Obiektywnie, ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale jest. Jak myślę o Terrym Crewsie, Dzyndzelu Washingtonie, Neilu deGrasse Tysonie, Morganie Freemanie, czy nawet Obamie, to nigdy mi to słowo nie przychodzi na myśl. Oni są czarni. Jak je słyszę, to zawsze myślę o starym polskim przysłowiu "Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść", albo o imigrantach z Afryki, zachowujących się wg. standardów urągających temu, co w Europie uchodzi za dopuszczalne. Nie przychodzi mi też na myśl, kiedy widzę nazwisko autorki tego felietonu.
Natomiast, czy sam fakt, że ma obraźliwy wydźwięk czyni je rasistowskim? Chyba nie, bo bardziej niż kolor skóry opisuje pewien typ mentalności, którym raczej pogardzamy, ale na tyle charakterystyczny, że nie uogólnia do całej rasy, czy narodowości nawet. Mamy sporo takich słów. Nie używanie go potocznie to kwestia kultury osobistej, a używanie go będzie się wiązało z pewnymi szczególnymi okolicznościami.
Niech nikt nie mówi mi jednak, że nie mogę go używać, bo jest rasistowskie. Nie, wymawiając je będę miał na myśli nie tylko kolor skóry, tak jak mówiąc "wieśniak", implikuję też kolor skóry, ale nie na niego kładę nacisk.