związków zawodowych, praw pracowniczych i PIPu - wszystkiego co jest solą w oku pomazańców narodu spod znaku przedsiębiorczości.
Problemem nie jest demografia - problemem jest system, który na piedestale stawia ślepy konsumpcjonizm i nieustanny wzrost.
#antykapitalizm #revoltagainstmodernworld #demografia #polityka
