Melduję wykonanie #jesiennewyzwania ! Moje zadanie (kurde najtrudniejsze jakie mogło być): - Upiecz rogale świętomarcińskie
Jako że szanuję wielkopolskie tradycje (no i siebie oraz większość użytkowników na tym portalu) to robię rogale marcińskie po prostu. Koło świętomarcińskich toto nie stało i nie stanie przez kilka następnych lat (po prostu umiejętności mi nie pozwalają i nie będę się oszukiwać) xD
Już przeglądając przepisy dotarło do mnie w co się wpakowałwm. Ilości rogali prognozowane na dużą rodzinę wielodzietną, trzy dni na przygotowanie (╯ ͠° ͟ʖ ͡°)╯┻━┻
Na szczęście istnieje też przepis, który nie straszy trzema dniami, a i rogali ma wyjść 12. 12 dużych rogali to jest coś co z małą pomocą drugiej połówki ogarniemy (chce czy nie chce, będzie zmuszona do dobrodziejstwa w postaci rogali😈)
No to zakupy udało mi się zrobić nie w ostatniej chwili. Było trochę na skróty, bo biały mak tylko na alledrogo a ja potrzebuję w nocy na jutro, więc gotowa masa z niebieskiego, reszta raczej zgodnie z przepisem.
Przygotowanie rogali rozpoczęło się koło 13 w niedzielę. Ciasto co chwilę trzeba wkładać do lodówki na dłuższy czas, mąka sypała się na stół zamiast do szklanki, marcepan uciekł mi na podłogę. Dużo rzeczy, co to mnie wkurzały. (Spokojnie, żadnych fafołów, okruszków czy innych takich na marcepanie nie było bo na szczęście nie wypadł z opakowania.)
W przepisie nie było wytłumaczone jak kroić ciasto, co też mnie zaskoczyło, bo nie każdy robił wcześniej rogaliki, a trójkąty mogą być różne. Ale jakoś tam mi się udało ogarnąć.
Do nierównej walki przeciw mnie i rogalikom stanął stary piekarnik gazowy (jak ja się z tym dziadem nie dogaduję (╯ ͠° ͟ʖ ͡°)╯┻━┻) i ogólnie kuchnia w wynajmowanym mieszkaniu (brak blatu roboczego, jeden mały stół) (tak, to pralka pod rozwałkowanym ciastem).
Na całe szczęście nie udało mi się upchnąć wszystkich do pieczenia na raz, bo dopiero w piekarniku zaczęły rosnąć. Około północy pierwsza partia poszła do pieczenia. Drugą partię udało się upiec rano przed pracą.
Całkiem smaczne, kruszą się jak świętomarcińskie, smakują podobnie ale bardziej maślanie.
Kuchnia to raczej nie jest moje miejsce (oprócz zmywania i robienia gziku), ale ciekawe przeżycie, polecam. Udało mi się nie robić ekstremalnie na ostatnią chwilę więc możecie być ze mnie dumni.







