Ja pierdzielę, geniusz który wpadł na pomysł oklejania pojazdów folią PPF to musiał być potomek człowieka, który wymyślił trzymanie pilota od tv w plastikowym worku żeby się nie brudził. W teorii wszystko fajnie, kupujesz sobie nowe auto czy tam motocykl i sekundę po kupnie lecisz już oklejać, bo się nie daj Boże zarysuje! Potem jak będziesz sprzedawał, to folię ściągasz i voila, lakier jak nowy. Szkoda tylko, że odkleja się to ku⁎⁎⁎⁎ko trudno, istnieje niezerowa szansa zerwania lakieru wraz z folią nie mówiąc wreszcie o śladach z kleju, które będzie trzeba usunąć a które wcale nie chcą schodzić. Jakiś mocny zmywacz - znów niezerowa szansa na odbarwienia. A najgorzej, że jak położyli jakiś szit, to jeszcze z upływem lat lakier będzie zmieniał kolor inaczej w miejscach zabezpieczonych a inaczej w niezabezpieczonych.
I na koniec po co w ogóle to wszystko? Ochrona? Rozumiem w jakichś miejscach narażonych na przyspieszone zużycie, ale jak coś uderzy na tyle mocno by uszkodzić lakier to folia i tak raczej nie uratuje. A zwykłe ryski i hologramy zawsze można spolerować, chwila roboty i po sprawie. Serio, wkurzyłem się, mam to gówno na całym motocyklu, dopiero zacząłem, a już mam dosyć. I w jednym miejscu już zdążyło zejść z klarem mimo podgrzania, super ochrona lakieru bulwo.
#motocykle #motoryzacja #gorzkiezale

