Czekanie na opóźniony o 180 (jak narazie!) minut pociąg na zimnym dworcu można wykorzystać na rozmaite sposoby. Można na przykład się denerwować i kląć pod nosem (albo i na głos), ale można też napisać sonet #diriposta na potrzeby zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem *. Podejmując tę drugą aktywność, skostniałymi od chłodu palcami wystukałem na telefonie to co poniżej.
Pan Julian Tuwim napisał kiedyś taki piękny utwór pod tytułem Bal Wisielców (który dał tytuł równie pięknemu spektaklowi wystawianemu kilkanaście już chyba lat temu przez kielecki teatr imienia Stefana Żeromskiego), a ja chyba postanowiłem się nim zainspirować:
***
Bal topielców
Toż to nie mgły są, a gnilne gazy!
Skrywają one brudny beż piachów
tej nadwiślańskiej, grudziądzkiej plaży,
plaży umarłych, topielców i strachów.
To trupy się bawią! Śmieją się, krzyczą!
Widać: po zgonie nic się nie zmienia.
I jeszcze piją: aż do zapomnienia!,
bo sobie o śmierci pamiętać nie życzą.
I radość z tym gnilnym smrodem roznoszą
jak gdyby chciały obwieścić światu
że uraz do swych zabójców nie noszą,
że nie ma wcale w nich życia braku,
tak jak na przykład ten jeden osiłek,
co pannę poderwał. I klepie ją w tyłek.
***
* - nie jest oczywiście zabronione robić obie te rzeczy jednocześnie.


