@BillyBrama Kumpel kiedyś tłumaczył mi mechanizm, nie wiem na ile prawdziwy, ale brzmi sensownie. Żeby to zrozumieć, trzeba cofnąć się nieco w czasie, tak do okolic 2005. Trwa boom na studia, kto tylko może idzie na uczelnię robić magistra. Na uczelniach publicznych brakuje miejsc, więc jak grzyby po deszczu powstają różne Wyższe Szkoły Robienia Hałasu i Uniwersytety Gotowania na Gazie. Fast forward do przodu o kilka lat. Wyż demograficzny kończy studia, na uczelnie idzie pokolenie niżu lat 90, dla którego "papierek" nie jest już tak atrakcyjny. Popyt na szkoły prywatne spada.
Pewnego dnia ktoś wpada na pomysł, żeby zamiast skupiać się na rynku krajowym - zacząć oferować płatne studia studentom z zagranicy. Pomaga tu nowy sposób naliczania dotacji dla szkół wyższych, który przyznaje wyższe dotacje uczelniom, w których studentów zagranicznych jest więcej. W założeniu ma to sprzyjać budowaniu lepszego, bardziej "międzynarodowego" i atrakcyjnego programu nauczania. A co się dzieje?
Wyższe Szkoły Robienia Hałasu zaczynają kierować swoją ofertę odpłatnych studiów zagranicę. Tylko po co ktoś miałby przyjechać studiowaćdo POlski? Powód jest znów prozaiczny. Osoba, któa przyjeżdża do nas na studia ma de facto z miejsca uzyskane pozwolenie na pracę a po skończeniu studiów również pobyt. Pozwala to podejmować pracę w Polsce, a docelowo również w UE. Uzyskanie takiego pozwolenia oficjalną drogą jest dużo trudniejsze i bardziej kłopotliwe.
Więc cieszy się uczelnia, bo ma studentów i dostaje wyższe dotacje. Cieszy się Ministerstwo, bo w statystykach coraz więcej obcokrajowców i poland stronk. Cieszy się hindus, bo w łatwy sposób może przenieść się do EU. Ale chyba nie o to miało chodzić