Dwa razy jechałem TLKą Kraków-Kołobrzeg z Warszawy do Gdańska. Co to jest k⁎⁎wa za spierdolona linia to jest k⁎⁎wa niepojęte i każdego k⁎⁎wa c⁎⁎ja pierdolonego, który tym zarządza, powinno się podstawić pod ścianą i rozstrzelać mu jaja/jajniki. Do tego pociągu nie da się k⁎⁎wa wejść, w tym pociągu nie da się k⁎⁎wa przejść, a mimo tego sk⁎⁎⁎⁎syny nie dość, że sprzedają bilety, to jeszcze mają czelność się przepychać i je później sprawdzać. Pasażerowie poupychani jak bydło, ramię w ramię, kostka w kostkę, korytarze są upchane jak pociąg do obozu koncentracyjnego. Dwa razy się dałem wychujać. Raz nieświadom w ogóle niczego, pociąg z wawy odjeżdża o 1 coś w nocy, k⁎⁎wa, co może pójść nie tak. O ja głupi.
Drugi raz w ogóle zapomniałem, jeszcze z psem jechałem k⁎⁎wa mać. 6 godzin na nogach, miało być mniej niż 5, ale oczywiście jeszcze się c⁎⁎j j⁎⁎⁎ny spóźnił. Ani usiąść, ani oka zmrużyć, nic. Tylko tłok, duszności, ból w nogach i kontrola biletów.
Ten pociąg powinien mieć albo z 10 wagonów więcej, albo k⁎⁎wa powinny ich jechać ze 3. Albo, minimum k⁎⁎wa godności, powinny nie być sprzedawane bilety na tę pierdoloną linię po wyczerpaniu k⁎⁎wa miejsc.