@dez_ Podpisuję się pod tym rękami i nogami.
Zrobiło mi się coś na twarzy - dermatolog na NFZ rzuciła przez sekundę okiem z odległości półtora metra i orzekła, że ŁZS. Dała maść, nie powiem, nawet początkowo się poprawiło. Niestety nie można było jej stosować zbyt długo, a też miałam wrażenie, że coś tam się nadal dzieje, tylko przytłumione.
W końcu, zgodnie z ulotką, zmniejszyłam częstość zastosowania. Ło panie, jak mnie wysypało! Nie wiem, jak mi starczyło siły woli, żeby sobie nie zdrapać twarzy. Lokalna, doświadczona kosmetyczka zaleczyła temat na czuja - ale skutecznie.
Fast forward, z jakiejś okazji znów poszłam do kosmetyczki i babka mówi, że jej to nie wygląda na łojotokowe zapalenie. No to dawaj do płatnego dermatologa. Ten wziął lupę (!) i rozpoznał to, co trzeba, co wyjaśniło, dlaczego miałam taki wysyp. Otóż maści od pierwszej dermatolog nie wolno stosować na to, co mam, bo szkodzi... No dzięki, pierwsza pani "doktor". A wystarczyło spojrzeć z bliska.