Zdjęcie w tle
APWDN Extra

Społeczność

APWDN Extra

11

Zagraniczne artykuły, które będą wrzucane tylko z częściowym tłumaczeniem kluczowych zagadnień, jak i inne krótkie wpisy wielotematyczne.

Mit boga z brodą. Czy Aztekowie naprawdę uznali Cortésa za Quetzalcoatla?

W historii funkcjonuje od lat kuszący, wręcz filmowy obraz: Hernán Cortés, hiszpański konkwistador, staje na wybrzeżu Meksyku w 1519 roku i zostaje powitany przez władcę potężnego azteckiego imperium jak długo oczekiwany bóg. Moctezuma II, zamiast bronić swojej stolicy, zaprasza obcych do pałacu i przekazuje im hojne dary. Dlaczego? Bo uznał, że Cortés to powracający Quetzalcoatl - bóg wiatru, nauki i cywilizacji, który według azteckich wierzeń miał odejść na wschód i kiedyś wrócić. Historia tak dobrze wpisuje się w symboliczny schemat "upadku przez złudzenie", że trudno się jej oprzeć. Ale coraz więcej badaczy podważa tę narrację. I mają ku temu bardzo solidne podstawy.


Napisałem to głównie dlatego, że znalazłem kilka artykułów w dużych gazetach, które podają ten mit, jako fakt historyczny. W rzeczywistości przynajmniej od 2003 roku uznaje się go za nieprawdę.


Głos sprzed wieków, czyli co naprawdę mówią źródła

Najstarsze relacje z czasu podboju Meksyku nie zawierają wcale informacji o tym, że Aztekowie uznali Cortésa za boga. Sam Cortés w listach do króla Karola V - napisanych zresztą z wyraźnym zamiarem usprawiedliwienia swoich działań - cytuje rzekomą mowę Moctezumy, w której ten przyznaje, że hiszpański monarcha jest jego prawowitym władcą, a Cortés działa w jego imieniu. Fragment ten, napisany w duchu politycznej autoreklamy, nie zawiera żadnej wzmianki o Quetzalcoatlu. W rzeczywistości brzmi bardziej jak deklaracja lojalności podbita retoryką podporządkowania, która dobrze wyglądała na papierze przesyłanym do Europy.


W jednym z fragmentów Cortés cytuje Moctezumę mówiącego: „Zobacz, że jestem z ciała i krwi jak ty i wszyscy inni ludzie, i jestem śmiertelny i materialny” . Gdyby Moctezuma rzeczywiście uznał Cortésa za boga, Hiszpan z pewnością by to odnotował, by wzmocnić swoją pozycję i legitymizować podbój.


Relacja Bernala Díaza del Castillo, jednego z żołnierzy biorących udział w ekspedycji, także milczy na temat boskiej identyfikacji Cortésa. Díaz, pisząc swoje wspomnienia w latach 60. XVI wieku, podkreślał wojskowy aspekt wyprawy i często przypisywał sukces armii hiszpańskiej nie boskiej interwencji, lecz sprytowi, determinacji i brutalności. W jego opisie Moctezuma jest raczej ostrożnym, nieufnym władcą, niż naiwnym kapłanem wpatrzonym w mit.


Dopiero późniejsze teksty, pisane przez hiszpańskich misjonarzy, zaczynają budować narrację o Cortésie jako rzekomym bogu. Najbardziej znany z tych źródeł to Florentine Codex, opracowany przez franciszkanina Bernardino de Sahagúna między latami 1540 a 1560. Oparty na wywiadach z miejscową ludnością, zawiera wersję przemowy Moctezumy, w której ten rzekomo oddaje władzę boskiemu przybyszowi. Problem w tym, że Sahagún pisał ponad trzy dekady po wydarzeniach i sam był mocno zainteresowany ukazaniem religii Azteków jako naiwnej, by skuteczniej uzasadniać chrześcijańską misję.


Historia napisana przez zwycięzców

Nowoczesna historiografia coraz śmielej kwestionuje autentyczność tej narracji. Camilla Townsend, historyczka specjalizująca się w źródłach rdzennych mieszkańców Ameryki, argumentuje w artykule „_Burying the White Gods_” (American Historical Review, 2003), że przekonanie, jakoby Moctezuma uważał Cortésa za boga, nie znajduje potwierdzenia w żadnym źródle bliskim czasowo wydarzeniom. Co więcej, jej zdaniem opowieść ta została skonstruowana po fakcie - i to niekoniecznie w złej wierze, ale raczej jako efekt kulturowego nieporozumienia, propagandy i tłumaczenia sobie katastrofy, której skali nie dało się racjonalnie pojąć.


Zarówno dla Hiszpanów, jak i dla podbitych ludów, ta wersja historii była po prostu wygodna. Dla konkwistadorów oznaczała legitymizację ich brutalnych działań - nie złamali potężnego imperium podstępem i przemocą, ale „odebrali” to, co było im rzekomo dane. Dla Kościoła była potwierdzeniem, że pogańskie religie były naiwne i słabe - skoro ich wyznawcy potrafili pomylić człowieka z bogiem. Nawet dla samych Azteków, a raczej tych, którzy przeżyli i musieli żyć w nowej rzeczywistości, mogło to być formą wyjaśnienia: nie przegraliśmy, bo byliśmy słabi - przegraliśmy, bo to była wola bogów.


Zamiast mitu: strach, polityka i wojna

Co zatem mogło rzeczywiście stać za zachowaniem Moctezumy? Zamiast wierzyć w cudowne proroctwa, lepiej spojrzeć na sytuację z perspektywy politycznej i psychologicznej. W 1519 roku azteckie imperium było osłabione, wewnętrznie skonfliktowane, a wiele podporządkowanych ludów - jak Tlaxcalanie - było gotowych sprzymierzyć się z każdym, kto obieca uwolnienie od danin i przymusowych ofiar. Cortés nie był bogiem - był wyrachowanym graczem, który wykorzystał te napięcia do własnych celów.


Moctezuma, z kolei, nie był naiwnym mistykiem, ale władcą próbującym zyskać na czasie. Dary, zaproszenia i grzeczności - często interpretowane jako dowód religijnego złudzenia - można też odczytać jako element politycznej strategii. Władca, który nie zna przeciwnika, może próbować najpierw go udobruchać. Niestety, ta strategia zawiodła.


Koniec z bajką

Mit Cortésa jako Quetzalcoatla jest jednym z najbardziej uporczywych fałszów, jakie przylgnęły do opowieści o podboju Ameryki. Żyje w muzeach, podręcznikach, filmach i anegdotach. Ale współczesna historia coraz wyraźniej pokazuje, że to nie boskość Hiszpana zadecydowała o losie Azteków, lecz broń, sojusze, choroby i polityczna rzeczywistość.


------------

Tekst powstał trochę pod test nowego sposobu dodawania wpisów, nad którym pracuję, trochę na wzór Imperium Romanum, gdzie muszę się skupić tylko na wyszukiwaniu i pisaniu, a skrypt wgrywa sformatowany tekst za mnie w określony dzień. Przynajmniej w teorii tak to powinno działać. Zobaczymy. TLDR: Testy na produkcji! xD


ŹRÓDŁA:

Pierwszy to plik PDF z dość ogólną wizją:

https://www.schoolshistoryproject.co.uk/wp-content/uploads/2017/01/AH-The-greatest-coincidence-in-history.pdf


Praca naukowa do której jest nawiązanie:

Burying the White Gods: New Perspectives on the Conquest of Mexico on JSTOR


https://www.ancient-origins.net/myths-legends-americas/quetzalcoatl-0014066/


No i różnie to możecie interpretować, ale w takich tematach lubię też wesprzeć się dodatkowo redditowym AskHistorians, a w tym przypadku:

https://www.reddit.com/r/AskHistorians/comments/hacu4k/did_montezuma_really_tought_that_cort%C3%A9s_was/ no i kilkoma podstronami w linkach z niego.


TAGI:


#apwdndziwen #apwdnfeature < tagi do obserwowania ciekawych wpisów


#aztekowie #historia #amerykapolnocna #ciekawostkihistoryczne #ciekawostki

49692dba-73a5-4ab2-9e7e-7d10b07a89fe
hejtooszukuje

@Dziwen przed żydem nie będę klękał

Zaloguj się aby komentować

TYBET

POCHÓWEK NIEBIAŃSKI

To, co niżej przeczytacie jest opowieścią ze zmyślonymi postaciami, która pokazuje jak w niektórych, choć nie wszystkich regionach Himalajów wygląda niebiański pochówek. Jest to jak najbardziej prawdziwy obraz tego obrzędu. Uznałem, że tego typu narracja sprawia, że będzie bardziej zrozumiały nawet dla nas, czyli osób, które mogłyby to uważać za jakiś rodzaj barbarzyństwa lub słowa jemu pokrewne. Starałem się wpleść wierzenia i fakty tak, by dać mu możliwie najpełniejszy obraz.


Ostrzegam, że nawet google wyświetli wam bardzo brutalne zdjęcia po wpisaniu Sky Burial lub Pochówek Niebiański, więc wchodzicie tam na własną odpowiedzialność. Ja nie będę tego tu wrzucał, bo nie chcę ukrywać tekstu za blurką NSFW i tagami typu gore.


--------------------------


RODZINA

Gęsty i duszący zapach palonego jałowca wypełnia izbę, snując się między drewnianymi belkami jak niewidzialna obecność. Tenpa siedzi w milczeniu, wsłuchując się w rytmiczne intonacje lamy, który od kilku dni przychodzi odprawiać modły. Głębokie, powtarzalne tony Bardo Thodol - Tybetańskiej Księgi Umarłych - mają poprowadzić duszę jego matki przez przestrzeń między tym życiem, a następnym. Dla Tenpy są czymś więcej. Są przypomnieniem, że dziś jej ciało zostanie zabrane, oddane niebu, i że nigdy więcej już jej nie zobaczy.


Śmierć nie jest końcem. Nie w sposób, w jaki wyobrażają to sobie ludzie z zewnątrz. Tutaj, na wyżynach, gdzie ziemia jest zbyt twarda, by kopać groby, a drewno zbyt cenne, by je marnować na stosy pogrzebowe, ciało jest tylko naczyniem. Dusza już odeszła, a to, co pozostało, jest pustą skorupą, przeznaczoną do ostatniej ofiary, tak jak robili to przodkowie od pokoleń.


Tenpa wie o tym od dziecka. Pamięta, jak jako chłopiec stał na uboczu podczas jhator - pochówku niebiańskiego, zaglądając zza kamieni, podczas gdy ojciec szeptem tłumaczył mu, co się dzieje. Patrzył z szeroko otwartymi oczami, gdy wielkie himalajskie sępy krążyły nad nimi, czekając na rozpoczęcie rytuału. Wtedy go to przerażało - ta nieodwracalność, brutalna ostateczność. Ojciec położył mu dłoń na ramieniu i powiedział: "To dar, ostatni, jaki możemy dać."


Minęły lata i Tenpa wreszcie zrozumiał te słowa. Choć pochówek niebiański jest honorowy, nie zawsze jest dostępny dla każdego. Rodziny muszą mieć środki, by opłacić ceremonię, co sprawia, że czasem wybiera się inne formy pochówku, jak kremacja lub mniej honorowy pochówek wodny. Jednak dziś jego matka dostąpi tego zaszczytu - jej ciało nie zostanie pochowane w ziemi, nie zamkną jej na wieczność w ciemności, nie spalą, rozsypując powstałe tak prochy. Jej ciało wzniesie się na skrzydłach stworzeń, które nie znają granic. Jej mięso wróci do ziemi, a kości zostaną zabrane, by nie pozostało po nich nic. To nie jest tylko tybetańska tradycja. Rozciąga się na cały płaskowyż Himalajów, sięga Bhutanu, Mongolii i wysoko położonych regionów Indii. Zwyczaj ten jest tak stary, jak same góry - święty cykl nietrwałości.


Nadszedł ten dzień. Siedząc w półmroku kamiennego domu, Tenpa wziął głęboki oddech. Ostry zapach jałowca piecze go w nozdrza, utrzymując go w tej chwili. Ciało matki, które zaraz po śmierci zostało obmyte i owinięte w białe płótno leży na środku izby. Wkrótce nadejdzie tragarz, a Tenpa będzie patrzył, jak zostaje zabrane. Nie pójdzie za nim. To nie jego rola. Rodzina nie zawsze uczestniczy w samej ceremonii, bo w niektórych tradycjach uważa się, że ich obecność mogłaby zakłócić przejście duszy, przywiązując ją do świata żywych. W innych przypadkach mogą obserwować rytuał z oddali, w ciszy i modlitwie. Teraz to zadanie powierzono innym, tym, którzy znają rytuał i wiedzą, jak zapewnić zmarłemu spokojne odejście. Tenpa przez kolejne tygodnie wraz z rodziną będzie odmawiał modlitwy i recytował fragmenty Bardo Thodol. Na tym, po 49 dniach od śmierci matki, jego rola się zakończy.


TRAGARZ

Jigme poprawia pas na ramieniu, czując znajome napięcie w mięśniach, gdy podnosi nosze. Ciało waży mniej, niż się spodziewał - śmierć odbiera człowiekowi ciężar w sposób, którego nie da się wytłumaczyć. Rusza powoli, czując na sobie spojrzenia rodziny. Zawsze tak było. Milcząca obecność, dłonie złożone w modlitwie, oczy wypełnione smutkiem, ale bez rozpaczy. To nie jest moment na płacz.


Droga przed nim jest dobrze znana, choć za każdym razem inna. W niektórych przypadkach tragarze używają motocykli, by przyspieszyć transport ciała na dalsze platformy, jednak dzisiejszy szlak jest zbyt stromy i skalisty - jedyną możliwością jest niesienie ciała na własnych barkach. Nie każda platforma znajduje się wysoko w górach. Niektóre są bliżej, w pobliżu świątyń i klasztorów, gdzie mnisi sprawują pieczę nad ceremonią. Dziś Jigme musi iść daleko. Szlak prowadzi go stromo pod górę, w stronę odosobnionej kamiennej półki, gdzie czeka rogyapa. Każdy krok jest wyważony nie tylko z powodu ciężaru, ale też ze świadomości, że ciało nie może upaść, nie może zostać zbezczeszczone przez przypadek. To jest jego obowiązek, powierzone mu zaufanie.


Wiatr smaga jego twarz, gdy zbliża się do przełęczy. Wysokość daje się we znaki, powietrze jest rzadsze, a każdy oddech płytszy. Nie może się zatrzymać, choć plecy pulsują bólem. Jego ojciec robił to samo przed nim. Jego dziadek również. Niesie w sobie ich siłę, ich obowiązek wobec doliny, wobec tych, którzy powierzyli mu swoich zmarłych. Ludzie wiedzą, że Jigme dostarczy ciało tam, gdzie powinno trafić.


Gdy w końcu dociera na miejsce, rogyapa już czeka. Człowiek ten jest odpowiedzialny za przeprowadzenie właściwej części rytuału - przygotowanie ciała do ostatniej ofiary. Jego praca jest brutalna, ale konieczna. To on dokonuje transformacji, pozwalając zmarłemu przejść do nowego etapu istnienia. Jigme zna go z imienia, ale ich role nigdy się nie przecinają - ich obowiązki zaczynają się i kończą w różnych miejscach. Sępy krążą w oddali, jakby czuły, że ich czas jest bliski. Jigme ostrożnie kładzie nosze na kamiennej platformie i prostuje się, wciągając powietrze do płuc. To jest granica jego obowiązku. Odtąd zmarły należy do nieba, a on może wrócić do doliny.


ROGYAPA

Norbu przyklęka obok ciała, przeciągając palcami po wytartym ostrzu noża. Jest ubrany w prosty, zielony kombinezon ochronny, jak wielu przed nim. Na fartuchu widnieją ślady starych cięć, świadectwa jego rzemiosła. W dłoni trzyma rytualny nóż, a tuż obok leży również młot. Metal jest zimny, niezawodny, a jego krawędź lśni w porannym świetle. Wiele ciał przeszło przez jego dłonie - niby każde inne, ale dla niego wszystkie takie same. Nie myśli o nich jak o ludziach. Nie w tej chwili. To teraz jest tylko mięso, które należy przygotować.


Mnisi siedzą w kręgu, a ich mantry płyną przez zimne powietrze. Nie patrzą na jego dłonie, ale czują każdy jego ruch. On także czuje ich obecność. To nie jest rytuał, który mógłby wykonać bez nich. Wszystko musi zostać zrobione we właściwy sposób, we właściwym czasie. Choć w innych regionach czasem pozwala się na obecność turystów i obserwatorów, tutaj nie ma na to miejsca. To nie jest spektakl ani atrakcja dla ciekawskich. Każdy, kto tu jest, ma swoją rolę. Cisza ma swoje znaczenie. Każdy szmer, każde słowo ma wagę. Norbu nie musi oglądać się za siebie, by wiedzieć, że poza nim i mnichami nie ma nikogo, kto nie powinien tu być.


Sępy już czekają. Nie hodowane, nie tresowane - nauczyły się same. Każdy zapach śmierci jest dla nich sygnałem, instynktownie rozumieją, kiedy zbliża się ich pora. Na razie jeszcze nie schodzą, ale Norbu widzi, jak rozpościerają skrzydła na pobliskich skałach, gotowe w każdej chwili.


Rogyapa przecina pierwszą warstwę skóry. Ciało ustępuje bez oporu, jakby przyjmowało z pokorą swój los. Krew nie płynie - śmierć wysusza człowieka szybciej, niż ktokolwiek by się spodziewał. Nożem oddziela mięśnie od kości, ruchami wprawnymi i mechanicznymi. Potem roztrzaskuje piszczele, miażdżąc je na drobne kawałki. Wszystko musi zniknąć. To, czego nie porwą sępy, zostanie zmieszane z mąką jęczmienną, by inne ptaki mogły dokończyć rytuał.


Sępy nie czekają na znak lamy - zaczęły zbliżać się wcześniej, podniecone zapachem krwi. Norbu odruchowo unosi rękę, odpędzając najśmielsze osobniki. Wie, że nie mogą zacząć za wcześnie. Ich ostre dzioby są niecierpliwe, skrzydła trzepocą w napięciu, ale muszą czekać. Dopiero kiedy ostatnie uderzenie młota roztrzaskuje kości na drobne kawałki, Norbu cofa się o krok. Wtedy ruszają. Sępy go rozumieją. W jednym momencie kilkadziesiąt osobników rozpościera skrzydła i w ciszy spada na ciało. Nie ma wrzasków, nie ma chaosu. Tylko czysta, naturalna kolej rzeczy. W kilka minut zmarły znika.


Norbu wyprostował się i otarł czoło. To było wszystko. Mnisi dokończą modlitwy. On oczyści kamienie, przygotuje miejsce na kolejne ciało. Tak wygląda życie rogyapy. Tak wygląda dla niego śmierć.


MNICH

Lama Tenzin siedzi w pozycji lotosu, czując pod sobą zimny kamień. Jest nie tylko mnichem, ale także nauczycielem - lamą, przewodnikiem duchowym, który ma poprowadzić duszę zmarłego przez stan bardo. Wie, że nie jest to chwila końca, lecz moment przejścia, czas, w którym świadomość zmarłego unosi się między światami, szukając drogi do kolejnego wcielenia. Jego myśli nie ma w cielesnym świecie, nie w tym, co jeszcze przed chwilą działo się na platformie. Oczy ma przymknięte, a usta poruszają się delikatnie, kontynuując recytację mantr. Wokół niego inni mnisi robią to samo, a ich głosy splatają się w jeden dźwięk, wibrację, która unosi się nad miejscem pochówku.


Ciało już nie istnieje, ale ono nigdy nie miało znaczenia. To duchowa esencja człowieka podąża ścieżką, którą wyznaczały jego czyny, a mnisi swoją recytacją pomagają mu odnaleźć właściwy kierunek. W tych chwilach ich głosy są przewodnikami, latarniami w ciemności bardo, wskazującymi duszy, by nie zbłądziła, nie utkwiła między światami. To było jedynie tymczasowym naczyniem, chwilowym schronieniem dla duszy, która musi teraz odnaleźć drogę do następnego życia. Niektórzy widzą w tym brutalność, nie dostrzegają współczucia, które tkwi w tym darze. Najgorszym losem byłoby zamknięcie w ziemi, gnicie w ciemności, wypuszczenie w objęcia rzeki, czy pozostawienie ciała, by gniło gdzieś na wyżynie, odrywając je od cyklu życia. Tu, na tej skale, wśród świętych ptaków, dusza może odejść lekka, nieobciążona materią.


Lama Tenzin wziął spokojny oddech. Wszystko jest zgodne z naukami. Życie jest złudzeniem, formą nietrwałą, która nie może być zatrzymana. Śmierć nie jest końcem, a jedynie przejściem. Człowiek nie umiera, tylko zmienia formę. Nie ma powodu do smutku. Dlatego tu, na tym płaskowyżu, nie ma łez, nie ma zawodzenia. Jest tylko spokojne przyjęcie tego, co nieuniknione.


Kiedy sępy odlatują, nie patrzy w ich stronę. Nie musi. Wie, że zrobiły to, co było ich rolą w tym świecie. Wkrótce z platformy zostaną usunięte ostatnie ślady, a kamienie przygotowane na następnego zmarłego. Koło życia i śmierci nie zatrzymuje się nigdy. Tenzin pochyla głowę w ostatniej modlitwie, potem wstaje i odwraca się od miejsca pochówku. Za sobą zostawia tylko ciszę.


--------------------------

Bardzo dziękuję niezastąpionej @Wrzoo za przejrzenie tego tekstu i sugestie co do pewnych jego aspektów, jak i rzeczy, o których mógłbym wspomnieć. W sumie siedziałem nad tym jakieś 6h, nie wliczając w to wcześniejszego czytania o tym zwyczaju. Pozdrawiam wszystkie 3osoby, którym taka nietypowa forma się spodoba.


Siłą rzeczy musiałem na czymś przyciąć, bo tekst by był 2x dłuższy. Nie bijcie, jak nie wspomniałem o waszej ulubionej ciekawostce związanej z rozdziobywaniem lub wrzucaniem ciała do rzeki. xd

Niektóre źródła miały skonfliktowane informacje, dlatego po prostu ich nie brałem pod uwagę. Przykładem wzmianka o tym, że tylko osoby zmarłe z przyczyn naturalnych mogą dostąpić tego zaszczytu, która raz się pojawia, a raz nie.

--------------------------

Różne, bardziej ciekawostkowe teksty wrzucam w społeczność APWDN Extra , a suma obu społeczności związanych z WDN jest pod tagiem #apwdndziwen .

Teksty pisane przeze mnie, a nie tylko kopiowane dodatkowo mają własny tag #apwdnfeature .

--------------------------

#ciekawostki #opowiesc #tybet #azja #himalaje #wierzeniaizwyczaje

--------------------------

Niektóre Źródełka:

https://www.tibettravel.org/tibetan-local-customs/tibetan-funeral.html

https://en.wikipedia.org/wiki/Sky_burial

https://www.wondersoftibet.com/about-tibet/tibetan-sky-burial/

https://nawlasneoczy.wordpress.com/2011/10/23/z-wizyta-w-larung-czyli-miasto-mnichow-blogoslawiensto-lamy-i-niebianski-pochowek/

00c4df0c-c780-46ee-a84c-b009596c894f
b2d4ad25-c4b3-4085-9ff4-dc9d7d228cf0
938b2140-a37d-4e07-9941-db4f40b2d0c2
d2454457-0b05-40f1-a4b2-fdfc2c3928bd
5e559cdb-fd3b-44e4-858e-7c1e8cbc0789
Wrzoo

@Dziwen A bardzo proszę

Heheszki

tldr: zostawiają ponacinane ciała aż zeżrą je sępy bo nie ma gdzie kopać. Jest na yt drastyczny film z pracy ich grabarzy: bbCtfHQYwuY

Zaloguj się aby komentować

BRAZYLIA

Pirahã - LUDZIE BEZ LICZB

Czyli kolejny z obiecanych artykułów o jednej z opcji - w tym przypadku prawdziwej - w ankiecie #hejtonerzy . Czy wyobrażasz sobie świat bez liczb? Bez pojęcia „1”, „2” czy nawet „wiele”? Dla ludu Pirahã z dorzecza Amazonki to codzienność. Ich język swego czasu fascynował niektórych naukowców, a brak liczebników stał się przedmiotem licznych badań i debat. Kim są ci ludzie i dlaczego ich język uznaje się za jeden z najbardziej niezwykłych na Ziemi?


KIM SĄ?

Pirahã to niewielka społeczność licząca około 300 osób (choć obecnie może ich być mniej), zamieszkująca tereny wzdłuż rzeki Maici w brazylijskim stanie Amazonas. Ich historia sięga tysiącleci wstecz, choć dokładne pochodzenie pozostaje zagadką. Pirahã należą do rodziny językowej Mura, która dawniej obejmowała więcej grup, ale obecnie Pirahã są jej ostatnimi przedstawicielami.


Ich kultura opiera się na prostocie i samowystarczalności. Pirahã są łowcami-zbieraczami, nie gromadzą dóbr materialnych i żyją zgodnie z filozofią „tu i teraz”. Nie interesują ich opowieści o przeszłości czy plany na przyszłość. To podejście kształtuje nie tylko ich codzienność, ale także strukturę ich języka.


JĘZYK PIRAHã

Jest uznawany za jeden z najbardziej intrygujących na świecie. Charakteryzuje się niezwykłą prostotą, a jednocześnie złożonością w kontekście dźwięków. Język ten posiada jedynie kilka fonemów i jest tonalny, co oznacza, że znaczenie słów może zmieniać się w zależności od intonacji. Pirahã potrafią porozumiewać się nie tylko mówiąc, ale również gwizdząc.


Co jednak najdziwniejsze, w języku Pirahã brakuje wielu elementów uznawanych za podstawowe w innych językach: liczebników, pojęć dotyczących kolorów, złożonych struktur gramatycznych. To język skrojony pod ich potrzeby: prosty, bez ozdobników, ale idealnie funkcjonalny w środowisku Amazonii.


Pirahã nie posiadają systemu liczbowego. Zamiast precyzyjnych liczebników używają ogólnych określeń typu „mało” i „dużo”. Nie istnieje u nich nawet podstawowe rozróżnienie „jeden”, „dwa”, „trzy”. Dlaczego? Klucz tkwi w ich kulturze. Brak potrzeby liczenia wynika z prostoty ich życia: nie gromadzą zapasów, nie prowadza handlu w klasycznym rozumieniu, nie planują długoterminowo. Dla nich znaczenie ma to, co tu i teraz - a do tego nie potrzeba liczb.


W 1986 roku badacz Daniel Everett odkrył, że w języku Pirahã istnieją jedynie dwa słowa odnoszące się do liczb: hói i hoí, które początkowo zinterpretowano jako oznaczające odpowiednio „jeden” i „dwa”. Jednak niemal 20 lat później dalsze badania wykazały, że te słowa nie odnoszą się do konkretnych liczb, lecz raczej do ogólnych pojęć „mniej” i „więcej”.


W jednym z eksperymentów na stole układano kolejno dziesięć szpulek nici, dodając je po jednej. Następnie pytano członków społeczności Pirahã, ile szpulek widzą. Wszyscy czterej badani zgodnie z wcześniejszą hipotezą używali słowa hói dla jednej szpulki, hoí dla dwóch, a w przypadku większej liczby szpulek stosowali mieszankę hoí i słowa oznaczającego „wiele”.


W drugim eksperymencie procedurę odwrócono: na stole od razu znajdowało się dziesięć szpulek, które stopniowo usuwano po jednej. W tym przypadku jeden z uczestników użył słowa hói (wcześniej uznawanego za odpowiednik „jeden”), gdy na stole pozostawało jeszcze sześć szpulek. Co więcej, wszyscy czterej badani konsekwentnie stosowali to samo słowo, gdy liczba szpulek zmniejszyła się do trzech.


Chociaż Michael C. Frank i jego współpracownicy nie podjęli się wyjaśnienia różnic w wynikach obu eksperymentów, doszli do wniosku, że badane terminy są znacznie bardziej prawdopodobne do interpretacji jako określenia względne lub porównawcze, takie jak „kilka” lub „mniej”, niż jako absolutne liczebniki tak, jak np. „jeden”.


OBECNIE

W 2012 roku w społeczności Pirahã otwarto szkołę, w której uczono języka portugalskiego i matematyki. W rezultacie obserwacje dotyczące pojęcia ilości stały się trochę trudniejsze, ponieważ nowa wiedza wpływa na wyniki badań. 


------------

Mam nadzieję, że nie jesteście rozczarowani. Jest jeszcze kilka publikacji o tym języku w Brazylijskich mediach, ale w zasadzie tylko potwierdzają odkrycia Daniela Evretta, Edwarda Gibsona i Petera Gordona. Dodatkowo w źródłach macie po angielsku tekst o językowej rekurencji, a raczej jej braku w języku Pirahã. 

------------

#apwdndziwen < - - -


------------

#ciekawostki #dziwnesowiepytania #brazylia #pinha #amazonia #jezyki

------------

Źródełka to głównie WIKIPEDIA - Angielska i Portugalska

i TO, co jest oparte na oryginalnej pracy wyżej wymienionych panów, jak i obiecana praca/artykuł: REKURENCJA I JEJ BRAK W JĘZYKU Pirahã

9c85d934-6344-4e71-8eab-eef0fd1809f2
39645bf3-dfec-4138-aacc-774f782cbab8
c5c36eab-efb8-4d69-bab6-5badfff03f61
c58bbbb2-e549-4aae-9762-0b57ac4d78dc
8f302b30-336c-457e-9ef7-6d2a5b89adb0
Wrzoo

@Dziwen Jeżu, nawet nie wiesz, jak często nazwa "Piraha" padała u nas na studiach. Językoznawcy ich absolutnie kochają. xD

kitty95

H⁎j to h⁎j, po co wnikać.

Zaloguj się aby komentować

HEJTONERZY- ODPOWIEDŹ

Stwierdzeniem nieprawdziwym było - jak niektórzy podejrzewali - to o sfermentowanym rekinie, gdzie zmieniłem lokację (Islandia) i nazwę (Hákarl) na inne, związane z Oceanią.


DLACZEGO REKINA SIĘ FERMENTUJE?

Żeby przetrwać w trudnych warunkach, rekin polarny magazynuje mocznik i trimetyloaminę w swoich tkankach, co sprawia, że jego mięso jest toksyczne i niestrawne. Na Grenlandii, gdzie hákarl jest równie popularny, osobę pijaną nazywa się "shark-sick" („chory na rekina”, choć może ktoś wpadnie na lepsze tłumaczenie) - i nie bez powodu.


Zjedzenie surowego mięsa tej ryby to nie tylko obrzydliwe doświadczenie smakowe, ze względu na wysoką zawartość amoniaku, który pachnie jak mocz lub środek czyszczący, ale również ryzyko ostrego zatrucia. Objawy to dezorientacja, osłabienie, nudności, wymioty, a nawet drgawki. Z zewnątrz może to wyglądać jak upojenie alkoholowe, a dolegliwości mogą obejmować bóle brzucha i silne osłabienie.


JAK TO SIĘ TRADYCYJNIE PRZYGOTOWUJE?

Głowa i wnętrzności rekina są usuwane, a mięso dokładnie płucze się w wodzie. Następnie umieszcza się je w płytkim dole wyłożonym żwirem lub piaskiem, przyciska ciężkimi kamieniami i pozostawia na 6 do 12 tygodni, w zależności od pory roku. W tym czasie zachodzi fermentacja, która rozbija toksyny i usuwa nadmiar amoniaku. Po fermentacji mięso kroi się w paski i suszy na wolnym powietrzu przez kilka miesięcy. Na jego powierzchni tworzy się brązowy nalot, który usuwa się przed podaniem.

Nowoczesny proces nieco się różni od tradycyjnego, ale zasada pozostaje ta sama - fermentacja neutralizuje toksyny, a suszenie wydłuża "datę zdatności do spożycia".


CZY W OCEANII JEST COŚ PODOBNEGO?

Nie w takiej formie, dlatego ją wybrałem. Sama fermentacja ryb jest powszechna, ale proces i czas trwania są zupełnie inne. Najczęściej stosuje się coś, co przypomina marynowanie (ale ja się nie znam) - ryba zanurzona jest w sfermentowanym mleczku kokosowym przez kilka lub kilkanaście dni.

Dotatkoweo w Oceanii istnieje też danie fafaru (np. w Polinezji Francuskiej), gdzie rybę fermentuje się w wodzie morskiej z dodatkiem fermentowanych skorupiaków. Proces trwa kilka dni, a nie kilka miesięcy, jak w przypadku hákarla.


Nie tylko Skandynawia zna długie fermentacje ryb - na Filipinach w potrawie bagoong proces trwa do 90 dni.


NO DOBRA, ALE DLACZEGO TO JEDZO?

Przecież to niesmaczne... Odpowiedź jest prosta: głód i tradycja.

Przed wynalezieniem tego procesu rekiny polarne były łowione dla skóry i oleju, a resztę mięsa zakopywano, bo było niejadalne. Jedna z teorii mówi, że w czasie ogromnego głodu ktoś postanowił zaryzykować, odkopując i jedząc mięso - i przeżył. Tak mógł powstać proces fermentacji, który później stał się tradycją.


Reszta to kwestia kultury, czy tradycji - część naszych preferencji smakowych kształtuje się w dzieciństwie i takim sposobem to, co dla jednych wydaje się obrzydliwe, dla innych jest przysmakiem.

---------------

Gratuluję tym, co wiedzieli lub zgadli, a o innych opcjach z ankiety, które są prawdziwe, opowiem w innym terminie, dlatego warto obserwować społeczność lub tag:


APWDN Extra

#hejtonerzy


---------------

#ciekawostki #oceania #islandia #grenlandia #dziwnesowiepytania #kuchniaswiata #potrawy

Cześć info jest z angielskiej Wikipedii (wpisy o potrawie i o samym rekinie), a część z tej strony:

https://www.campervanreykjavik.com/post/hakarl-icelandic-traditional-delicacy

3edae8fb-bb7c-42b2-b5ae-168d38388bff
4d51b35f-7f89-4aa9-9b84-18ffcddebb67
cf55a2cb-9633-452b-9f72-61e97dbd1ab7
2eb72db5-2664-4ab3-9bbd-91feb1d2b500
b3120b2e-ff0c-4c09-bf30-f3ff0dd465fd
Fly_agaric

Jadłem. Obrzydliwe do przesady. Zjadane tylko po sporej ilości alko i to w ramach czalendżu.

Dziwen

@ebe jak coś, to tutaj znajdziesz odpowiedź do quizu, bo chyba dałeś piorunka już po tym, jak pobrałem listę do wołania.

Chrabonszcz

Bez sensu, ciekawostki powinny być unikatowe, a nie że się zmienia drobny szczegół w prawdziwym obyczaju.

Zaloguj się aby komentować

HEJTONERZY

Dawno nie było sowich quizów, a skoro mam wyzwanie na ankietę, to czemu by nie przywrócić tej serii z zaświatów? Nowa nazwa, nowy dom, nowy tag. Dajcie znać co wybraliście i dlaczego.


-------------------

Które stwierdzenie jest NIEPRAWDZIWE?


1. W Amazonii jest plemię używające języka w którym nie występują liczby, a wszystkie interakcje normalnie ich wymagające są zastąpione odpowiednikami wyrażeń "mniej" i "więcej".


2. W Nauru (państwo w Oceanii) tradycyjna potrawa zwana "mālie" jest przyrządzana ze sfermentowanego mięsa rekina, które zostaje zakopane w piasku na kilka miesięcy przed spożyciem.


3. W Tybecie praktykowany jest tzw. pochówek niebiański, gdzie zwłoki pozostawia się na szczytach gór, aby zostały zjedzone przez sępy.


4. W niektórych chińskich społecznościach nadal praktykowane jest małżeństwo duchów, w których związki zawierane są między osobami zmarłymi, a w rzadszych przypadkach, żywej ze zmarłą.


-------------------

Odpowiedź będzie pod pierwszym komentarzem po około 24h, a podczas tygodnia jak znajdę czas, to wrzucę krótkie wpisy w społeczności APWDN Extra i pod tagiem #hejtonerzy . No i wiadomo, można te rzeczy zgooglać, ale może ktoś się zabawi bez tego. XD


Staram się nie stosować trików językowych, dlatego nie skupiajcie się na dokładności zdań. Celem zabawy jest pokazanie, że są na świecie rzeczy o których mogliście nie słyszeć.


#hejtonerzy <

#glupiehejtozabawy #ciekawostki #dziwnesowiepytania #chiny #tybet #oceania

b2b45532-b6be-47e4-979b-05aa788d2b00

Które stwierdzenie jest NIEPRAWDZIWE? (Rozwinięcie w tekście)

313 Głosów

Korea Południowa

O KATASTROFIE SAMOLOTU LINII JEJU-AIR I 7 LOTNISKACH, KTÓRE MAJĄ W PODOBNYCH PRZYPADKACH NIE BYĆ BEZPIECZNE

Najpierw trochę skrócę wam informacje i opiszę co wiemy o wypadku Jeju Air, żeby przejść do samych lotnisk.


29 grudnia ubiegłego roku samolot linii Jeju Air wracający z Bangkoku awaryjnie lądował na międzynarodowym lotnisku Muan w prowincji Jeolla Południowa, uderzając w betonową konstrukcję na końcu pasa startowego i stając w płomieniach. W tragicznym wypadku zginęło 179 ze 181 osób znajdujących się na pokładzie. Z tego, co wiem, przeżyły dwie stewardesy, które w momencie uderzenia siedziały na tyłach samolotu.


W sporym uproszczeniu to lotnisko ma jeden pas startowy, który posiada dwie przeciwstawne nitki o różnej długości. Ta krótsza, w odległości 250m, od jej końca ma konstrukcję betonową z antenami, które miały pomagać w lądowaniu. Wielu ekspertów uznało, że taka odległość nie jest zgodna z przepisami i przestrzeń za pasem w obu kierunkach powinna być wolna od tego typu przeszkód. Piloci podczas pierwszej próby lądowania dostrzegają, że część podwozia się nie wysunęła, dlatego zaczynają ponowne wznoszenie, podczas którego najprawdopodobniej ptak dostaje się do jednego z silników, który zaczyna szwankować. Dlatego podejmują próbę lądowania na pasie krótkim, a obsługa lotniska nie informuje ich o betonowej strukturze, która miała nie być obecna w informacjach, które posiadali. Samolot sunął po płycie lotniska, a zderzając się z tą konstrukcją, wybuchł, co macie TUTAJ na filmiku, jak go znajdę.


Eksperci uważają, że gdyby piloci zostali poinformowani o zagrożeniu, najprawdopodobniej wylądowaliby na dłuższej nitce, unikając przy tym wielu ofiar śmiertelnych, bo jest ona otwarta, ze względu na trwającą tam budowę.


Czarna skrzynka została wysłana na badania do USA i jak się okazało, miała przestać rejestrować wydarzenia na 4 minuty przed katastrofą.


Sim Jai-dong, były śledczy ds. wypadków w Ministerstwie Transportu, powiedział, że odkrycie brakujących danych z kluczowych ostatnich minut lotu Boeinga 737-800 tanich linii lotniczych było zaskakujące i sugeruje, że całe zasilanie, w tym zapasowe, mogło zostać odcięte, co jest rzadkością.


Po katastrofie wszczęto kontrole na innych lotniskach, które tak, jak w tytule, wykazały że 7 z 14 zbadanych ma elementy zagrażające bezpieczeństwu w przypadku podobnych wypadków. Niektóre miały podobne, wysokie konstrukcje betonowe, inne niższe murki i betonowe stopnie, czy podwyższenia. Konstrukcje podobne do tej znajdującej się na lotnisku Muan znaleziono na lotniskach Gwangju, Yeosu i Pohang Gyeongju. Reszta jest w TYM artykule.


Osobno, ministerstwo dokonało również przeglądu wszystkich wykorzystywanych w Korei Boeingów 737-800, tego samego modelu, który uczestniczył w katastrofie. Podczas gdy większość głównych przewoźników, w tym Jeju Air, T'way Air, Jin Air, Eastar Jet, Air Incheon i Korean Air, przestrzegała protokołów konserwacji systemów takich jak podwozie i silniki, niektórzy naruszyli przepisy. Naruszenia obejmowały przekroczenie interwałów inspekcji, zaniedbanie usterek samolotu i niewłaściwe procedury wsiadania pasażerów.

Ministerstwo nie podało nazwy tych linii, które miały naruszyć przepisy.


Taki skrót informacji, bo zabierałem się do pełnego artykułu, jak pies do jeża.

---------------------

Społeczność jest tutaj:

> APWDN Extra <

> #apwdndziwen <


#apwdnextra #ciekawostki #wiadomosciswiat #koreapoludniowa #wypadkilotnicze #katastrofa

---------------------

https://www.youtube.com/watch?v=0mTK91XMgC4

https://m.koreaherald.com/article/10389352

https://www.reuters.com/world/asia-pacific/south-korea-jeju-air-jet-blackboxes-stopped-recording-4-minutes-before-crash-2025-01-11/

0fc9369b-5798-4898-842d-ea0a6ccb7133
c723ab0d-5544-4ded-8710-6c4307f9dad3
65839b10-e60a-4d4b-a87c-ed04480e9223
ad29375e-e52f-40ce-a595-bfb10947100d
kitty95

Nie ma czegoś takiego jak pas startowy o dwóch "nitkach", to nie autostrada. Każdy pas ma dwa kierunki (namiary startu i lądowania) określane w stopniach geograficznych, a pasy mogą być równolegle obok siebie, co się na wielu, w tym wielkich, lotniskach praktykuje, wtedy dostają literki, np. 90R (Right - prawy) i 90L (Left - lewy). Przy podejściu do lądowania z wykorzystaniem systemów ILS (tych "anten"), a to 99,9% podejść samolotów liniowych, ryzyko pomyłki pasa jest prawie zerowe, choć bywały takie przypadki, ale ze względu na błędy pilotów. Każdy nadajnik ILS pracuje na osobnej częstotliwości i generuje wąską wiązkę sygnału, tak że nie zakłóca się z tym obok. Jedyna szansa złego wyboru pasa, to jak pilot źle odrobi zadanie z planowania lotu i nie zna warunków podejścia do docelowego lotniska, tak w skrócie. I co do zasady to pilot podejmuje ostateczną decyzję co do wyboru pasa czy kierunku lądowania, jeżeli bezpieczeństwo samolotu tego wymaga, a naziemna kontrola ma mu wtedy w tym pomagać.

DexterFromLab

@Dziwen o kurcze, co za pechowa koincydencja

Michumi

@Dziwen zaraz się okaże, że to akcja ekologów by ludzie bali się latać

Zaloguj się aby komentować