Tak sobie czytam Harry Potter and the order od phoenix i nie wiem czy to dojrzałość, doświadczenie czy rodzicielstwo (czy oryginał angielski używa lepszych określeń?) ale odbiór Harrego w tej części mi się diametralnie zmienił.
Zamiast się wkurzać na Pottera czuję współczucie bo chłopak ma mega PTSD a tak naprawdę zero współczucia, pomocy i zrozumienia nawet od najbliższych... może jedynie Syriusz jest pomocny ale zdecydowanie za mało mają tej relacji, a Harry czuje- w sumie uzasadniony- dystans do niego, bo wie, że wszystko i tak trafi ostatecznie do Dumbledora. I tutaj Syriusz popełnia błąd- bo powinien być figurą ostatecznie wspierającą Harrego, ale chce dobrze i ufa Dumbledorowi bezgranicznie, co źle wpływa na relację z młodym.
Harry wraca do Hogwartu, który zawsze był dla niego domem, a okazuje się kolejnym polem bitwy- po części narracja jest wykrzywiona przez straumatuzowane spojrzenie młodego- pojawiające się testrale, które są oczywistym symbolem i świadectwem śmierci- zarówno tej którą była, jak i tej którą nadejdzie.
I emocje, psychosomatyczne objawy targające Harrym podczas samotnych, bezsensownych nocy, impulsywność, gniew, uzasadnione poczucie izolacji. Następnie tortura- psychiczne znęcanie się Umbridge- a tak naprawdę całego systemu.
Pomimo upadków wychodzi z tego silny, twardy, a moment otwarcia się (opowieść o śmierci Cedrika) i późniejsza strata zamiast dodatkowo utwardzić jego serce, sprawiają, że uczy się empatii i zamienia historię o fiu bzdziu czary mary w jedną z piękniejszych opowieści o wybaczeniu, odkupieniu, a Harrego- dziecko w rozpaczy- w chrystusową figurę oglądającą człowieka, nawet zbrodniarza- oczami Boga: od narodzin do śmierci, przesuwając narrację z oceny do zrozumienie.
#harrypotter #ksiazki