Spadek dzietności to pozytywna wiadomość dla każdego, za wyjątkiem tych, którzy rzeczywiście rządzą w tym systemie ekonomicznym - milionerów, kapitalistów, bogaczy. Kapitalizm funkcjonuje w ramach logiki komórki nowotworowej - wzrost jest celem samym w sobie, za wszelką cenę, bez liczenia się ze skończonością zasobów. W każdym innym systemie byłby to pretekst do automatyzacji "gównozawódów" (w ogóle co za paskudna klasistowska klisza), ale klasa posiadająca i niezaspokajalny głód kapitalizmu potrzebują stałego przypływu świeżej krwi celem eksploatacji i wypracowywania PKB ad infinitum. Masz tyrać, konsumować i cieszyć się ze wzrostu słupków, choćbyś sam żył w namiocie pod mostem.
Demagogom, którzy co rusz straszą wszystkich "katastrofą demograficzną" nie obchodzi jakaś idylliczna wizja tradycyjnej rodziny nuklearnej rodem z amerykańskich reklam z lat '50. Im chodzi o utrzymanie systemu, który gwarantuje im ciągłe, nieustanne zyski, oczywiście kosztem całego społeczeństwa, a to czy te zyski wypracuje proletariat rodzimy czy przeszczepy z trzeciego świata jest kwestią obojętną.
Wracając - niemożliwy jest nieskończony wzrost w realiach skończoności zasobów. Ciągły wzrost populacji, czy to autochtonicznej czy z racji czynników zewnętrznych (imigracja, etc.) to recepta na zapaść i tak niedofinansowanych usług publicznych czy przeciążenie systemu oraz spadek jakości życia populacji. W gruncie rzeczy idealny pretekst chociażby do prywatyzacji służby zdrowia - niedofinansowana, przeciążona napływem taniej siły roboczej ochrona zdrowia skapituluje, a neoliberałowie będą mieli idealny obrazek do swoich tez o nieuchronności rozpadu wszystkiego, co państwowe. To także idealna zasłona dymna do niszczenia związków zawodowych, praw pracowniczych i PIPu - wszystkiego co jest solą w oku pomazańców narodu spod znaku przedsiębiorczości.
Problemem nie jest demografia - problemem jest system, który na piedestale stawia ślepy konsumpcjonizm i nieustanny wzrost.
#antykapitalizm #revoltagainstmodernworld #demografia #polityka

Kapitalizm zjada wlasny ogon. W pogoni za ciągłym wzrostem zysków zapomniano o czynniku ludzkim, który ten zysk wypracowuje.