Do niedawna nie wiedzieliśmy czy kataster mógłby w ogóle działać, ponieważ nie mieliśmy danych na temat tego, jaka część rynku mieszkań jest w rękach tych, którzy posiadają 3 mieszkania lub więcej (jeżeli liczba takich mieszkań byłaby niewielka, to wprowadzenie katastru niewiele by dało, bo miałoby niewielki wpływ na rynek).
Od niedawna mamy takie dane. W skrócie - około 80 tys. osób dysponuje mniej więcej 500 tys. mieszkań. Wśród tych rentierów jest podgrupa około 75 tys. osób, które mają średnio po 5 mieszkań oraz kilka tys. osób, którzy mają średnio po 50 mieszkań.
To właśnie w tę niewielką grupę bogoli uderzyłby kataster. Możemy domniemywać, że podatek byłby skuteczny, bo nawet jeśli po jego wprowadzeniu na rynek wpłynęłaby połowa z tych mieszkań, to byłoby naprawdę dużo w porównaniu do nieco ponad 200 tys. transakcji kupna sprzedaży, które mają miejsce co roku na polskim rynku. Do tego kataster odciągnąłby najbogatszych od inwestowania w mieszkania i podbijania przez nich cen.
W idealnym świecie to powinno być przedmiotem debaty - polityka publiczna, która miałaby szansę zwiększyć dostępność mieszkań potencjalnie dla setek tysięcy osób. Ale nie żyjemy w świecie idealnym, tylko takim, którym kręcą spin doktorzy jednej, czy drugiej partii. I tak to się kręci.
#nieruchomosci_ _
