@Onestone siadajcie, małe *urwie, wujek opowie wam anegdotkę.
Ubiegłej jesieni poszedłem na grzyby. Sucho było, grzybów nie znalazłem, ale połaziłem po lesie, pooddychałem, rozładowałem złe emocje, naładowałem baterie itd. Akurat taki był moment, że trzeba było pozwolić głowie odpocząć. Oczywiście, długie spodnie, długi rękaw, wysokie buty, kapelutek na łeb.
Ze 2 dni później biorę prysznic i czuję coś dziwnego w rowie międzypośladkowym. Konkretnie, tu gdzie plecy się kończą i zaczyna przedziałek na d.... Oho, myślę sobie.
W lustrze owszem, było widać czarne coś, czego do tej pory nie miałem. Kleszcz jak nic. Jeszcze nieduży, nienapity, ale wgryziony owszem, słusznie. No kotem nie jestem, żeby założyć nogę za głowę i lizać się po tyłku, sam nie dam rady.
Wołam żonę. Masz okulary? - pytam. No mam. To wkładaj i chodź.
Dałem pęsetę i wypiąłem tyłek.
Na przemian płakała ze śmiechu i jojczała, że nie może. Dłubała, dłubała, coś tam gmyrała - urwała, a cały ryj kleszcza został wbity w skórę. No niby mógłbym poczekać, aż obropieje i sam wylezie, ale wolałbym tego nie robić - raz, że ryzyko ze względu na boreliozę, a dwa, że już tak kiedyś próbowałem i stan zapalny wokół ranki był bolesny.
Decyzja: jadę na nocną opiekę medyczną, niech chirurg się martwi.
Pojechałem. Powiatowy szpitalik, wieczór, zmrok. Melduję się pielęgniarce, pani w wieku średniozaawansowanym i mówię, w czym problem. Mam kleszcza, komunikuję. Między pośladkami. Pani kręci głową ale woła drugą, młodszą. Okej, damy radę.
Położyły mnie panie pupcią do góry na kozetce i ta młodsza, fajna dziewczyna, dawaj igłą lekarską operować. A ta starsza, nie wiem, po co przyszła, stanęła z boku i tylko się przyglądała, ale na koniec to ona przykleiła mi plasterek. Wyglądało na to, że chciała jeszcze na odchodne pocałować w bolące miejsce
Tak że uważajcie na siebie podczas wizyt w lesie, bo może z tego wyniknąć nielicha chryja.