@Eat bo ludzie po prostu zaczynają otwierać oczy na to kurestwo, którym ich karmili przez lata i już im przestaje "nie przeszkadzać" to, ze muszą tracić na to czas. Temu nagle zaczęło się grzebanie i głośne mówienie, że religia w szkole (chociaż umówmy się- to jest katecheza, a nie religia) jest opt-in, a nie opt-out i ty masz się na to co najwyżej wpisywać, a nie wypisywać i jeszcze przechodzić jakiś pierdolony sąd kapturowy, że jakim prawem śmiesz śmieć.
Nagle zaczęło się głośne zadawanie bardzo niewygodnego pytania jak to jest, że chodzisz na ten pseudoprzedmiot od początku podstawówki do końca szkoły średniej, przez kilkanaście lat, i przez te kilkanaście lat, 2 razy do roku (bo przecież plan zmienia się co semestr) ŻADNA klasa nie ma religii na początku ani na końcu. Oczywiście zaraz się włącza automatyczne gadanie jakiegoś napuszonego typa, że "to przypadek bo oni nie mają możliwości". Nie mają możliwości, poza tą, że te plany klepie im program w sekundę od ustawienia parametrów, więc no kurwa jeśli to nie jest ustawka to ja idę skreślać totka, szybciej trafię szóstkę.
Ludzie mają dość tej przeciskanej bezczelnej propagandy i ogłaszanie tego prawdą objawioną, często ustami gości, którzy biorą te wszystkie przykazania, nakazy, prawdy i inne magiczne wyliczajki i podcierają sobie tym rzyć łamiąc dosłownie każdy punkt w najbardziej chamski i odrażający sposób.
Dlatego tak mocno zaczyna spadać uczestnictwo dzieciaków na tym wannabe-przedmiocie. Dlatego kościoły zaliczają takie spadki wiernych na mszach, spada liczba przyjęć po kolędzie, chrztów, ślubów i innych dochodów z szeroko pojętej tacy. Bo w międzyczasie ci ludzie dorabiają się własnych dzieci i już nie są tacy hurra do przodu, żeby je przeciskać przez całą tę maszynkę z chrztem, komunią, bierzmowaniem i tak dalej. Bo wychodzą z najlogiczniejszego założenia, które powinno działać od początku- jak dzieciak czuje potrzebę i chęć, to niech dorasta i obserwuje to, jak dorośnie i dalej będzie stał przy swojej decyzji, to sam zadecyduje o przystąpieniu do sakramentów. Tak po prostu. A nie jak do tej pory- dzieciak za przeproszeniem jeszcze dobrze nie wysechł po porodzie, nie ma żadnej świadomości samego siebie, nie ma pojęcia o swoim istnieniu, ale już szybko szybko kochanie, lecimy do kościółka bo chrzest musi być chrzest bo co ludzie powiedzo!
Czy będzie u nas scenariusz irlandzki? Szczerze w to wątpię, ale Kościół robi od dłuższego czasu any% speedrun w totalnym zobrzydzeniu siebie do wszystkich i idzie im to doskonale. A co dalej z ludźmi? A nic, kto będzie chciał, ten po prostu będzie się modlił w domowym zaciszu, sam dla siebie. Wreszcie skończy się tą chorą hipokryzja z łażeniem co niedzielę i święto do magicznego budynku, żeby tylko ludzie zobaczyli, bo jak nie pójdziesz klepać zdrowaśków akurat tam i cię nie zobaczą, to się jakimś sposobem nie liczy. A modlitwa to podobno indywidualna rozmowa człowieka z Bogiem, a nie festiwal popularności.