@WatluszPierwszy @Shivaa to plus pies który jeździł koleją i cały romantyzm do kupy- i masz z grubsza odpowiedź, jak stworzyć w dzieciakach traumę i niechęć do czytania na dłuuuuugie lata. A potem "hur dur czemu młodzież nie czyta"- geee, nie wiem, może temu, że ten cały "kanon" jest tak skonstruowany, żeby człowieka do tego maksymalnie zniechęcić i mu to obrzydzić. A potem jeszcze dochodzi do tego czynnik ludzki.
Pamiętam jak pd koniec podstawówki- jakoś 5. albo 6. klasa- nasza pierdolona jędza niestety nauczycielka polskiego oznajmiła, że się zlituje i zamieni nam jakąś jedną lekturę na pierwszy tom Pottera. Wszyscy się kurwa cieszyliśmy jak głupi, bo wreszcie dostali coś w współczesnego i interesującego jak na ten wiek, a nie te przestarzałe ramotki "wielkih wieszczuff bolzgih". No, o my głupi i naiwni. Było się zaraz domyślić, że nie ma chuja, żeby to zrobiła z jakiejś dobroci serca po tym jaki ona miała charakter, no ale człowiek młody, głupi i naiwny był, więc się cieszył i wierzył w czyjąś dobroć. I tak się wszyscy cieszyliśmy, aż przyszedł moment wejściówki, gdzie zamiast zwyczajowych 5 pytań "kto, do kogo i w jakich okolicznościach to powiedział", na które można spokojnie było odpowiedzieć jak tylko się przeczytało lekturę... to zapierdoliła 5 takich, że nawet jakbyś miał tego Pottera przed oczami przez cały czas, to nawet byś nie był w stanie tego znaleźć. To był taki pogrom, że praktycznie nie było lepszej oceny jak 1. Dwóje były do policzenia na palcach jednej ręki, trójki nie było już żadnej. A potem na końcu omawiania była analiza tekstu- taki standardowy szerszy temat do opisania, też jak się tylko czytało, to można było bez problemu odpowiedzieć, nawet jak się lało w połowie wodę. W sumie też zawsze bez problemu. Ta yhy- też dopierdoliła takim tematem, że się wszyscy zwinęliśmy w precla. Stara torba ewidentnie zrobiła to celowo, potem się jeszcze się głupkowato śmiała, że "teraz widzimy, że nie jesteśmy gotowi na współczesną literaturę więc wracamy do kanonu". Jak ja tego kurwiszona nienawidziłem, zresztą nie tylko ja, ale była nie do ruszenia, bo jej mężuś był w tamtych czasach jakimś adwokatem czy chuj wie kim w rejonowym sądzie, więc jak tylko na coś się zbierało, to zaraz do szkoły wpadał jaśniepan z pismem, że wszystkich pozwie za grupowe dręczenie, czy inny wyssany z dupy argument, a szkoła robiła prewencyjne arf arf i zamiatała sprawę pod dywan.