Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem, ale jak za dzieciaka w latach 90. leciało w telewizji, to oglądałem z zaciekawieniem. Choć odcinków i serii było na tyle dużo, że nie pamiętam, czy kiedykolwiek widziałem ten sam dwukrotnie i czy w ogóle wszystkie były puszczone w telewizji
Tak, powoli przez te wszystkie lata całe uniwersum utrwaliło mi się w pamięci.
Dwa lata temu, po obejrzeniu serialu Picard i finalnej scenie, gdzie wszyscy usiedli do stołu, pomyślałem: ale to było dobre. Genialne zakończenie! Coś mnie tknęło, że pora wrócić do całości i zacząć oglądanie od początku.
Do obiadu, na raty, czy tam w całości jak znalazł.
Potrzebowałem chwili, aby to ugryźć w dobrym momencie i w tym tygodniu obejrzałem pierwsze 3 odcinki.
Wrażenia? Jest ciężko. Pomijam oprawę oraz efekty specjalne, które kiedyś robiły wrażenie, a do tego mały zakrzywiony kineskop telewizora maskował wiele niedociągnięć, a ja byłem mały i głupi.
Tak, dzisiaj oprawę filmu widzę jak przedstawienie w teatrze z "prostymi" efektami komputerowymi.
A gra aktorska jest dramatyczna, wszyscy z kijem w tyłku i chyba nie dokońca wierzą w to co mówią.
A przedstawione wydarzenia im nie pomagają, bo wiecie, choroba na statku, gdzie każdy ma ochotę na miłość
Tak czy inaczej oglądam dalej, bo znam postacie i wiem, że w końcu aktorzy znajdą sposób, jak je dobrze przedstawić na ekranie.
#startrek #seriale
