- Natychmiast zabezpieczyliśmy uśmiercone pszczoły. Ustaliliśmy też, że jedynym rolnikiem, który robił oprysk był właśnie Andrzej L. Nikt inny nie wyjechał tego dnia w pole. Zabezpieczyliśmy też kwiaty rzepaku z jego pola, oraz owady na trasie przelotu z pola do uli, bo tam też padły. Powołaliśmy biegłego, który ocenił, że pszczoły latają z uli najdalej do 3 km. Najbliższe pasieki były 400 metrów od tego pola, najdalsze 2,8 km, pszczoły nie przeżyły - tłumaczy Marek Rusin.
Nie ma wątpliwości, że to właśnie Andrzej L. zabił je przez oprysk. Opakowania po insektycydzie, zawierającym właśnie zabójczy dla pszczół dimetoat znaleziono także w domu rolnika. On sam, mimo twardych dowodów nigdy nie przyznał się do winy, nie ukorzył, nie przeprosił, nie pojednał z pszczelarzami, nie uczynił zadość swoim czynom.
Do samego końca twierdził, że to nie on wykonał oprysk. <-- ¯\_(ツ)_/¯