Cała sytuacja wygląda na wpadkę naszych służb i polityków, ale coś mi się tu nie zgadza. W dużo poważniejszych sprawach potrafili być dużo bardziej operatywni, chociażby w obronie tejże granicy jeszcze przed wojną, a tu nagle taki babol jak wielka dziura w obronie i niekompetentne wojsko, które mówi że nic się nie stało, mimo że ludzie na wszystkie służby wydzwaniali, a po polskim niebie leciały dwa wielkie, hałaśliwe bydlaki z czerwoną gwiazdą? W przeciwieństwie do historii z rakietą, nie mogli liczyć na to, że nikt się nie dowie. Po terenie przygranicznym chodzą przecież też i jeżdżą patrole. Cała wschodnia flanka NATO jest wzmocniona na tyle, że w Rzeszowie sobie w spokoju działa hub do przerzucania broni na Ukrainę, Amerykanie wiedzą o starcie każdego samolotu z każdego ruskiego lotniska, a polskie wojsko nic nie wiedziało o śmigłowcach, widzianych przez setki osób, ponieważ wojsko białoruskie w zgłoszonym planie lotu nie podało, że ma zamiar naruszyć polską przestrzeń powietrzną?
Nie klei mi się to. Wiem, że nasi potrafią nieraz coś spierdolić jak mało kto, ale nie wierzę że wszyscy naraz, na taką skalę i w takim momencie. Moim zdaniem wojsko "nie zauważyło" tych śmigłowców celowo. Może były powody polityczne, jakiś bezpieczniacki szwindel, wojskowa dezinformacja co do zdolności naszych radarów albo i pokazówka dla Putina w cichym porozumieniu z Łukaszenką – nie wiem tego, wymyślam. Natomiast Polska od dawna nie jest już bantustanem i taką skrajną niekompetencją jak Rosja i kraje afrykańskie nie zwykła się już wykazywać.