Pan Jerzy
czyli ostatni slam w Gorzowie

***

Od Autora

Drodzy Najmilsi!

Hoy ist wielki grande finale van mijn opus magnum! Przynajmniej so far. Z racji tego, że chwila jest co najmniej podniosła to, żeby podnieść ją jeszcze bardziej, a także zapozować na autora nie tylko płodnego, ale i elokwentnego, a i we świecie obytego, to dzisiejszy wstęp postaram się okrasić znaczną liczbą wtrąceń in externis linguis. One zawsze dodają speechowi splendoru.

Ta księga, w odróżnieniu od wcześniejszych, została zaplanowana. Nie żeby jakoś skrupulatnie, bo to przecież by mi się nie chciało, no ale pisząc całą tę opowieść zbierałem sobie pointy poszczególnych wątków, zapisywałem na boku i w zasadzie pisanie tej części polegało wyłącznie na ułożeniu ich w kolejności i połączeniu w jakąś w miarę sensowną całość. Jak to wyszło? Nie mnie to oceniać. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać, bo gdyby nie Wy, to byłbym kimś, kto robi coś dla nikogo, jak to czasami powtarzają chłopaki z mojej ulubionej warszawskiej grupy improwizacyjnej Klancyk! – mocno polecam się wybrać, jeśli będziecie kiedyś we Warszawie!

Skoro już o improwizacji, to słowo o technicznej części powstawania tego wysrywu. Pisałem toto gówno korzystając z narzędzi, jakimi posługuje się to cudowne zjawisko artystyczne, jakim jest teatr improwizacji. To znaczy bez żadnego planu, a kolejne części powstawały wyłącznie na podstawie tego, co zostało opublikowane już wcześniej oraz tego co zdarzało się na bieżąco w naszej wspaniałej kawiarence. Jedyna decyzja, jaką musiałem podjąć, dotyczyła tego jak to wszystko zakończyć. Plany na zakończenie były dwa: albo happy end albo sad end, czyli totalna rozpierducha. Choć ten drugi był kuszący, wybrałem jednak pierwszy. Dlaczego? To znów rzecz, której nauczyłem się przy okazji warsztatów improwizacyjnych, gdzie jeden z instruktorów zawsze nam powtarzał: Postarajcie się w scenach przemycić trochę dobra, niech świat po waszym występie będzie choć odrobinę lepszy. Uważam, że jest to słuszna droga przy tworzeniu czegokolwiek, stąd zakończenie jest jakie jest. A jakie jest? O tym przekonacie się czytając zamieszczony poniżej tekst. Zaspoileruję tylko, bo mi się taka zgrabna fraszka ułożyła, która tego zakończenia dotyczy i nie umiem się nią nie podzielić. A brzmi ona tak:

Co by tam po drodze się nie wydarzyło
to niechże na sam koniec i tak wygra miłość.

No i właśnie: ta opowieść, która właśnie się kończy, mimo że w znacznej części mocno posrana, była jednak o miłości. W tej miłości przydarzały się naszym bohaterom rozmaite rzeczy, jak to w miłości bywa – lepsze, gorsze, ale miłość je wszystkie przetrwała, bo była to miłość wymyślona, a nie prawdziwa. Bo to tak już jest z tą miłością, przynajmniej książkową, że najważniejsze to żeby być razem ze sobą, razem cieszyć się z tego co się udaje i razem śmiać z tego co się nie udaje. A na koniec to i tak wszystko zależy od autora, więc po co bohater ma się w ogóle starać?

Dobrze. Koniec tego sentymentalnego bullshitu, czas przejść do rzeczy, czyli do tekstu właściwego. Tylko jeszcze jedna fraszka na sam koniec, bo też uważam, że całkiem zgrabnie mi wyszła:

Ponoć czekaliście Jerzego, tak jak kania dżdżu.
A Pan Jerzy już jest! Jerzy już jest tu!

Przyjemności, śmiechu i czego tam jeszcze sami chcecie!
A czytać ten poemat polecam w klozecie.

Wasz Autor.

***

Spis treści

Księga I – Zwycięstwo
Księga II – Do Grecji!
Księga III – W Grecji
Księga IV – Nadal w Grecji
Księga V – Ciągle w Grecji
Księga VI – Jeszcze chwilę w Grecji, ale dłużej już w Nowej Soli
Księga VII – W nadodrzańskich lasach
Księga VIII – Pod czerwonym butem
Księga IX – Nadal pod czerwonym butem
Księga X – Ciągle pod czerwonym butem
Księga XI – Jeszcze pod czerwonym butem

***

Księga XII
Kochajmy się!

Wygrana – Przygotowania – Ojczyzna wyzwolona – Noc przedślubna – Ślub – Wesele – Kochajmy się!

Pacha, gdy z Okęcia Uberem wróciła,
to bardzo mocno wtedy przygnębiona była:
– Problem finansowy, mójże Dżordżu, nas zżera,
bo majątek musiałam wydać na Ubera
i jakby było mało, jeszcze na dodatek
od spadku, za ten zamek, przyszedł mi podatek.
I tak się zastanawiam, co zrobimy teraz,
gdy stan naszego konta już poniżej zera?
Pomógłbym ochoczo w jakimś rozwiązaniu
lecz gdy na nią patrzę, to tylko o przyssaniu
umiem wtedy myśleć. Więc z twardym mym młotem
dodaję: – I ślub nasz jeszcze jest w sobotę!
A po ślubie – wreszcie! – czeka nas poślubna noc
choć ze ślubem to się wiąże też wydatków moc…
– Zaraz! – przerywa Pacha – Głupku, zapomniałeś?!
To znowu twoja wina! Dziś jest poniedziałek!
Co oznacza, że niedziela już była. Wczoraj.
Niedziela – losowanie, więc może kasiora
wygrana na nas czeka i nie wiemy sami
że na powrót jesteśmy znów milionerami?
I z torebki pomięty wyciągnęła los
i gdy sprawdziła liczby, zaśmiała się w głos,
bo liczby zwycięskie były, niech czytelnik zna:
liczba cztery, liczba sześć, i liczba – jakże! – dwa!
I właśnie takie liczby Pacha zaznaczyła
bo tylko do sześciu się liczyć nauczyła
i na moje pytanie: – Powiedz, moja muzo,
ile żeśmy wygrali? Odpowiada: – Dużo.

Ten tydzień do wesela to na tym nam zleciał
że Pacha w zakupowy wpadła wtedy szał
i zakupy zrobiła przeogromnie duże
aż w powiecie wszystkie wykupiła róże!
Więcej nic ciekawego raczej się nie działo
no, może poza tym, że każde z nas srało.
A więc w tym miejscu, w celach statystycznych,
my, Autor, podajemy adekwatne liczby:
Pacha, jak to pisklę, co opuściło gnieździe,
gdzieś po szaletach srała, czyli na wyjeździe,
i oddała przez ten czas tylko cztery stolce;
bolesne: jadła róże, a te mają kolce;
@moll , jako ta ptaszyna, maleńki wróbelek
srała zaś wtedy często, lecz na raz niewiele:
chodziła więc po kuchni i puszczała gazy
i w te pięć dni ona srała dziewięć razy
(jakby swoje trawienie mogła kontrolować
ażeby móc na palcach stolce porachować);
Splash, mężczyzna o jelit pojemności wielkiej,
to świata bić rekordy postanowił wszelkie:
dwa razy tylko wysrać jemu się zdarzyło
lecz za to każda kupa ważyła pięć kilo;
ja, przejęty kawalerskiego stanu końcem,
przez tydzień obeszłem się jednym tylko stolcem;
objętością i wagą nie równym Splashowi:
nie ma na świecie zucha, co mógłby to zrobić!

Wiemy, że róż wtedy zabrakło w powiecie,
lecz zobaczmy co jeszcze działo się na świecie:
w gdańskiej stoczni (trochę czasu to zabrało)
Wałęsie przez mur wreszcie skoczyć się udało
i przybył on do nas na wesele w gości,
a choć miał swoją Dankę, Pachy mi zazdrościł!
Po Jałcie za Bugiem krasnoarmijcy stali
a wraz z nimi stał tam sam towarzysz Stalin.
Na tym Zabużu wówczas doszło do zatargu
bo na wycieczkę tam, wprost z Nowego Targu,
dzielnych się cała armia wybrała górali.
Wynik starcia: Stalin w kosmos się oddalił.
I, jak leciał, gdzieś koło Jowisza to było,
to tam ze złości zesrać mu się przydarzyło.
Beria, co z nim leciał, nie był gorszy wcale
bo miał przed Uranem gacie całe w kale.
Tak lecieli Stalin z Berią obesrani
do karła czerwonego: Proximy Centauri.
Tylko w Watykanie pojawił się wakat
chociaż po Stalinie nikt przecież tam nie płakał.
Kardynałowie szybko rozwiązali sprawę
i nowoczesne, on-line, zwołali konklawe.
Tylko, jakby Polakom to zrobili na złość,
bo na Tronie Piotrowym zasiadł z Niemiec gość.
Polacy to zawsze pod górkę jakoś mają
ale się, mimo wszystko, nigdy nie poddają:
nie dotknął nas ten ponury purpuratów żart
bo ten, jak się okazało, wybór to nasz fart.
Niemiec się przejęzyczył, omskła mu się morda,
i zamiast reparacji, to zerwał konkordat.
Ojczyzna wolna! – spełnione marzenie pasze
i z radością ona na ręce mi skacze.
Wałęsa rzekł: – Cieszyć możem się wolnym krajem!
Dżordż, my obaj nobliści! – rękę mi podaje.
Ja, bo Pachę trzymam, to podać mu nie mogę
więc, zamiast podać rękę, podaję mu nogę.
A dzień tamten pamiętny, gdy kraj nam oddano
była to wilia ślubu, czyli piątek rano.

Kiedy nadszedł już wieczór przedślubny, piątkowy,
to poszliśmy spać wcześniej, żeby być gotowym
na jutrzejszy ślub. Pacha, gdy się położyła
obok, takimi słowy do mnie się zwróciła:
– Mam do ciebie prośbę, mój drogi Dżordżu Starku,
bo kark mnie trochę swędzi. Podrap mnie po karku!
Drapałem długo, aż dodrapałem się do krwi,
a Pacha na mnie spojrzała, dziwnie marszcząc brwi
i rzekła: – No dobrze, niezdarne me kochanie,
powiem wprost: dzisiaj chęć mam na twoje przyssanie!
Ale, mój Dżordżu, jeszcze mam tam trochę sucho:
jeśli chcesz mnie rozgrzać, to ugryź mnie w ucho.
A chcesz bym skończyła z bardzo głośnym achem?
To na koniec możesz ugryźć jeszcze w pachę!
I byłbym się przewrócił, dobrze, że leżałem
kiedy te świńskie słowa pasze usłyszałem.
– „Co będzie, jeśli zadość uczynię jej woli?!”
Więc mówię: – Gryźć nie mogę! Ósemka mnie boli!
Wtedy ona rzekła: – To do stomatologa
iść ty powinieneś. Ja: – Boli mnie też noga! –
tak jej odpowiadam. – Oj ciężkie ty masz życie!
Jeszcze ci na dodatek skończyło się picie! –
takie to słowa Pacha odrzekła mi na to
patrząc na mój pusty kubeczek z herbatą.
(Gdy w poprzednim zdaniu błąd zauważacie,
macie rację! Bo pusty tylko po herbacie
może być ten kubek; kubek bowiem z płynem
to zawsze przecież pełny, chociaż odrobinę)
A z ust Pachy także takie padły słowa:
– I coś cię jeszcze boli? A ja na to: – Głowa.
Co też tu dużo mówić? Troszeczkę speniałem
i, gdy mogłem się przyssać, to się nie przyssałem.

Uroczystość mieliśmy przy słońca zachodzie
w pobliskim rozarium, czyli róż ogrodzie.
Przede ołtarzem Pacha mocno się puszyła
bo sukienkę różową na się założyła,
i różowy welon, i buty (ciut za duże),
w ręce niosła jeszcze różowiutkie róże.
Ja wyglądałem jak knur niezaspokojony:
mój garnitur różowy to był zmechacony.
Stąd też to skojarzenie, że Jerzy to świnia:
te włoski wyglądały trochę jak szczecina.
Później na ślubie trochę zrobiła się draka
bo celebrował go ksiądz, co zalał robaka.
Mowa tego kapłana niewyraźna była:
bełkotał. Pani młoda aż się zawstydziła
i wyrzekła natenczas takie oto słowa:
– Czy nasza ceremonia może być tekstowa?
W zasadzie to ja nie miałem nic przeciwko,
lecz ksiądz jednak odmienne zajął stanowisko
i rzekł: – Musicie na głos wypowiedzieć słowa
żebym wasze małżeństwo mógł zaaprobować
powagą Kościoła. A później, rozumie się,
podjechać musicie jeszcze wy do USC
i tamże ten ślub wasz potwierdzicie pisemnie
lecz zrobicie to, moi mili, już beze mnie
bo konkordat, niestety, nie obowiązuje
i urzędnik kapłana już nie potrzebuje.
A gdy mówił, to z oczu leciały mu łzy
i płacząc, zapytał Pachy: – Więc, Pacho, czy ty
bierzesz sobie tego tutaj Dżordża za męża?
Na to Pasze na twarzy każdy mięsień się natęża
i nawet zza welonu widać jak jej głowa
znanych nam barw nabiera: już jest fioletowa!
– Tak! – odpowiada księdzu, jakoś niecierpliwa
i nogami przebiera, na boki się kiwa.
– Przyrzekam jemu wierność, miłość wręcz nieziemską…
Co tam jeszcze było?… A! Uczciwość! Małżeńską!
I przyrzekam trwanie w zdrowiu i chorobie,
tylko proszę o przerwę! Muszę ulżyć sobie!
I sprzed ołtarza nagle wyrwała jak strzała,
na pozwolenie księdza wcale nie czekała.
A że ta moja Pacha nawyk miała taki,
nie do toalety, lecz pobiegła w krzaki.
Ale ja ją rozumiem, pamiętam jej słowa,
że wysrać się w krzakach, to jednak swoboda!;
i to też jest element zgodnego pożycia
by nawzajem swobody swej nie ograniczać.
A gdy stamtąd wróciła moja prawie żona
twarz jej była grymasem jakimś wykrzywiona.
I rzekła: – Tren sukni wpadł mi trochę w kupę
a jeszcze i róże pokłuły mnie w dupę!
Teraz tę mą część tylną bardzo mam bolącą
a więc całe wesele będzie na stojąco!
Ja znów sprzeciwów żadnych na to nie wnosiłem
bo od samego rana już stojący byłem.
Wtem ksiądz przetrzeźwiał i spytał: – A ty Dżordżu Stark…?
A że i mnie srać się chciało, więc przerwałem: – Tak!
– No dobrze – ksiądz powiedział – jeśli tego chcecie
to od dziś srać będziecie na wspólnym sedesie.

Gdy wróciłem do Pachy po oddanym kale
to na weselną razem wkroczyliśmy salę.
Tam, w tych drzwiach sali, @moll na nas już czekała.
Witała suchym chlebem: sól się rozsypała.
Pacha na ten widok aż wychodzi z siebie:
– Dżordż! – zwraca się tak do mnie – To wszystko przez ciebie!
Nie chcę awantury. Choć oszczerstwo mnie boli,
nic jednak nie mówię i jem chleb sam. Bez soli.
– Małżeństwo to twierdzenie, że to drugie chrapie;
w Piątym Elefancie tak pisał pan Pratchett –
takimi słowy @moll Pachę ułagodziła
i na sam środek sali nas zaprowadziła.
A gości to tam przybyło ogrom! I dobrze!
Było ich tam tyle, co ryb śniętych w Odrze!
I koleżanka @moll , co nie tylko w gości,
a i pomoc niosła w całej rozciągłości
weselnego zaplecza. Tak więc gotowała,
gdy się coś rozlało, wtedy to ścierała,
naczyń było mało – na bieżąco zmywała,
w szatni także gości kurtki przyjmowała,
a gdy zespół się zmęczył, wtedy przygrywała.
Skoro o zespole: na nasze weselisko
słoń King opuścił swoje leśne legowisko
i na trąbie najdziksze wyczyniał swawole
jak jego imiennik, pianista Nat King Cole.
Z naszą @moll był też mąż jej @splash545 :
sonet, co dla nas napisał, przeczytać miał chęć.
Recytował go godnie: uniesiona głowa,
głos mocny! Takie stoickie k’nam padły słowa:
choć ślub to rzecz jedna z piękniejszych na świecie,
pamiętajcie też wszakże, że kiedyś umrzecie!
Byli też wśród gości, sam zaświadczam uczciwie,
dwaj panowie: @Piechur oraz @plemnik_w_piwie .
Groźny ich wygląd, twarze zdobiły im blizny
przynieśli nam oni też pieczeń z dziczyzny.
Tylko trochę ta pieczeń pachniała padliną,
a zalatywała też z lekka benzyną.
– Mięso – pytam – w jaki zdobyliście sposób?
– A, zwyczajnie – rzekli. – Łoś wpadł nam pod samochód.
I wcinaliśmy pieczeń ze skrzywionym nosem:
takim to sposobem był z nami i @Moose .
I jeszcze jeden prezent mieli nam do dania:
kurs zaoferowali dzieci usypiania.
Na to aż twarz Pachy rumieńcem zapłonęła:
– Za rodzenie dzieci przecież @moll już się wzięła!
I teraz wszyscy liczą, że urodzi malców
ona co najmniej tylu, ile też ma palców.
A @moll na takie słowa głaszcze się po brzuchu,
nie że z przejedzenia, choć zjadła racuchów,
i oznajmia: – Splash, mężu, ma decyzja taka:
jeśli syn, imię Jerzy; jeśli córka: Pacha!
A na naszym weselu także inni byli,
ci, co nie komentowali, ale grzmocili:
moderator: @bojowonastawionaowca
ten, który to uchodzić chciałby za fachowca,
ale ewolucji rang zatrzymać niewładny!
Jaki to jest fachura? Odpowiadam: żadny!
Była też z nami (jak jej nick czytać – kto wie?)
schowana gdzieś tam za drzewem pani @KatieWee .
A przy Odrze, co wartkim tam płynęła prądem
to biesiadował cały kajakarski związek!
I ksiądz, co ślub odprawił: płonęły mu lica
gdy ujrzał, że na stole to stoi Soplica.
Na tym naszym weselu i ja się zesrałem
kiedy to gdzieś wśród gości Zorbę tam ujrzałem.
Pacha zaś tego nie zauważyła człeka
no to ja, jak gdyby nic, udawałem Greka.
Gdy spytała mnie: – Czy kał ja od ciebie czuję?
Rzekłem: – Tak. Aż się zesrałem, tak cię miłuję.
I jeszcze @DiscoKhan krzyczał, gdzieś zza pomarańcz.
Chyba krzyczał do Pachy? Krzyczał: Tańcz, głupia, tańcz!
Lecz nim nastąpił pierwszy młodej pary taniec
wzięła się za prezentów-kopert oglądanie
moja Pacha. Sporo ich, choć goście to sknery
bo w każdej złotych DWIEŚCIE SZEŚĆDZIESIĄT CZTERY!
Na pierwszego naszego małżeńskiego tańca
to Pacha ma wybrała Różanego walca.
Tańczyliśmy ten taniec, co go Pacha chciała
i dlatego ze szczęścia ona się zesrała.
Ja zaś, kiedy w końcu tak blisko ją miałem
to też szczęśliwy byłem. Ejakulowałem.
@moll , widząc me spodnie, poplamione w kroku,
po tańcu mnie zabiera, szepcze mi na boku:
– „Żonę swą zaspokajaj” – to jest jedenaste
przykazanie – powiedziała mi, Polskim Chwastem
obdarowując. By po tańcu od hałasu
weselnego odpocząć, poszliśmy do lasu.
– Wiesz Dżordż – powiedziała mi ma @UmytaPacha
ja bardzo lubię ptaki. Chcę zobaczyć ptaka!
Na to ja namiętnie szepnąłem jej do uszka:
– Patrz tam miła! W krzakach siedzi jemiołuszka!
Pachę nie ucieszyła ta odpowiedź wcale.
Rzekła: – Ech… Chodź. Wrócimy już lepiej na salę!
A na sali wesele dobiegało końca
nie ze wschodem, lecz zaraz po zachodzie słońca.
Nie mieliśmy już czym podzielić się z ludem:
Splash, razem z księdzem, całą wypili już wódę
i się, po stoicku, zdążył zalać w trupa;
Pacha aż usiadła. Z krzykiem: – Moja dupa!
I z tym bólem dupy, co ją wtedy palił
to żeśmy na spoczynek wszyscy się udali.

W nocy to się nic specjalnego nie działo:
byliśmy zmęczeni i to drugie chrapało.
Rano poprowadziłem Pachę, moją żonę,
do Poloneza Caro – u Żyda kupiony;
bo w Nowej Soli komisów było wiele,
lecz żaden równać się nie mógł tam z Jankielem!
Ten to komisant-muzyk to się znał na rzeczy!
Nic nie stuka, nie puka, nawet nic nie skrzeczy!
Więc wsiedliśmy do auta, Pacha prowadziła
choć ból dupy nie przeszedł: trochę się krzywiła.
I odjechaliśmy, żeby było do rymu
nie do Grecji teraz, ale w stronę Rzymu.

A jak z nią jechałem, wiersza se pisałem,
co mi się tam skrobnęło – tutaj postowałem.
Wyszło ksiąg dwanaście. I dość! Czas kończyć ten smark!
Więc kłaniam się Wam do ziemi. Wasz autor: @George_Stark .

***

Epilog: zachęta

A jak jest wśród nas jakiś – jak pan Fredro – hrabia,
niechże księgę trzynastą czem prędzej dorabia!

***

Posłowie

W sprawie technicznej, dla ewentualnych przyszłych recenzentów: jeśli nie podomykałem jakichś wątków, to trudno; widocznie nie były tego domknięcia warte; jeśli narracja zmieniała się z pierwszoosobowej na trzecioosobową nagle, bez żadnej przyczyny ani zapowiedzi, albo w ogóle bez sensu, to był to efekt narracyjny. Niekoniecznie zamierzony. W końcu: licentia poetica!

W sprawie lirycznej, dla Miłych Czytelników: wypadałoby chyba na koniec komuś podziękować? Więc dziękuję Wam za to, że przez te kilkanaście tygodni chciało Wam się toto czytać, że byliście wspaniałą inspiracją dla tego poematu zasranego, że nadawaliście mu (czasem być może nieświadomie) kierunek. Że śmialiśmy się razem z siebie samych, bo to cenna umiejętność. Dla mnie była to fantastyczna przygoda i za to, że mogłem taką przygodę z Wami przeżyć, również dziękuję. W dobrym tonie jest chyba jeszcze czegoś życzyć na samo już zakończenie, więc, pozostając w temacie głównych wątków Pana Jerzego, czyli srania i miłości (w takiej kolejności) życzę na koniec (pozostając w dobrym tonie), żeby Wasze (tam Wasze!: nasze!) jelita były zawsze w porę puste, za to serca nieustająco pełne.

No i to chyba na tyle.

Wasz Autor.

***

Stopka redakcyjna

Oficyna Wydawnicza Kawiarnia #zafirewallem
Internet, 2024

@George_Stark , 2024
Redakcja: @George_Stark
Korekta: @George_Stark

#tworczoscwlasna #poezja

***

A, dodam jeszcze tag, jakby kiedyś komuś (po co?) zachciało się do tego gówna wrócić: #panjerzy .
moll

@George_Stark dzięki za dobrą zabawę

UmytaPacha

A czytać ten poemat polecam w klozecie.

@George_Stark w takim razie zgodnie z zaleceniami przerywam czytanie i odkładam na za kilka godzin : S ahhh godziny w napięciu

George_Stark

@UmytaPacha 

Wydrukuj se, żeby dało się podetrzeć.

UmytaPacha

@George_Stark nie mam drukarki ze sobą w podróży

splash545

@UmytaPacha w pociągu też można srać

( ͡° ͜ʖ ͡°)

UmytaPacha

@splash545 no nieeeeeeee zjechałam lekko w dół i zobaczyłam twój spoiler o aż 22 sranach

splash545

@UmytaPacha czytoj!

UmytaPacha

@splash545 nie! przeczytam zgodnie ze sztuką gdy nadejdzie pora

splash545

@UmytaPacha to nie czytaj więcej komentarzy bo od spojlerów gęsto

splash545

Bardzo się cieszę, że tak wspaniałe przedsięwzięcie udało się dopiąć do końca i że mogłem być w nim jednym z bohaterów.

Odcinek finałowy zacny i jeśli chodzi o happy endy i te inne to jak ogólnie jestem fanem złych zakończeń, a im gorsze tym lepsze, to w tym przypadku nie wyobrażałem sobie innego finału niż szczęśliwego. Tzn happy end był dla wszystkich oprócz @Moose xd co też było świetnym akcentem. Fajnie też poprowadziłeś narrację, że przez całe 11 epizodów można było współczuć biednemu Jerzemu, no a w 12 to współczucie przeszło na Pachę

Wszystko co dobre kiedyś się kończy, a tu koniec był satysfakcjonujący. Dziękuję za ten poemat i przygodę z nim związaną.



Poemat Pan Jerzy - cieszył nas i bawił

Póki nasz @George_Stark się kupą nie zadławił

George_Stark

@splash545 


Dziękuję.

splash545

Sprawy techniczne:


Licznik srań ogólny: 22


Szczegółowy:

Pacha - 4 + 1 ślubne + 1 weselne

Moll - 9 (tłumaczenie dlaczego tyle xd)

Splasz - 2x5kg

Dżordż - 1 + 1 ślubne + 1 weselne + spust w gacie

Stalin - 1 sranie kosmiczne (Jowisz)

Beria - 1 sranie kosmiczne w gacie (Uran)


***


Co się podobało? Wszystko! Ale jakbym miał wybrać co bardziej smakowite kąski w tym gównie to:


A na koniec to i tak wszystko zależy od autora, więc po co bohater ma się w ogóle starać?

To w sumie przed poematem ale bardzo mi się spodobała ta myśl


Odwrócona kolejność magicznej liczby xd


Tren sukni wpadł mi trochę w kupę

a jeszcze i róże pokłuły mnie w dupę! xdd


Śnięte ryby w Odrze - wiadomo czemu


Recytacja stoickiego sonetu No i picie z księdzem po stoicku też


Szczęśliwe zakończenie, ale nie dla Łosia - w sumie się powtórzę, ale co tam. Urzekł mnie ten brak happy endu dla kolegi xd


Imię dla córki Pacha całkiem ładne

KatieWee

@George_Stark nie wiem czy rozpaczać, że to już koniec tej historii, czy cieszyć się jak pięknie się skończyła

George_Stark

@KatieWee 


Cieszyć się. To zawsze fajniejsze.

DiscoKhan

@George_Stark brak słów, czekamy na druk i kiedy Pan Jerzy trafi do kanonu lektor szkolnych, toć to bezwzględnie głos współczesnego pokolenia i trafnie w sumie zawiera obawy i nadzieję ludzi naszej epoki!

George_Stark

@DiscoKhan 


Czemu chcesz zrobić krzywdę? Tylko nie wiem czy poematowi zasranemu, czy dzieciom.

bojowonastawionaowca

@George_Stark co to tu się...

UmytaPacha

dobra, gniazdko uwite i zaczynam

34e3be23-aa27-45f4-9af2-88cb202367b6
UmytaPacha

przy ślubie zapach wylewajacych się kontenerów moczu i kału sąsiednich kabin zaczął drapać w gardło, więc kontynuuję w innym miejscu

George_Stark

@UmytaPacha 


przy ślubie zapach wylewajacych się kontenerów moczu i kału


Toż to idealne tło aromatyczne do tej lektury!

UmytaPacha

@George_Stark no do ślubu takim było, ale przy pierwszym odruchu wymiotnym postanowiłam, że nie warto xD

George_Stark

@UmytaPacha No tak. Rzyg chyba żaden w poemacie się nie pojawił. A bakłażany byli...

UmytaPacha

@George_Stark mi coś świta, że rzyg był

Zaloguj się aby komentować