Le Couvent Maison de Parfum / Heliaca
Zapach stworzony przez Amélie Bourgeois według oficjalnej informacji opiera się na dwóch składnikach, którymi są imbir i oud. Jednak od razu po aplikacji oczywiste staje się, że perfumy kryją w sobie nieco więcej, bo oprócz wspomnianego imbiru, nos z łatwością wyłapuje pokaźną dawkę kardamonu doprawionego aromatem soczystej bergamotki, która jednak jak przystało na rasowego cytrusa zanika w ciągu pół godziny. Kardamon natomiast pozostaje na skórze przez kilka najbliższych godzin stopniowo ustępując imbirowi na drzewnej bazie. No dobra, ale w składzie jest oud. Tak, ale jego syntetyczna, molekularna wersja nie pachnie ani oborą, ani nie kryje w sobie jakiegoś wielkiego bogactwa aromatów kwiatowo-kremowych. Pachnie on po prostu lekko przypalonym, suchym, nieco kremowym drewnem. Nie jest to smród znany z arabskiej tandety, ale nie ma go też co porównywać z naturalnym olejkiem, bo jest to przyjemny, ale prosty i całkowicie liniowy aromat. I to tyle? W zasadzie tak, zapach nie rozwija się jakoś wybitnie i trwa przez kolejnych kilka godzin w swojej drzewno imbirowej formie. Łączy w sobie nienachalną świeżość z pewną dozą monumentalizmu, dzięki czemu moim zdaniem jest szalenie noszalny niezależnie od pory roku. Trwałość dobra, te 9h wyciąga, projekcja jednakże do potężnych nie należy i od 3-4h jest to zapach raczej bliskoskórny.
Podobają mi się również flakony serii Eaux de parfum singulières ozdobione rysunkami zwierząt autorstwa Anne-Charlotte Laurens. W tym przypadku boczną ściankę ozdabia grafika orlicy, której strzeliłem dziś rano świeżą fotkę, gdy siedziała na drzewie.
#perfumy #smrodysaradonina









