O ile w sam rozwijający się proces tworzenia wszelkiej maści wytworów artystycznych przez sztuczną inteligencję nie wątpię, to jednak odnoszę wrażenie, że wspomniany proces może ulec na pewnym etapie znacznemu ograniczeniu przez prawo autorskie różnych państw, bo jak na razie te nowinki technologiczne wyprzedzają regulacje i pałętają się po symbolicznym Dzikim Zachodzie.
Po pierwsze w obecnym brzmieniu polskich przepisów sama sztuczna inteligencja, jako oprogramowanie komputerowe, może być uznana za utwór i podlegać ochronie prawnoautorskiej, jeżeli jej kod oprogramowania posiada twórczy i indywidualny charakter (ewentualnie może podlegać ochronie patentowej, jeżeli stanowi kluczowy element składowy wynalazku) - jednak same wytwory sztucznej inteligencji nie podlegają takiej ochronie, bo twórcą może być jedynie człowiek (jest to jedna z naczelnych zasad, która została przyjęta w konwencji berneńskiej z 1886 r., której sygnatariuszami obecnie jest 177 państw). W konsekwencji jeżeli sztuczna inteligencja nie może być twórcą w rozumieniu prawa autorskiego, to jej wytwory zostają natychmiast udostępnione za darmo do domeny publicznej. Może to doprowadzić bardzo szybko do nadprodukcji takich wytworów i zaburzyć ochronę utworów człowieka o indywidualnym i twórczym charakterze, a w konsekwencji wyrządzić liczne szkody (np. ludzie mogą sobie przywłaszczać "autorstwo" wytworów sztucznej inteligencji albo przy natłoku tych wytworów, współistniejących przy pozostającej kurczącej się mniejszości chronionych utworów, wprowadziłoby nastawienie ludzi, że nic nie jest chronione i nie potrzeba żadnego wysiłku intelektualnego, tudzież twórczego, aby stworzyć coś podobnego do utworu, ale nim nie będącego). Taka nadprodukcja możne również skutkować tym, że ekonomicznie nie będzie opłacalne tworzenie nowych utworów przez ludzi, skoro taniej i szybciej będzie można indywidualnie wygenerować sobie jakiś wytwór artystyczny, który w żaden sposób nie będzie podlegał ochronie, a więc nie będzie można na nim zarobić.
Po drugie sztuczna inteligencja w swej istocie generuje kolaż fragmentów udostępnionych wytworów człowieka, które zostały następnie wpompowane do Sieci. Część z tych wytworów, którymi posłużyła się sztuczna inteligencja przy generowaniu, mogą stanowić utwory podlegające ochronie prawnoautorskiej. W konsekwencji wykorzystanie przez sztuczną inteligencję cudzych chronionych utworów, w sposób przekraczający tzw. dozwolony użytek, będzie naruszało prawo autorskie tych twórców. Kto więc będzie ponosił tego prawne i ekonomiczne konsekwencje oraz jak uchronić interesy twórców chronionych utworów?
To moje pierwsze, chaotyczne rozważania w tym temacie. W ogóle problem praw autorskich w Internecie jest zawiły, bo w środowisku internetowym zwykle bardzo trudno jest stwierdzić czy coś jest utworem w rozumieniu prawa autorskiego (a w konsekwencji czy wskazywana osoba jest rzeczywistym autorem i przysługują jej prawa osobiste i majątkowe do utworu) ze względu na wszechobecną ingerencję nowoczesnych technologii w ostateczny rezultat twórczej pracy człowieka (chodzi przede wszystkim o gotowe szablony i komputerowe narzędzia do tworzenia). Idąc dalej jak więc postrzegać takie formy twórczości jak fanarty, covery, samplingi czy fanfiki? Dzieła zależne, przeróbki? Czy w ogóle są utworami?
Ten temat stara się w pewnym stopniu podejmować dyrektywa unijna nr 2019/790, którą zresztą Polska kwestionowała przed Trybunałem Sprawiedliwości UE i do tej pory nie implementowała celów tej dyrektywy, pomimo upływu wyznaczonego terminu na implementację.
Ogólnie rzecz biorąc jak na razie, w większości państw świata, społeczeństwo informacyjne (i jego wytwory) wspólnie zamieszkuje wspomniany wcześniej Dziki Zachód.