EPIDEMIA SAMOTNOŚCI - MOJA POKRĘTNA TEORIA


Tak, wiem, to bardziej bóldupienie niż poważna analiza, ale zacznę od znanego stereotypu, że po trzydziestce nie ma się już przyjaciół. Zawsze myślałam, że to kwestia lenistwa towarzyskiego, że po prostu się już nie chce, a dzieci i praca to tylko wygodna wymówka, żeby nie spotykać się ze znajomymi czy nie wychodzić „do ludzi”.


Sama nie mam szczególnie silnych potrzeb towarzyskich, ale nie będę udawać, że nie zdarza mi się tęsknić za paczką znajomych z liceum czy studiów. Za wspólnym wygłupianiem się przy planszówkach, za regularnymi wyjazdami w góry. Te znajomości rozpadły się z różnych powodów. I często mnie boli, że nawet jeśli chciałabym wrócić do takich regularnych spotkań, to po prostu nie ma na to czasu(albo możliwości, odległość itp). A już na pewno nie mają go osoby z dziećmi. Kiedyś mnie to dziwiło, teraz już nie.


Takie przemyślenie przyszło mi do głowy, kiedy coraz więcej firm zaczęło rezygnować z pracy zdalnej na rzecz biurowej. Nagle człowiek traci możliwość wyspania się, spędza godziny w korkach. Do samej pracy dochodzi dodatkowe 1,5–2 godziny dziennie na dojazdy i przygotowanie się. Potem po pracy trzeba ogarnąć dom, dzieci, psa, chomika, czy tam człowiek głaszcze przed snem. Zanim człowiek się obejrzy, robi się 20:00 albo i później. A gdzie tu miejsce na hobby, samorozwój, dbanie o zdrowie, sport, zakupy? I nagle się okazuje, że cały dzień(poza weekendami) jest totalnie wypełniony. Zaczynasz więc rozważać każdą wolną chwilę: czy poświęcić ją dziecku, partnerowi, czy znajomym? A w takiej sytuacji wybiera się rodzinę, a przynajmniej tak powinno być.


Pomijając już to, że fizjologicznie nie mogę mieć dzieci, to nawet gdybym ich pragnęła, sama myśl, że nie miałabym dla nich tyle czasu, ile chciałabym poświęcić, żeby naprawdę ja je wychowywała, a nie szkoła czy internet, jest w zasadzie kolejnym powodem na nie. Bo potem w takim dziecku może się zakorzenić coś, czego ja bym nie chciała mu przekazać, a na co nie miałabym wpływu. Bo praca, obowiązki, zmęczenie po całym dniu. I nie dziwi mnie, że ludzie decydują się dziś na maksymalnie dwójkę dzieci, bo jak poświęcić każdemu z nich odpowiednią ilość czasu, kiedy się ma ich więcej (nie wspominając o kosztach), a większość życia spędza się w pracy?


Pamiętam, że powstała kiedyś książka, której tytułu niestety nie pamiętam, napisana przez pielęgniarkę opiekującą się osobami starszymi w domach opieki. Zadawała im pytanie, czego w życiu żałują i co by zmienili. W większości odpowiadali, że poświęciliby więcej czasu rodzinie i bliskim, a mniej pracy.


Nie wiem, może to naturalne, że człowiek szuka sensu w pracy i sam się w nią angażuje, nawet jeśli w głębi duszy czuje, że to go pożera. Może nawet gdyby miał więcej wolnego czasu, to i tak nie potrafiłby go docenić. Może. Ale to nie zmienia faktu, że kiedy pracodawcy zaczynają „kraść” pracownikowi dwie godziny dziennie na dojazdy, bo przecież nie każdy mieszka 15 minut od biura, to aż się nóż w kieszeni otwiera. Bo nie widzę żadnego racjonalnego powodu dla takiej zmiany. Zwłaszcza że praca zdalna, przypadkowo wymuszona przez pandemie, okazała się jedną z nielicznych pozytywnych rzeczy tego okresu. Ludzie nagle poczuli, jak to jest mieć więcej czasu dla siebie. A teraz im się to po prostu odbiera.


Tak wiem, praca w korpo to tylko mała gałązka gospodarki i większość musi chodzić do pracy, a kiedyś to też się pracowało więcej niż 40h tygodniowo. Jednak mam nadzieję że przyszłe pokolenia będą mieć więcej czasu dla siebie i technologia i rozwój jakąś ruszy w tej dziedzinie. No ale podsumowując i tak mamy dobrze w przeciwieństwie do krajów 3 świata czy koreii pld czy Japonii gdzie ludzie dosłownie żyją w miejscu pracy.


#rozkmina #zalesie #pracbaza #korposwiat

4a43c83a-2ce0-4e0c-911f-e79955749d08

Komentarze (13)

roadie

książka, której tytułu niestety nie pamiętam, napisana przez pielęgniarkę opiekującą się osobami starszymi w domach opieki.

@Cori01 The Top Five Regrets of the Dying - Bronnie Ware

onpanopticon

@Cori01 Problemem jest to, że większość ludzi chce po prostu wszystkiego naraz.


Żeby jakkolwiek z sensem zarządzać swoim życiem, trzeba umiejętnie rozważać kolejne rzeczy i czynności w które się człowiek angażuje. Stąd moja świadoma rezygnacja z dzieci, bo po prostu wybrałem w życiu inne ścieżki i nie mam czasu aby je wychować wedle standardów które bym sobie narzucił.


Dalej jak zwykle jest kwestia pieniędzy i pracy. Znów, większość nie poświęci choćby części swojego komfortu, dla większej ilości czasu. Bo nieraz nie chodzi o sam fakt 8 godzinnej pracy. A o cały ambaras związany z doszkalaniem, szukaniem innych opcji, dojeżdżaniem cholera wie gdzie, bo parę złotówek więcej. Babrania się w słabe interesy.


Później jak zwykle jest internet i czas w nim spędzany, czy najczęściej zwyczajnie marnotrawiony. Albo się na to godzi kosztem czegoś, albo nie.


Ludzie często zdają sobie z tego sprawę za późno. Tysiące aktywności i obowiązków, każda na pół gwizdka i po łebkach, żeby odhaczyć. Bo przecież modne jest bieganie, bo trzeba czytać książki. Oczywiście, ale niekoniecznie wszystko naraz i należy być świadomym, że się z czegoś rezygnuje.


Stąd u siebie porzuciłem chęci zostania miliarderem i nie rozwijam firmy ponad swoje potrzeby, oraz zrezygnowałem z konieczności wychowania dzieci. Nie jestem z obu tych decyzji zadowolony, ale nadal - nie można mieć wszystkiego. I w pełni się godzę, że część tego czasu mitrężę w internecie.


Dlatego uważam, że samotność jest wynikiem wpadnięcia w ten kołowrotek i pogonią za cholera wie czym. A moim zdaniem najlepiej wybrać sobie coś i się na tym skupić. A pozostały czas dać na tak zwany freestyle i wykorzystać go wedle potrzeby. Chociażby wychodząc gdzieś z ludźmi i podtrzymując relacje.

Lubiepatrzec

Faktem jest, że nowe znajomości w pewnym wieku są trudne po pozyskania ale nie do końca. Na przykład ludzie z dziećmi poznają się przy okazji dzieci i wiem, że potrafią się rodzic tak fajne relacje, wśród ludzi mający podobny tryb życia.

Ja nie mam dzieci ale jakimś cudem poznałem dwoje bardzo fajnych ludzi i to wszystko po czterdziestce i jak tylko jest ochota z obu stron to mamy dla siebie czas i "robimy razem rzeczy".

Da się, zwłaszcza jak jest coś co połączy - dzieci, psy, hobby, miejsce itp. Potem już tylko trzeba trafić na kogoś tak samo zainteresowanego znajomością jak my.

onpanopticon

@Lubiepatrzec Zwłaszcza, że kult zapieprzu się lekko hamuje, a osamotnienie daje się ludziom we znaki i w kość. Stąd nawet w tym społecznie wycofanym kraju coraz prościej poznać kogoś, nawet i na ulicy. Łaknięcie kontaktu jest widocznie. Szczególnie u osób 30-50 lat, którzy właśnie gdzieś tam wypadli z tego kołowrotka ciągłych emigracji, przeprowadzek, szybkiego życia i 'dorabiania się'. Nagle zdają sobie sprawę, że tak po prawdzie to są sami jak palec i jakby jeszcze im żona odeszła (o ile jest), to już nikt prócz różnych pociotek na drugim krańcu Polski - nie zostaje.


Dlatego warto czasami otworzyć się i zagadać do kogoś. Czy to podczas swojego hobby, czy nawet spaceru z psem. Nie każdy od razu zostanie przyjacielem, ale naprawdę dużo przyjemniej się żyje, niż nie mając tego kontaktu w ogóle.


Hobby w którym mile widziana jest obecność innych ludzi to zawsze dobry sposób. Jak się przeprowadzałem kilka razy w życiu, to za każdym razem najprościej mi było się "zahaczyć", zapisując się do dwóch miejsc. Jakiegoś amatorskiego, albo i nawet orlikowego klubu piłkarskiego i do klubu szachowego który cokolwiek organizuje. I tu i tu chcą ludzi, bo składkę płacisz, albo po prostu nie ma dużo chętnych, to każdy na wagę złota. I w zasadzie już mam przynajmniej jednego dobrego kumpla, bo na te kilkanaście osób z którymi się widuje regularnie, no to ta minimum jedna mi się wpasuje idealnie charakterologicznie. I ot, rozwiązane. A jak ktoś ma czas grać w piłkę/szachy, to znajdzie też czas żeby wyskoczyć wieczorem pogadać.

pokeminatour

Ja przeniosłem się z pracy na ponad etat, poprzez rok bezrobocia na pracę na pół etatu. I jak będąc nastolatkiem trochę lubiłem spotkania z przyjaciółmi tak obecnie jest to trochę wymuszone. Dawniej człowiek potrafił się częściej na tych spotkaniach śmiać bez alkoholu niż teraz z alkoholem. Podobnie widzę na mieście, im młodsza grupa ludzi tym częściej się śmieją. Nie sądzę że to samo przeciążenie praca i dorosłym życiem, bardziej bym stawiał na inne czynniki.

Enzo

@pokeminatour To chyba zależy od ludzi. Jak widzę się z moją ekipą to jest zawsze wesoło ale my się widujemy od 20 lat. Nowa ekipa z pracy też taka jest więc może brakuje pozytywnych ludzi w twoim otoczeniu.

l100e

ja nie mam ani znajomych, ani związku, bo zerwałem z ex w zeszłym roku i wyprowadziłem się do innego miasta. Obecnie nie mam nawet hobby, bo poszło się póki co, j⁎⁎ać razem z moim obojczykiem, więc zostało mi zacząć od nowa.

Dosłownie.

Zero znajomych, nowe miasto, nawet zacząłem pracę w zawodzie, którego nigdy w życiu nie wykonywałem, jako asystent rzecz jasna.


Czy jest źle?

Soboty i niedziele owszem, reszta tygodnia - do zniesienia, lub poprostu przespania :p

bojowonastawionaowca

@l100e dawaj mordeczko, jakie miasto?

l100e

@bojowonastawionaowca 3city

bojowonastawionaowca

@l100e wbij na jedno z hejtopiw, zawsze to jakiś start

l100e

@bojowonastawionaowca oby psycha pozwoliła, ale będę śledził

Enzo

Ja w ciągu max 2 lat planuję poświęcać na pracę znacznie mniej czasu niż obecnie. Czuję jak wyniszcza to moje zdrowie psychiczne i fizyczne. Z tym że ja zawsze miałem dobry balans tylko ostatnie 2 lata wpadłem w wir żeby dopiąć pewne sprawy.

Atexor

U mnie mam podobne odczucia z tymi spotkaniami towarzyskimi ze znajomymi. Część się rozpadło, a z kilkoma osobami się widzę parę razy na piwie w roku, bo pracują w delegacjach i trafić z terminem, aby im pasowało to jak z koniunkcją planet na nocnym niebie.


U mnie (nie)stety pomaga na to... pracoholizm. Czuję się dość potrzebny, bo uważam, że robię coś ciekawego i trochę niszowego, ale wiem że jestem tylko trybikiem w całej maszynerii. Parę razy myślałem, aby coś zmienić, nawet przeglądałem ogłoszenia sprzedaży mieszkań we Włoszech (są 2-3x tańsze niż w Polsce), mimo że włoskiego nie znam, ale wszystko sprowadza się do tego, że odpoczywam w domu. Czuję się samotny, ale nie umiem poznawać za bardzo ludzi. Kiedyś miałem marzenia jak podróż do krainy bojowonastawionejowcy (Nowa Zelandia), nauka właśnie włoskiego czy - obecnie już (tfu) - rosyjskiego. Mam pewne niefajne przeżycia (powiedziałbym że pseudo-związkowe, gdyby nie to że w związku nie byłem) i to też rzutuje na tym, że jestem mniej ufny wobec obcych "w realu". Codzienność to praca (komp) - dom (komp) - wyrko. Rzadko zdarza się coś innego. Pomysły są, pieniądze się znajdą, ale weny brak, brakuje strasznie tej motywacji.


Mam raptem prawie 31 na karku, a czuję się wewnętrznie na takie... 70 (nie przesadzając, serio). Mentalnie zmęczony, mindfulnessy, tablety i psychoterapie nie pomagały. Dlatego też cieszę się, jako ex-aktywny wykopowicz, że odnalazłem się tutaj na Hejto, gdy tam poziom ciągle spadał i stawał się coraz bardziej toksyczny. Te sporadyczne wpisy jakie utworzę, ale też komentowanie innych wpisów, takich jak ten, czy czytanie historyjek sprawia, że dość wypełnia to niektóre potrzeby przynależności z piramidy Maslova i jest mi lepiej. Dziękuję.

Zaloguj się aby komentować