Siema,
Zapraszam na #piechuroglada
----------
Tytuł: Starship Troopers
Reżyseria: Paul Verhoeven
Moja ocena: 3/5
W niedalekiej przyszłości Ziemia staje się obiektem ataków ze strony obcej bo rasy zamieszkującej planetę po drugiej stronie galaktyki. Trójka przyjaciół postanawia zapisać się do armii, aby odbyć służbę wojskową i tym samym dołożyć swoją cegiełkę do zapewnieniu naszej planecie bezpieczeństwa.
Zabierałem się za ten film już od dawna i w końcu udało się go obejrzeć. Jest to obraz o statusie kultowego, wokół którego krąży seria różnych anegdotek i legend. Jedną z nich jest ta, że w momencie wydania widownia miała nie zrozumieć, że film ma charakter satyryczny, wyśmiewający ustroje autorytarne. Osobiście uważam to raczej za niezły chwyt marketingowy niż prawdę, bo oglądając Starship Troopers od początku jesteśmy zasypywani przerysowanymi scenami, które ciężko wziąć za coś innego niż parodię. Z ekranu wylewa się uroczy klimat lat 80., mimo, że data produkcji to rok 1997. Część efektów komputerowych nie zestarzała się zbyt dobrze, chociaż robale w dalszym ciągu dają radę. Mocną stroną są zdecydowanie efekty praktyczne, a zwłaszcza te przedstawiające martwych żołnierzy, ich oderwane kończyny i zmasakrowane ciała - fani gore powinni być w miarę zadowoleni. Fabuła nieco mnie zaskoczyła, bo nie spodziewałem się tak mocno rozbudowanego wątku miłosnego rodem z brazylijskiej telenoweli, ale jest to raczej na plus. Aktorsko ciężko mi ugryźć temat: "przesada" to słowo, które ciśnie mi się na usta, ale to raczej zabieg celowy reżysera mający dodatkowo podkreślić satyryczny charakter filmu. Ogólnie jestem zadowolony, że obejrzałem to dzieło, chociaż mogłoby być trochę krótsze. Polecam fanom gatunku science-fiction oraz młodej Denise Richards.
#filmy #film #kino #ogladajzhejto #recenzje #sciencefiction



