Pierwszy raz uświadomiłem sobie różnice kulturowe jak byłem w Barcelonie. Chodzi mi konkretnie o łatwość w nawiązywaniu kontaktów. W jakiejś kawiarni jeden z klientów, 20-latek wyglądający jak wychudzony Neymar, podszedł do kelnerki żeby ponarzekać na piwo które dostał. Najpierw się przedstawił i powiedział, że jest brazylijskim Irlandczykiem, więc piwo jest dla niego bardzo ważne, a to które dostał było za ciepłe. Potem zapytał się jej jak ona ma na imię i skąd jest (była z Panamy). Ona nie do końca go rozumiała, bo mówił po angielsku, więc trochę jeszcze pogadał i poszedł. Niby nic specjalnego, ale w Polsce tak zagadują chyba tylko faceci powyżej 60 lat. Ja jakbym dostał ciepłe piwo, to mógłbym co najwyżej dać 4 gwiadki na google xD
Ogólnie za granicą zdarza się, że ludzie zagadują do obcych i dosyć mnie to dziwiło na początku. Oczywiście też nie wszędzie, bo tak jest chyba głównie na południu Europy. A w Korei podobno jedyni bliscy znajomi to są ludzie ze szkoły, a przez resztę życia już się nie poznaje nowych ludzi
#podroze
